Na wielkie emocje czekaliśmy do samego końca. Przez ponad 120 minut w starciu Australia kontra Peru działo się stosunkowo niewiele. Jednak rzuty karne poniekąd wynagrodziły widzom długie oczekiwanie. W serii jedenastek oglądaliśmy bowiem strzały „pod ladę”, znakomite interwencje bramkarzy oraz spektakularne pudła. Słowem – było tam wszystko, czego zabrakło w regulaminowym czasie gry oraz dogrywce.
Zwycięski taniec
Andrew Redmayne pojawił się na murawie w 120 minucie spotkania. Sympatyczny brodacz zmienił doświadczonego Mathew Ryana, kapitana „Kangurów”, specjalnie na serię rzutów karnych. Jak się okazało, była to doskonała zagrywka ze strony Grahama Arnolda, szkoleniowca reprezentacji Australii. Redmayne na linii bramkowej był niczym Jerzy Dudek za najlepszych lat. Skakał od lewego do prawego słupka, wymachiwał rękami i nogami na wszystkie strony. Wyglądało to momentami wręcz komicznie, ale… podziałało.
33-letni bramkarz najpierw sprawił, że doświadczony Luis Advincula trafił w słupek. A w decydującym momencie interweniował skutecznie przy uderzeniu Alexa Valery. Może w innych krajach powinni wziąć przykład z Australijczyka i zamiast wprowadzania nowych graczy do egzekucji karnych, powinni zacząć wprowadzać fachowców od bronienia jedenastek?
Zasłużona porażka Peru… ale szkoda fanów
Kultura piłkarska w Peru to absolutne zjawisko w skali światowej. Kilka dni temu informowaliśmy o specjalnym dniu wolnym od pracy, ustanowionym specjalnie na dzień meczu z Australią. Za swoją reprezentacją, do odległego Kataru na kosztowną podróż, wybrało się aż 10 tysięcy kibiców Inków. Tę atmosferę czuć było na trybunach podczas dzisiejszej rywalizacji. Kibice Peru byli wspaniali.
Niestety, tego samego nie można było powiedzieć o piłkarzach z kraju położonego w Andach. Podopieczni Ricardo Gareci grali bardzo chaotycznie. W ich grę wkradało się wiele niewymuszonych błędów i niedokładności zarówno przy rozegraniu jak i finalizacji akcji. Kiedy dominowali nad rywalem, nie mieli skutecznego pomysłu na grę. Nie było widać klarownej wizji na wykorzystanie swojej inicjatywy. Podobna postawa w decydujących momentach serii rzutów karnych zadecydowała o losach rywalizacji. W efekcie to Australia po raz drugi z rzędu zagra na MŚ w grupie z Francją i Danią. Mimo, iż okazję do powtórki tego samego scenariusza miało również Peru. Cóż, tak to już w sporcie bywa. Wygrywa ten, kto strzeli więcej bramek. A ta sztuka udała się tym razem Australii, która może świętować upragniony awans na Mundial w Katarze.