Jeszcze niedawno, gdy Juventus grał z Napoli, były to wydarzenia szczególnie ciekawe dla polskich fanów. Teraz jednak Wojciech Szczęsny jest już na piłkarskiej emeryturze, a Piotr Zieliński nie gra w Napoli, lecz w Interze. W hitowym starciu 5. kolejki włoskiej Serie A nie wystąpił nawet od czerwca zmagający się z kontuzją Arkadiusz Milik. Jedynym wątkiem sentymentalnym dla kibiców z naszego kraju było uhonorowanie Szczęsnego przed meczem przez jego byłą drużynę. Poza tym symbolicznym podziękowaniem zabrakło jednak rodzimych akcentów. Można było mówić także o niedosycie emocji, bowiem oba kluby zaserwowały widzom nie piłkarski mecz, ale partię szachów. Było dużo nerwów, gry w środku pola, fauli i nieskuteczności, a zabrakło esencji futbolu – goli i akcji. Mecz nie był tragiczny, bo intensywność wcale nie była bardzo niska, ale i tak przebieg starcia to pewne rozczarowanie.
Juventus dobrze bronił, ale brakowało pomysłu z przodu
W pierwszych czterech meczach ligowych ekipa z północy Italii nie straciła ani jednej bramki. W starciu z rywalami z Neapolu także nie zanosiło się na to, by napastnicy przyjezdnych mieli łatwe zadanie. Organizacja Starej Damy w defensywie robiła wrażenie, lecz tego samego nie można było powiedzieć o staraniach w ataku podopiecznych Thiago Motty. Szefem Juventusu w destrukcji był Bremer, który prezentował się naprawdę dobrze.
On i jego koledzy bardzo dobrze przerywali akcje przeciwników, świetnie wychodzili spod ich pressingu, dobrze przenosili grę do ofensywy, ale brakowało sytuacji podbramkowych. Gospodarze bardzo dobrze poruszali się bez piłki, inteligentnie wymieniali się pozycjami i mieli dużo opcji rozegrania. Wszystko kończyło się jednak na posiadaniu piłki i męczeniu graczy Napoli bez większych szans na otwarcie wyniku. Bianconerim zdarzało się też podejmować nie najlepsze decyzje, zbędnie przemieszczając piłkę zawsze w boczne sektory boiska. W związku z tym brakowało celnych strzałów, bo mnóstwo akcji kończyło się niezbyt celnymi dośrodkowaniami, także z kompletnie nieprzygotowanych pozycji.
Zanosiło się na kolejny bezbramkowy remis?
Nie ma co się dziwić niemocą ofensywną Juventusu. To także element ich gry, do którego zdążyli już przyzwyczaić. Poprzednie mecze w Serie A – z AS Romą i Empoli – skończyły się bezbramkowymi remisami. Z drugiej strony taki obraz gry to także kwestia gry Azzurrich, którzy grali statycznie, nie potrafili dłużej utrzymać się przy piłce, a nawet gdy ją odbierali, ich akcje bardzo zwalniały. Brakowało elementu zagrożenia lub chociaż determinacji. Zamiast tego neapolitańczycy sprawiali wrażenie, jakby optyczna przewaga Juventusu właściwie im nie przeszkadzała.
Pierwszy strzał w światło bramki oddało jednak Napoli! Konkretnie zrobił to Scott McTominay, który przymierzył z dystansu, sprawiając pewne problemy bramkarzowi Juventusu. Akcja z drugiego kwadransu pierwszej połowy była jednak raczej wyjątkiem od reguły, którą była poważna optyczna przewaga gospodarzy. To, że do przerwy wciąż utrzymywał się wynik remisowy, to tylko kwestia ich nieskuteczności. Wszyscy dalej czekali więc na gole, które zresztą niektórym bardzo by się przydały. Mowa szczególnie o Dušanie Vlahoviciu, który znów zaskakiwał marnowaniem wielu dogodnych szans.
Drużyna kontra indywidualności
Juve w drugiej odsłonie spotkania wciąż miało inicjatywę, wciąż przeważało, a do tego dołożyło konkrety z przodu. Można było doznać wrażenia, że ekipa z Turynu jest zgranym zespołem, który gra przeciwko pojedynczym piłkarzom przyjezdnym. Napoli bowiem opierało się na zrywach bez wsparcia partnerów, a skuteczność akcji zależała od umiejętności indywidualnych. Juventus grał z kolei bardzo kolektywnie. Czasem było to nawet przekleństwem Vlahovicia i spółki, bowiem zamiast strzelać czy odważnie ruszyć z piłką, na siłę szukali oni kolejnych podań.
Nie udawało im się więc zbliżyć się do zwycięstwa, ale pomocną dłoń mogli podać piłkarze Antonio Conte. Jeden z nich podał piłkę – wszystko na to wskazywało – celowo do swojego bramkarza, a ten… złapał futbolówkę w ręce! Takie zachowanie w mig wzbudziło protesty fanów, piłkarzy i ławki Starej Damy. Wszyscy domagali się rzutu wolnego pośredniego, ale arbiter uznał, że nie ma podstaw do przerywania gry. Bardzo kontrowersyjnej decyzji nie mógł cofnąć VAR, on bowiem może interweniować tylko w przypadku potencjalnego karnego, a nie rzutu wolnego z obszaru „szesnastki”. Zasadność decyzji sędziego pozostaje więc tematem dyskusyjnym. Jest jednak bardzo możliwe, że Juve niesłusznie zostało pozbawione bardzo korzystnej akcji do przełamania strzeleckiej posuchy.
Trzeba było skupiać się na kontrowersjach, bo brakowało ataków…
To właśnie przez mało wrażeń związanych z okazjami bramkowymi cała uwaga skupiała się na sytuacji, w której głównym artystą był sędzia, a nie piłkarze. Niewiele pod tym względem zmieniło się aż do ostatniego gwizdka, który wybrzmiał przy wyniku 0-0. To zasługa bardzo dobrze ułożonych formacji defensywnych, natomiast nikt nie postarał się, by te formacje defensywne odpowiednio sprawdzić. Uświadamia nas o tym chociażby statystyka xG, która dla obu drużyn łącznie wynosi 0,58. Teoretyczny hit zakończył się więc bezbramkowo, co stanowi rozczarowanie dla kibiców, a także obu drużyn. Jedna z nich po zwycięstwie mogła być tymczasowym liderem ligowej tabeli, a tak wciąż na szczycie pozostaje rewelacja początku sezonu – Torino.