Nieważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy. Mistrzowska końcówka Rakowa!

Lechia Gdańsk wracała do Ekstraklasy w bardzo optymistycznych nastrojach, nie mając sobie równych w 1 Lidze. Jednakże one przygasły już po rozpoczęciu nowego sezonu, już na najwyższym szczeblu ligowym. Po 5 meczach gdańszczanie zgromadzili jedynie 2 punkty, zamykając na start 6. kolejki tabelę PKO BP Ekstraklasy. Po druzgocącej porażce z Puszczą Niepołomice Lechia podjęła u siebie Raków Częstochowa. Mistrzowie Polski z 2023 roku przed tym pojedynkiem zajmowali 7. miejsce, z jedną tylko porażką. Do Trójmiasta wybrali się już bez swojego czołowego napastnika, Ante Crnaca. Przypomnijmy, Chorwat został sprzedany do Norwich za niebagatelną kwotę 11 milionów euro.

Koneserzy futbolu w Polsce mają się bardzo dobrze

Obydwa zespoły zaczęły to spotkanie od gry w wysokim pressingu, starając się przebić pod bramkę rywala. Ich starania w pierwszych minutach były kompletnie nieskuteczne. Patryk Makuch miał ciąg na bramkę już od pierwszego gwizdka, ale fatalnie uderzył w 3. minucie. Lechii z kolei nie do końca wychodziło wyprowadzanie ataków i wychodziło jej to dość pokracznie. Coś tam na boisku niby się działo, ale konkretów zdecydowanie brakowało. Przez 20 minut padł jedynie jeden celny strzał. Oddał go Makuch w 8. minucie, ale Szymon Weirauch musiałby nie mieć rąk, żeby tego uderzenia nie obronić.

REKLAMA

W pierwszej połowie tego spotkania więcej było chwilowych problemów zdrowotnych i przerw w grze niż ładnych, składnych akcji. Takowa miała miejsce w 25. minucie, autorstwa podopiecznych Szymona Grabowskiego. Maksym Chłań zagrał płasko do Bohdana Wjunnyka, ale nie wiedzieć czemu Ukrainiec nie doszedł do strzału. To nie było płynne starcie – albo jeden z piłkarzy leżał na murawie z grymasem bólu na twarzy, albo kibice tworzyli na trybunach klimat iście argentyński, rzucając serpentyny na boisko. Ekipa z Trójmiasta więcej utrzymywała się przy piłce, ale w sumie to tyle można powiedzieć o jej grze. Dużo walki fizycznej, ale dobrych akcji bramkowych – jak na lekarstwo. Grunt, że przynajmniej kibice na trybunach dobrze się bawili.

Gol wspaniałej urody na wagę prowadzenia

O ile Lechistów czyste konto Weiraucha mogło cieszyć, o tyle 0 zdobytych bramek – już niekoniecznie. Dlatego też trochę bardziej przycisnęli w drugiej połowie i zaczęli nieco więcej atakować. Gdańszczanie zrozumieli, że Raków nie taki straszny, jak go malują i nie są bez szans w tym spotkaniu. W 59. minucie to przyniosło oczekiwany rezultat. Conrado przeciął podanie jednego z piłkarzy przyjezdnych, torując drogę do kontrataku. Potem akcję napędził Chłań, który zgrał do Camilo Meny. Kolumbijczyk odnalazł Rifeta Kapicia, a Bośniak w pięknym stylu umieścił piłkę w siatce.

źródło: Canal+ Sport/X

A jednak Raków!

Raków próbował jakoś odpowiedzieć na tego gola, ale to nie wychodziło im najlepiej. Blisko wyrównującego gola był Makuch w 65. minucie, lecz nieznacznie chybił. To była w sumie najlepsza okazja na bramkę na 1:1. Lechia grała bardzo mądrze i nie dopuszczała do głosu przyjezdnych z Górnego Śląska. Utrzymywał się korzystny wynik, co dla gdańszczan było sprawą kluczową, patrząc na tabelę. Do tego dokładali dobrą grę w obronie, co jest z pewnością rzeczą bardzo zaskakującą, zestawiając ich grę w starciu z Puszczą do tej dzisiejszej. Czas gonił Raków i mieli go coraz mniej na wyrównanie.

Medaliki podejmowały coraz więcej ryzyka – w końcu musieli je podjąć, żeby uratować przynajmniej remis. Ich akcje nie należały do najgroźniejszych i niewiele wskazywało na zmianę wyniku na korzyść gości z Częstochowy. Lechia pewnym krokiem kroczyła po 3 punkty i wyjście ze strefy spadkowej. Jednakże podopieczni Marka Papszuna w końcu się zmobilizowali i zadali dwa bolesne ciosy. Jako pierwszy w końcu trafił głową Makuch, po mierzonym dośrodkowaniu Dawida Drachala. Zaledwie 3 minuty później prowadzenie Rakowowi zapewnił Jonatan Braut Brunes – Weirauch nie miał najmniejszych szans przy interwencji.

źródło: Canal+ Sport/X

Lechia miała ten mecz pod pełną kontrolą. Mieli wynik korzystny, a do tego grali bardzo rozsądnie. To pozwalało wierzyć, że gdańszczanie pierwszy raz w tym sezonie zdobędą komplet punktów. Cóż, nie bez powodu mówi się, że gra się do ostatniego gwizdka. Raków pokazał pełnię klasy, jakości i opanowania, ratując na minuty przed końcem trzy oczka. To pozwoliło Medalikom objąć pozycję lidera w tabeli Ekstraklasy. Lechia z kolei wciąż na jej szarym końcu.

Lechia Gdańsk – Raków Częstochowa 1:2 (Kapić 59′ – Makuch 87′, Brunes 90′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,701FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ