Po wygranym pierwszym meczu z Bologną AC Milan celował w kolejne zwycięstwo tym razem w meczu domowym. Rywalem było Torino, z którym w ostatnich latach nie idzie „Rossonerim” zbyt łatwo. Na ostatnich pięć spotkań między tymi drużynami Milan wygrał zaledwie dwa. Dodatkowo podopieczni Ivana Jurica w pierwszym meczu sezonu zremisowali bezbramkowo z Cagliari. Celowali więc w zwycięstwo i ponowne napsucie krwi drużynie Stefano Piolego. To też próbowali uczynić, lecz na tak grający Milan ciężko znaleźć sposób.
Powolne rozkręcanie się
Milan nie zaczął tego spotkania tak samo jak to z Bologną tydzień temu. Piłkarze Stefano Piolego grali bardzo spokojnie, a momentami wręcz ospale. Głównym źródłem zagrożenia dla Torino był Rafael Leao. Praktycznie każda akcja „Rossonerich” przechodziła lewym skrzydłem. Jednak pierwszą bramkę po składnej akcji w 33. minucie strzelił prawoskrzydłowy Milanu – Christian Pulisic. Gospodarze nie nacieszyli się tym prowadzeniem zbyt długo, bo trzy minuty później za sprawą Perra Schuursa Torino doprowadziło do remisu.
Ten gol jednak podziałał na podopiecznych Stefano Piolego jak płachta na byka. Milan wrzucił wyższy bieg. Stał się drużyną nie do zatrzymania. Najpierw w 43. minucie ponownie na prowadzenie gospodarzy wyprowadził Olivier Giroud, wykorzystując rzut karny. Następnie kolejną składną akcję na gola w doliczonym czasie pierwszej połowy zamienił Theo Hernandez. Milan niczym wytrawny bokser. Podpuścił swoich rywali.
Drużyna Ivana Jurica myślała, że ich rywale są dzisiaj jak najbardziej do pokonania. Udało im się nawet strzelić bramkę. Jednak to na Milan podziałało tylko pozytywnie i zaczęli grać swój najlepszy futbol. Przede wszystkim ofensywny. Widzimy na początku tego sezonu nową wersję tej drużyny. „Rossoneri” mogą się podobać nawet neutralnym kibicom. Widać w zawodnikach pewność siebie i znajomość swoich umiejętności. Stefano Pioli znakomicie na nowo poukładał ten zespół. Odszedł Sandro Tonali, ale doszli inni zawodnicy, którzy z marszu stanowią o sile zespołu. Nic tylko bić brawo i czekać na kolejne mecze.
Granie na własnych zasadach
Wynik osiągnięty w pierwszej połowie zagwarantował Milanowi spokój i pozwolił na kontrolę przebiegu spotkania w drugiej. Gospodarze wrzucili niższy bieg, starając się dokończyć spotkanie w spokojniejszym tempie. Mimo to Milan wywalczył sobie kolejny rzut karny, którego w 65. minucie ponownie wykorzystał Olivier Giroud. Torino w drugiej połowie wyglądało na zespół, który nawet już nie miał siły próbować jakkolwiek zagrozić swoim rywalom. Sprawiali wrażenie ludzi pogodzonych z własnym losem i będących myślami przy kolejnym spotkaniu ligowym. Czekali tylko na końcowy gwizdek, lecz on na ich nieszczęście nie bardzo chciał przyjść. Po golu na 4:1 mecz wyglądał bardziej jak sparing niż jak mecz ligowy. Stefano Pioli przeprowadził parę zmian, dając odpocząć tym bardziej kluczowym zawodnikom, takim jak: Rafael Leao, Ruben Lofrus-Cheek czy Olivier Giroud. Milan miał pełną kontrolę i spokój. Wykonanie zadanie i pokaz siły w wykonaniu „Rossonerich”. Taki Milan chce się oglądać, a z taką grą zgłaszają swoje mistrzowskie aspiracje.