Koniec miesiąca miodowego. Jak Brentford wtopiło się w ligową rzeczywistość

Na początku sezonu byli rewelacją ligi. Po pierwszych siedmiu kolejkach mieli 12 punktów i zajmowali siódme miejsce. Brentford w Premier League było nowością, wniosło do ligi powiew świeżego powietrza. Co więksi optymiści oczami wyobraźni już wizualizowali sobie ich zespół debiutujący w europejskich pucharach. Po dwóch i pół miesiącach obecność beniaminka w okolicach miejsc pucharowych jest już dla kibiców wyłącznie miłym wspomnieniem. Z każdym kolejnym tygodniem Pszczoły tracą swój blask i coraz mocniej wtapiają się w szarą ligową rzeczywistość. Po obiecującym starcie sezonu Brentford kompletnie spowszedniało.

REKLAMA

Jedna wygrana Brentford w miesiącu

Po ostatniej wygranej z Aston Villą (2:1), w pierwszej kolejce bieżącego roku, w mediach popularna stałą się statystyka, że Brentford w każdym miesiącu odnosiło jedno zwycięstwo. Na pierwszy rzut oka można stwierdzić, że zespół Thomasa Franka jest niezwykle regularny, w końcu wygrywa w podobnych odstępach czasu. Jednak z drugiej strony, jeżeli wgłębić się bardziej w tę statystykę, okazuje się, że nie jest to do końca prawda.

Od wielu lat to grudzień jest najbardziej intensywny w Premier League pod kątem ilości spotkań. W tym miesiącu Pszczoły rozegrały najwięcej, bo aż pięć spotkań. Dla porównania w październiku były to cztery mecze, a w pozostałych miesiącach trzy. Wgłębiając się bardziej, okazuje się, że w grudniu Brentford wygrało tylko 20% spotkań i zdobywało średnio 0,8 pkt na mecz, podczas gdy do tego miesiąca wartości te wynoszą odpowiednio 30,8% wygranych i 1,23 pkt na mecz. Różnica jest znacząca.

Z resztą, aby zobaczyć spadek formy Brentfordu w porównaniu do początku rozgrywek, wcale nie trzeba tak dogłębnie analizować ich wyników. Wystarczy po prostu spojrzeć w tabelę. Po siódmej kolejce podopieczni Thomasa Franka zajmowali siódme miejsce z dorobkiem 12 punktów. Obecnie są na 14. pozycji, a do siódmego miejsca mogącego zapewnić udział w europejskich pucharach tracą aż dziewięć punktów. Ponadto warto zaznaczyć, że The Bees mają tylko jedno spotkanie zaległe, podczas gdy ponad połowa ligi ma tych meczów do nadrobienia więcej. Od październikowej przerwy na reprezentacje, w ekipie Thomasa Franka coś ewidentnie przestało funkcjonować. Brentford zdobył tylko 11 punktów w 14 spotkaniach (średnio 0,79 mecz). Gorsze pod tym względem są jedynie Newcastle, Norwich i Everton.

Różnica w podejściu do meczów

Najlepszym przykładem tego, jak zmieniło się Brentford w przeciągu dwóch ostatnich miesięcy są spotkania z Liverpoolem. Pierwsze starcie nieoczekiwanie zapisało się w pamięci kibiców jako jedno z najlepszych w obecnym sezonie. Piłkarze Thomasa Franka nie przestraszyli się wyżej notowanego rywala, wyszli na boisko z otwartą przyłbicą, pełni wiary w korzystny rezultat. W trakcie meczu niesieni dopingiem fanów pokazali, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Brentford miało na to spotkanie konkretny plan i konsekwentnie go realizowało. Grając odważnie i bez zbędnego respektu dla rywala, stworzyli sobie sporo dogodnych sytuacji i zasłużenie wyszarpali remis.

Niedzielne starcie z The Reds na Anfield było zupełnym tego przeciwieństwem. Liverpool gładko i bez większych problemów pokonał Pszczoły 3:0. Ekipa z Brentford Community Stadium nie miała pomysłu, jak przeciwstawić się silniejszemu rywalowi. Ograniczyła się głównie do obrony własnej bramki i przeszkadzania przeciwnikowi. Z przodu kompletnie osamotnieni byli Bryan Mbeumo i Ivan Toney, przez co podopieczni Thomasa Franka nie potrafili wykreować sobie zbyt wielu sytuacji. Jedyny celny strzał oddali już w doliczonym czasie gry, a model expected goals (gole oczekiwane) wycenił ich szanse na zaledwie 0,38 przy 3,49 Liveproolu. Dla porównania w pierwszym spotkaniu xG Brentfordu wyniosło 2,94, podczas gdy Liverpoolu 2,26.

Brentford brakuje kreatywności

Z resztą, poprzedni mecz przeciwko Liverpoolowi nie był jedynym, w którym Brentford nie dochodziło do wielu podbramkowych sytuacji. Brak kreatywności w drugiej linii to główny problem The Bees w obecnej kampanii. W żadnym z ostatnich pięciu spotkań Pszczoły nie miały większego xG niż 1. Współczynnik ten na mecz w tym okresie wynosi średnio 0,57. Słabiej w tym aspekcie wypada wyłącznie Norwich (0,52). Mimo, że w tym czasie drużyna Thomasa Franka musiała mierzyć się m.in. z Manchesterem City czy Liverpoolem, to szkoleniowiec Pszczół i tak nie może przejść obok tego obojętnie. Z takimi zespołami jak Brighton, Aston Villa czy Southampton jego zespół powinien stwarzać sobie znacznie więcej okazji.

Pomimo, że na starcie rozgrywek Brentford było chwalone ze wszystkich stron, to tak naprawdę problemy z kreatywnością mają oni od początku kampanii. W całym sezonie jedynie Norwich kreuje mniej sytuacji w przeliczeniu na 90 minut. Ponadto Pszczoły są trzecim najgorszym zespołem w liczbie strzałów na mecz oraz piątym najgorszym, jeżeli chodzi o celne uderzenia. W ekipie z Brentford Community Stadium ewidentnie brakuje klasowego kreatywnego pomocnika, który weźmie na swoje barki odpowiedzialność za stwarzanie sytuacji. Norgaard i Janelt to zawodnicy o usposobieniu bardziej defensywnym, a z kolei Onyeka, Baptiste, Ghoddos czy Jensen nie spełniają w stu procentach pokładanych w nich nadziei. Dlatego też nie mogą dziwić próby zakontraktowania Christiana Eriksena.

Brak stabilizacji w podstawowej jedenastce

Oczywiście analizując słabszą dyspozycję Brentfordu w ostatnich tygodniach nie można przejść obojętnie obok licznych kontuzji w zespole Thomasa Franka. Na początku sezonu szkoleniowiec The Bees wystawiał praktycznie niezmienioną jedenastkę. W pierwszych sześciu kolejkach aż 10 zawodników wychodziło w wyjściowym składzie we wszystkich spotkaniach (Raya, Ajer, Jansson, Pinnock, Canos, Norgaard, Janelt, Henry, Mbeumo, Toney). Jedyną pozycją, na której pojawiała się rotacja był właśnie ofensywny pomocnik. Frank wystawiał tam Onyekę, Baptiste’a lub Ghoddosa. W ostatnim czasie w wyniku licznych kontuzji trener musi stawiać również na inne nazwiska. W przypadku wyjęcia co najmniej dwóch elementów z tak dobrze funkcjonującej maszyny, jakość gry po prostu musiała spaść, co odbiło się także na wynikach The Bees.

Sytuację Brentfordu można porównać do Sheffield United, które również jako beniaminek weszło z buta do Premier League. The Blades długo utrzymywali się na miejscach gwarantujących grę w pucharach. Jednak gdy pojawiły się kontuzje, zespół przestał tak dobrze punktować, a w kolejnym sezonie spadł z ligi. Dla Pszczół historia Sheffield może być lekcją, z której powinni wyciągnąć wnioski. Choćby taki, że w Premier League potrzebna jest szeroka i wyrównana kadra. Po początkowym zauroczeniu, z każdym kolejnym tygodniem w ekipie Thomasa Franka widać coraz więcej niedociągnięć. O ile w obecnym sezonie utrzymanie wydaje się tylko kwestią czasu, to warto już teraz zacząć myśleć o przyszłym sezonie. Żeby nie okazało się, że zauroczenie Brentford było jedynie chwilowe.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,596FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ