Jeszcze nie wszystko stracone! Śląsk nadal w grze o utrzymanie

Śląsk Wrocław, pomimo beznadziejnej sytuacji w tabeli PKO BP Ekstraklasy, nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Od początku rundy wiosennej nadrobił sporą część strat do bezpiecznego miejsca – przed wyjazdem do Krakowa były to „ledwie” 4 punkty. Wrocławianie są obecnie w niezłej dyspozycji, bowiem przed 28. kolejką mieli serię 4 meczów z rzędu bez porażki. Jednak musieli tę passę jeszcze przedłużyć, aby móc podtrzymać nadzieje na utrzymanie. Z Cracovią była na to szansa. Pasy ten sezon już w sumie skończyły, a i forma też niezbyt dopisuje – w 4 ostatnich spotkaniach zdobyły ledwie 4 oczka. Takie okazje Śląsk musiał bezwzględnie wykorzystywać, bowiem marginesu błędu już nie ma.

Śląsk gra świetnie, jak ma topór nad głową

Wystarczyła chwila, żeby Śląsk wypracował sobie świetną okazję. W 2. minucie Mateusz Żukowski przechwycił piłkę, rozpędził się z nią, a następnie podał do Assada Al Hamlawiego. Natomiast to, jak Palestyńczyk przyjął piłkę, jest wręcz niewytłumaczalne. To mogło, a nawet być powinno 1:0, jednak Al Hamlawi pogubił się z futbolówką, będąc sam na sam z bramkarzem. Podopieczni Ante Šimundžy przejęli kontrolę nad spotkaniem, grając w wysokim pressingu. Po Palestyńczyku próbował później poprawić Arnau Ortiz, lecz w tej sytuacji ofiarnie interweniował Gustav Henriksson. Cracovia przełamała się po 10 minutach, czego wyraz dał niebezpieczny wolej Filipa Rózgi – na strachu się skończyło. Grę mocno utrudniał dym unoszący się znad trybun. Cracovia co jakiś czas kąsała rywali, lecz to przyjezdni z Dolnego Śląska częściej atakowali.

REKLAMA

Al Hamlawi miał na początku tego spotkania zwichrowany celownik. Nowy nabytek WKS-u ewidentnie nie mógł się wstrzelić, mimo kilku klarownych sytuacji. W 18. minucie nie zdołał przymierzyć głową nawet w światło bramki, po zgraniu Jehora Macenki. To nie jest dobra wiadomość dla wrocławian, bowiem jego forma strzelecka jest jednym z kluczowych czynników w walce o utrzymanie. Śląsk przeważał, lecz musiał przekuć to na gola, co uczynił. W 28. minucie Jose Pozo podał do Żukowskiego. 23-latek bez większych kalkulacji huknął pod poprzeczkę i otworzył wynik meczu. Wrocławianie zdecydowanie zasługiwali na gola; był on potwierdzeniem optycznej przewagi na boisku.

Skuteczni wrocławianie – i to przy strzałach do obu bramek

Kibice przy Kałuży nie mogli narzekać na nudę. Mecz był bardzo otwarty, lecz na nieszczęście sympatyków w biało-czerwonych barwach, przyjezdni doskonale się czuli na ich stadionie. Podopieczni Dawida Kroczka jednak również powoli się rozkręcali. Problemy wrocławianom zaczął sprawiać Ajdin Hasić, który kilkukrotnie przetestował Rafała Leszczyńskiego. Cracovia miała jeszcze problem w postaci gry pod słońce, i nie jest to wymówka jak po kompromitacji polskiego klubu w europejskich pucharach. W 42. minucie mógł to wykorzystać Petr Schwarz, ale Czech trafił w słupek bezpośrednio z rzutu wolnego. Kolejna okazja dla wrocławian w doliczonym czasie gry, ale tutaj Cracovia znowu miała dużo szczęścia. Jakby tego było mało, Pasy jeszcze strzeliły gola do szatni. Po wymianie długich podań Aleks Petkow próbował interweniować, lecz zamiast tego spektakularnie huknął do własnej bramki.

Śląsk miał czego żałować. Wrocławianie nie mogli się skarżyć na niedobór okazji bramkowych, które winni byli wykorzystać. Gol samobójczy zapewne pokrzyżował plany słoweńskiego szkoleniowca, lecz jego podopieczni szybko ponownie wysunęli się na prowadzenie. Po dośrodkowaniu z rogu boiska Schwarza w 48. minucie główkował Macenko, lecz Madejski odbił piłkę. Zrobił to tak, że Ukrainiec mógł poprawić i na raty strzelił drugiego gola dla Śląska. 9 minut później Trójkolorowi jeszcze podwoili swoje prowadzenie. Po krótkiej wymianie podań i zagraniu Marca Llinaresa Pozo zakręcił się z piłką w polu karnym. Hiszpan nie miał dużo miejsca, lecz i tak zdecydował się na strzał, który zamienił na spektakularnego, piekielnie ważnego gola.

Śląsk wciąż walczy!

Niech nie zwodzi Was pozycja w tabeli, to Śląsk zdecydowanie zasłużenie prowadził w dawnej stolicy Polski. Wicemistrzowie kraju znacznie przeważali, kontrolowali grę i częściej atakowali. Różnica w liczbie strzałów była wręcz przytłaczająca (20:8 dla Śląska do 70. minuty). Warto też zauważyć, że ekipa z Dolnego Śląska nie dopuszczała do rzutów rożnych dla Pasów, co jest ich mocną stroną w tym sezonie. Widać, że Šimundža i jego podopieczni odrobili należycie zadanie domowe. Dopiero w 77. minucie krakowianie doczekali się tego stałego fragmentu gry. Z rzutu rożnego nie trafili, lecz 2 minuty później zdobyli gola kontaktowego. Leszczyński fantastycznie interweniował przy strzale Hasicia, ale przy dobitce Benjamina Källmana nie miał już nic do powiedzenia.

Cracovia w tym sezonie jest bardzo groźna w ostatnim kwadransie meczu, więc nie była jeszcze skazana na porażkę. Tu Śląsk już nie mógł sobie pofolgować, tylko skrupulatnie bronić wyniku, który był jak najbardziej dla niego zadowalający. Koniec końców zespół z Dolnego Śląska dowiózł korzystny wynik do końca. Ustalił go w końcówce Burak İnce, uderzając z daleka od poprzeczki, wykorzystując pustą bramkę Pasów. Bywały chwile słabości, lecz Śląsk zasłużył na to jakże ważne zwycięstwo. Niemniej jednak wygrana to wygrana, która dla wrocławian znaczy wiele. Dzięki niej po raz pierwszy od końcówki października WKS nie jest już ostatnią drużyną Ekstraklasy. Z Krakowa wracają jako 16. zespół w tabeli, mając szanse na wyjście ze strefy spadkowej w następnej kolejce.

Cracovia – Śląsk Wrocław 2:4 (Petkow 45’+4 (sam.), Källman 79′ – Żukowski 28′, Macenko 49′, Pozo 57′, İnce 90’+3)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,842FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ