Na co tak naprawdę stać reprezentację Polski?

Trudno nie odnieść wrażenia, że nad biało-czerwonymi od dawna czuwa opatrzność. Już w momencie losowania baraży przed Mundialem w Katarze, udało nam się uniknąć rywalizacji z takimi reprezentacjami jak Portugalia czy Szkocja. Zamiast tego, trafiliśmy na Rosję oraz zwycięzcę pojedynku Czechy — Szwecja. Finalnie wystarczyło jedynie pokonać Skandynawów i mogliśmy rezerwować bilety na Mistrzostwa Świata. Na nich — biało-czerwoni osiągnęli swój cel, przechodząc do fazy pucharowej. Narzekano na styl, a jednak finalnie znaleźliśmy się w gronie 16 najlepszych nacji świata.

REKLAMA

Zawirowania w kadrze kosztowały Czesława Michniewicza utratę posady, epizod Fernando Santosa był stratą czasu i punktów. Ratownikiem został więc Michał Probierz, który, póki co nie przegrał żadnego ze spotkań, ale po remisach z Mołdawią i Czechami, zostaliśmy zepchnięci do baraży. Mimo fatalnych kwalifikacji nasze szanse awansu na turniej i tak są wysokie. Trudno bowiem zakładać, że nie poradzimy sobie z Estonią — a i wygrany pary Finlandia/Walia powinien być spokojnie w naszym zasięgu. Pytanie, co dalej? Czego właściwie możemy oczekiwać po reprezentacji Polski?

Paradoks sytuacji polega na tym, że Probierz ma zostać dla kadry nowym Czesławem Michniewiczem

Na ten moment, liczy się jedynie awans na turniej. Jeśli przebrniemy przez baraże, na mistrzostwach będziemy pewnie celować w wyjście z grupy (a można tego dokonać, nawet zajmując 3. miejsce). Dalej faza pucharowa — więc wiara, że „jakoś przepchniemy”. Gdy Michniewicz odchodził, powtarzano brednie (życie szybko to zweryfikowało) przeceniające potencjał polskiego futbolu. Byliśmy w gronie 16 najlepszych drużyn świata, ale opinia publiczna zachowywała się tak, jakby oczekiwano wyrównanej rywalizacji z Argentyną i Francją.

Kwalifikacje Euro 2024 pokazały, jak bardzo ograniczona jest polska piłka nożna. Wystarczy, że Robert Lewandowski nie jest w wysokiej formie, a biało-czerwoni mają problem z pokazaniem swojej wyższości nad mocno przeciętnymi rywalami. Piłkarze są skreślani, a za chwilę wracają do składu. Okazuje się, że ważną rolę w zespole odgrywać ma 26-latek z ligi bułgarskiej, a jedyna pozycja, na której mamy rywalizację, to obsada bramki. Chcemy mierzyć wysoko, ale mamy zbyt krótkie nogi, by mocno odbić się od ziemi.

Kwalifikacje nie mają żadnego znaczenia

Przepraszam bardzo, ale czy ktoś z Was pamięta które miejsce zajmował Adam Małysz w kwalifikacjach konkursów, które wygrywał? Albo ile pobiegł Usain Bolt w półfinałach zawodów, gdy bił rekord świata? Od dawna dziwi mnie mentalność przesadnej analizy stylu polskich piłkarzy w spotkaniach, które trzeba po prostu wygrywać. W kwalifikacjach liczy się nie to, by grać piękny futbol, ale by awansować. Dlatego szokujące było zwolnienie Jerzego Brzęczka, który świetnie wywiązywał się z powierzonego zadania. Kadra nie miała charakteru — ale miała punkty. Dziś brakuje jednego i drugiego.

Michał Probierz musi poświęcać walory estetyczne dla wygrania baraży. Awansujemy na Euro 2024 – wystrzelą korki szampanów i znów będzie pompowanie balonika oczekiwań. Nie ma w tym nic złego, bowiem wygrane budują relacje między kibicami a drużyną narodową. Jesteśmy obecnie o 9 spotkań od zdobycia trofeum Mistrzostw Europy. I chociaż brzmi to kuriozalnie, niczego przecież nie można wykluczyć.

Czy Polska ma szansę zostać drugą Francją? Oczywiście, że nie. Nie mamy tak dobrych piłkarzy — niestety, prawdopodobnie nigdy mieć nie będziemy. Czy Polska ma szansę zostać drugą Grecją? Przede wszystkim — brakuje nam dyscypliny. Nie potrafimy zachowywać czujności w obronie, licząc na jedną, skuteczną akcję w ofensywie. Probierz ma spore oczekiwania względem defensywy, jednak budowanie żelaznej obrony na Bednarku czy Kiwiorze może najdelikatniej rzecz ujmując okazać się strzałem w kolano. Zasadniczy problem polega na tym, że polscy piłkarze nie rozwijają się zgodnie z oczekiwaniami. Chyba jedynym, który robi znaczący postęp, jest Sebastian Szymański.

Stać nas na wynik, ale nie na wybitną grę

Czy jesteśmy w stanie awansować na Euro 2024? Tak, jak najbardziej. Porażka z Estonią/Finlandią/Walią byłaby sporym ciosem. Czy jesteśmy w stanie zostać czarnym koniem Euro 2024? Wbrew pozorom — nie można tego wykluczyć. To jest tylko futbol, w którym można mieć swój dzień i ograć każdego. Nie powinniśmy jednak łudzić się, że za pół roku będziemy piłkarskim gigantem, gotowym rzucać wyzwanie potęgom. Do tego potrzeba klasowych defensorów, których margines błędu jest minimalny. Liderów, którzy robią różnicę w decydujących momentach. Opcji w ofensywie innych niż „laga na Robercika” i „wrzucamy tysiąc razy, może coś się uda”. Biało-czerwoni musieliby doszlifować stałe fragmenty gry, konieczne jest także zbudowanie odpowiedniego ducha drużyny. Często wspominany jest okres pracy Adama Nawałki, ale tamta kadra potrafiła pokazywać swoje atuty na boisku i wygrywać. Jeśli nie potrafiła wygrywać — to chociaż remisowała.

Probierz będzie szukał swojego Mączyńskiego i Pazdana. Reprezentacja prawdopodobnie będzie bazowała na prostym futbolu, nastawionym na wynik. Doszliśmy do momentu, w którym pozostaje nam wierzyć, że wszystkie elementy, nawet jeśli nie są najwyższej jakości, w którym momencie zazębią się i dadzą efekt. Powtarza się sytuacja sprzed baraży o Mundial 2022. Nie liczmy na cud — wierzmy jednak, że do ogromnego szczęścia w końcu dorzucimy wysokie zaangażowanie i determinację, by powtórzyć wynik z 2016 roku.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,651FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ