Czy remis z Hiszpanią będzie mitem założycielskim kadry Paulo Sousy?

Jak większość Polaków zwątpiłem w naszą kadrę po przegranej ze Słowacją. Po raz kolejny mieliśmy przeżyć dobrze znany nam wszystkim scenariusz: mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor. Reprezentacja Polski jednak postawiła się Hiszpanii i wywalczyła punkt. Nie był to mecz idealny, Paulo Sousa na analizie pomeczowej spokojnie będzie mógł wytknąć swoim podopiecznym błędy, ale zagraliśmy z wielkim zaangażowaniem i z wiarą we własne możliwości. To był triumf (bo o remisie z Hiszpanią można mówić w tych kategoriach) całego zespołu.

REKLAMA

Odpowiedzialność taktyczna i szczelna defensywa

Przed meczem najbardziej obawiałem się jednego. Że wyjdziemy na boisko przemotywowani. Że będziemy chcieli pokazać, jak silnym zespołem jesteśmy i zaczniemy grać z Hiszpanią w otwarte karty. Coś, co zrobił z nimi Smuda (choć personalnie Hiszpanie byli wtedy o wiele mocniejsi) i zebrał za to tęgie baty. Dopuszczałem taki scenariusz słuchając wypowiedzi naszych piłkarzy na konferencjach prasowych. W ich słowach widziałem zbyt dużą chęć udowodnienia swojej wartości.

Polska wyszła jednak na boisko z racjonalnym pomysł na mecz. Wczoraj pisałem, że aby przeciwstawić się Hiszpanii musimy połączyć zaangażowanie, odpowiedni plan na mecz, odpowiedzialność taktyczną i zachować chłodną głowę. Polska dziś to zrobiła. Naszym planem było przede wszystkim dobre zabezpieczenie tyłów i próby skoku pressingowego w dogodnych momentach. W przeciwieństwie do systemu, który stosował Paulo Sousa we wcześniejszych meczach dziś w obronie ustawialiśmy się piątką w linii. Pomysł ten sprawdził się, ponieważ Hiszpanie wiele akcji kierują w boczne sektory, gdzie oprócz podłączającego się bocznego obrońcy wsparcie daje także jeden ze środkowych pomocników. Tak więc zabezpieczenie wahadłowych w postaci skrajnych środkowych obrońców okazało się trafnym rozwiązaniem. Karol Świderski też cofał się głęboko i został oddelegowany do krycia Rodriego.

Co remis z Hiszpanią mówi nam, a co Paulo Sousie?

Nasza defensywa wyglądała przez większość czasu przyzwoicie. Każdy wiedział za kogo odpowiada i kiedy zaasekurować. Graliśmy bardzo odpowiedzialnie. Dobrze się przesuwaliśmy. Te aspekty mieliśmy jednak podobnie opanowane i za Jerzego Brzęczka. To, co pozwoliło nam zrobić różnicę to fakt, że nie schowaliśmy się za podwójną gardą i po odbiorze (choć nie zawsze) mieliśmy plan, jak wyprowadzić kontratak. Paulo Sousa miał poprawić grę z teoretycznie mocniejszymi rywalami od nas i dziś dał sygnał, że wie, jak to zrobić. Nie miał Milika, nie miał Piątka i nie miał Krychowiaka. A jednak z dostępnych zawodników potrafił tak poukładać zespół, że daliśmy radę z Hiszpanią. Nie tylko pod względem dorobku punktowego, ale też samej gry. I nie mówmy tutaj, że to najsłabsza Hiszpania od czasów bitwy pod Grunwaldem. Może i nie jest to pokolenie Iniesty i Xaviego, ale to nadal reprezentacja złożona z piłkarzy będącymi ważnymi postaciami czołowych europejskich klubów.

Paulo Sousa zrobił dziś to, czego oczekuje się od selekcjonerów. Odpowiednio dobrał personalia i wyciągnął maksimum z poszczególnych jednostek. Dziś Robert Lewandowski zagrał, jak Robert Lewandowski, a defensywa była zgrana i dobrze współpracowała. Dla Paulo Sousy ten mecz też powinien być podstawą do pewnych refleksji. Do zadania sobie pytania: czy jest sens dalej wałkować atak pozycyjny, uczyć piłkarzy stwarzania przestrzeni, a Kamila Glika pewnych zachowań w fazie wyprowadzenia piłki? Czy warto na siłę forsować system z trzema obrońcami w fazie wyprowadzenia piłki skoro nie mamy żadnego lewonożnego stopera, co bardzo utrudnia płynne rozgrywanie? Portugalczyk jest tylko selekcjonerem, a nie trenerem klubowym. Pewnych rzeczy nie przeskoczy. Mając piłkarzy przez zaledwie kilkanaście dni kilka razy w roku nie nauczy ich nagle czegoś, czego nie potrafią. Wiem, że zabrzmię, jak człowiek, który nie chce iść z duchem czasu, ale wygląda na to, że solidna defensywa i kontrataki są nam pisane.

Koniec szukania dziury w całym

Remis z Hiszpanią ma też jeden poza boiskowy plus. Prawdopodobnie wreszcie ucichnie temat przygotowania fizycznego, markerów zmęczeniowych, atmosfery w kadrze i innych rzeczy, o których nie będąc blisko tej reprezentacji nie mamy zielonego pojęcia. Po porażce ze Słowacją, kiedy w jakimkolwiek programie temat schodził na reprezentację Polski zawsze wałkowane były te same tematy. Czy atmosfera na pewno jest tak dobra, jak przedstawiał to Wojciech Szczęsny na konferencji? Wnikliwa analiza kulisów z kanału Łączy nas Piłka i debata kto zawalił gola po stałym fragmencie gry. Czy wystarczyło, że Sousa powiedział, że trzeba uważać na Skriniara, czy powinien to przećwiczyć na treningach? Przygotowanie fizyczne to po prostu temat, który zawsze trzeba odpalić szukając przyczyn porażki naszej kadry na wielkim turnieju. Teraz wreszcie (oby) przestaniemy szukać dziury w całym, a zaczniemy wyciągać wnioski na podstawie tego, co działo się na boisku.

Następny przystanek – Szwecja

Następny mecz o wszystko gramy ze Szwecją. Reprezentacją, która w pierwszych dwóch meczach nie straciła żadnej bramki. To typowa drużyna turniejowa – modelowy przykład tego, jak miało wyglądać (a nie jak wygląda) obecne EURO. Mecze Szwecji nie obfitują w gole, próżno szukać w nich wielu emocji, a spore zagrożenie stanowią stałe fragmenty gry. Są do bólu pragmatyczni. Kto oglądał pierwszą połowę ze Słowacją ten śmiało mógłby sobie pomyśleć, że na tle Słowacji wyglądają jeszcze gorzej niż my. Na koniec to oni jednak zgarnęli trzy punkty i nie dopuścili Słowacji nawet do celnego strzału.

Szwecja odda nam piłkę i w tym widzę największy problem. Pomimo posiadania w kadrze dobrze wyszkolonych technicznie zawodników, jak Zieliński, Klich, czy Lewandowski i tak mamy problemy z odpowiednią cyrkulacją piłki. Wszystko zaczyna się już od obrońców. Sama gra po „koronce” odbywa się za wolno, przez co rywale nadążają się przesuwać i w drugiej linii pojawia się mało luk.

Od wyniku meczu ze Szwecją zależy, czy po latach będziemy wspominać mecz z Hiszpanią jako mit założycielski. Jesteśmy w o tyle trudnej sytuacji, że pomiędzy spotkaniami mamy o 30 godzin przerwy mniej od naszych rywali. My – 93h, Szwedzi – 123. Dokładając jeszcze ponad 4 tysiące kilometrów, jakie dzieli Sevillę od Petersburga nie jesteśmy w uprzywilejowanej sytuacji. Jeśli w środę będą momenty, w których nasza kadra będzie wyglądała na zajechaną to nie dlatego, że zawalono przygotowanie fizyczne, a dlatego, że – delikatnie rzecz ujmując – UEFA nam nie pomogła.

fot.: Deposit Photo

REKLAMA

Obserwuj autora na Twitterze i Facebooku

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,570FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ