Marcowe zgrupowanie reprezentacji Polski miało być takim, o którym bardzo szybko zapomnimy z uwagi na poziom rywali, z jakimi się mierzyliśmy. Niemniej jednak, starcia z Litwą i Maltą na Stadionie Narodowym wcale nie były spacerkiem i nasza kadra dostarczyła kilku ciekawych wniosków.
Tracimy najlepszy czas na rozwój kadry
W reprezentacji nigdy nie ma czasu. W przeciągu roku zawodnicy zjeżdżają się pięciokrotnie. Treningów, na których można coś wypracować, jest niewiele. Co dwa lata mamy wielką imprezę, na którą trzeba być gotowym, a wcześniej należy przecież przebrnąć nie zawsze proste eliminacje. Wprowadzenie Ligi Narodów jeszcze bardziej wyeliminowało selekcjonerom możliwość testowania różnych rozwiązań. Jeśli jednak jest dobry moment, aby kosztem wyników skupić się na rozwoju kadry – mówimy oczywiście w kontekście reprezentacji Polski – to trwa on właśnie już od zakończenia Mistrzostw Świata w Katarze. W eliminacjach do EURO 2024 trafiliśmy bardzo słabą grupę, ale z Fernando Santosem u sterów straciliśmy pół roku. Michał Probierz przyszedł ratować awans na turniej, udało mu się go wywalczyć w dużej mierze dzięki Czesławowi Michniewiczowi, który utrzymał się w dywizji A Ligi Narodów, zapewniając reprezentacji udział w barażach.
Terminarz gier od EURO 2024 do MŚ 2026 również ułożył się w taki sposób, że Michał Probierz ma więcej spokoju. W Lidze Narodów spadek z dywizji A nie oznacza katastrofy, natomiast w eliminacjach do mundialu musimy wyprzedzić Maltę, Litwę i Finlandię, aby zakwalifikować się do baraży. W teorii – nic trudnego. Niemniej jednak nie sposób nie odnieść wrażenia, że kadra ciągle traci czas, w którym można byłoby rozwiązać pewne problemy. Selekcjoner trzyma się jednego ustawienia, ma wyselekcjonowaną grupę piłkarzy, której ufa oraz znamy mniej więcej podstawowy skład. Są więc zalążki długo wyczekiwanej stabilizacji, ale na boisku niezmiennie nie wyglądamy jak zgrany zespół. Dyskusje wokół kadry ciągle wyglądają tak, jakby to było pierwsze zgrupowanie nowego selekcjonera.
Michał Probierz nie idzie z duchem czasu
Trenerzy patrzą na futbol coraz bardziej przez pryzmat liczb. Oprócz własnych obserwacji chcą mieć także twarde dane, które pomogą im w podejmowaniu decyzji. Michał Probierz nie wpisuje się jednak w model nowoczesnego szkoleniowca. Najbardziej dobitnym przykładem są strzały z dystansu. Podczas gdy analitycy wskazują, że próby pokonania bramkarza rywali z dalszej odległości są nieopłacalne, ponieważ bardziej efektywne są wejście w pole karne i stworzenie dogodnej okazji, selekcjoner od początku swojej kadencji powtarza, że zachęca naszych zawodników do oddawania uderzeń zza pola karnego, ponieważ wielu z nich ma do tego predyspozycje. W Lidze Narodów zdobyliśmy najwięcej goli zza szesnastki, biorąc pod uwagę wszystkie dywizje (co oznacza, że oddawaliśmy wiele takich strzałów). Z Litwą 11 uderzeń było zza pola karnego, natomiast z Maltą – aż 13. W obu przypadkach była to blisko połowa wszystkich strzałów (11 z 24 i 13 z 28).
Zapomniałem o tych danych w podcaście, ale czemu nie dopisać do niego post scriptum?
— Michał Zachodny (@mzachodny) March 24, 2025
Więc polecam się jeszcze z tekstem i błagam, niech dzisiejszy mecz nie przyniesie żadnego strzału z dystansu. Albo: niech przyniesie kilka i każdy skończy się golem.https://t.co/aZshSrCJ14 pic.twitter.com/Q9KIjifiQL
Brak zaufania do liczb Michała Probierza przejawił się również w jego wypowiedziach na konferencjach prasowych – zarówno po meczu z Litwą, jak i z Maltą. Dwukrotnie zostając zapytany przez Wojciecha Górskiego, dziennikarza Weszło o liczbę dryblingów naszych reprezentantów uciekał od odpowiedzi, tłumacząc, że portale statystyczne mogą różnie przyjmować co jest dryblingiem, a co nim nie jest, więc on nie zwraca na to uwagi.
Nicola Zalewski i Piotr Zieliński są jeszcze ważniejsi niż nam się wydawało
Podczas marcowego zgrupowania reprezentacja Polski musiała radzić sobie bez dwóch z trzech najczęściej grających zawodników u Michała Probierza. Piotr Zieliński i Nicola Zalewski – polski duet w Interze – nie przyjechał na kadrę z powodu urazów. Dla Michała Probierza oboje są fundamentalnymi postaciami, natomiast w mediach nie było paniki ze względu na poziom rywali, z którymi mieliśmy się zmierzyć.
Za kadencji Michała Probierza:
— TVP SPORT (@sport_tvppl) March 21, 2025
⌚️ Najwięcej minut: Kiwior.
⚽️ Najwięcej goli: Szymański i Zieliński.
🅰️ Najwięcej asyst: Zalewski.
🔴 📲 Oglądaj program "Futbolówka" przed meczem #POLLTU ▶️ https://t.co/qwbpiByR4R pic.twitter.com/fRgZo3nJFh
Wszystko zmieniło się jednak po spotkaniu z Litwą, w którym nasza kadra zaprezentowała się fatalnie. Okazało się, że bez Nicoli Zalewskiego nie mamy żadnego zawodnika, który jest w stanie wypracować przewagę indywidualną poprzez minięcie rywala dryblingiem. Co gorsza – żaden nawet nie próbował robić tego regularnie. Okazało się również, że pod nieobecność Piotra Zielińskiego w środkowej strefie nie mamy gracza, który weźmie na siebie rozegranie, zagra podanie między linie czy sam przyjmie kierunkowo i rozpędzi atak zespołu. Ustalając ranking najważniejszych piłkarzy, już przed zgrupowaniem wielu kibiców rozpoczęłoby pewnie od Zalewskiego i Zielińskiego, natomiast ostatnie mecze pokazały, że obaj gracze są jeszcze ważniejsi, niż nam się wydawało. Zwłaszcza w meczach, w których godność nakazuje nam przejąć inicjatywę.
Hierarchia wahadłowych zaczyna się klarować
Brak Nicoli Zalewskiego nie był już tak widoczny w drugim spotkaniu, z Maltą, ponieważ Michał Probierz na lewym wahadle ustawił Jakuba Kamińskiego, a ten zdołał wejść w buty swojego kolegi z reprezentacji. 22-latek zakończył mecz z najwyższą liczbą wygranych pojedynków, udanych dryblingów, wykreowanych szans oraz kontaktów z piłką w polu karnym rywala. „Kamyk” wyszedł na boisko z chęcią pokazania swoich umiejętności. Wchodził w pojedynki, chciał mijać rywali dryblingiem, odważnie wprowadzał piłkę w pole karne. Niby nic wielkiego, ale w naszej kadrze to już bardzo dużo.
Jakub Kamiński we wczorajszym meczu z Maltą na tle pozostałych piłkarzy reprezentacji Polski:
— Football Info (@football_inf0) March 25, 2025
✅ Najwięcej wygranych pojedynków
✅ Najwięcej udanych dryblingów
✅ Najwięcej wykreowanych szans
✅ Najwięcej kontaktów z piłką w polu karnym rywala
"Kamyk" robił to, czego…
Zupełnym przeciwieństwem odwagi Kamińskiego była postawa w obu meczach Przemysława Frankowskiego. Z Litwą dostał szansę na lewej stronie i egzamin oblał. Z Maltą zagrał na prawej stronie i wcale nie było lepiej. Myśląc o hierarchii wahadłowych Jakub Kamiński po marcowym zgrupowaniu musi znajdować się przed Przemkiem Frankowskim – zarówno na prawej, jak i lewej stronie. Piłkarz Galatasaray ostatnimi występami nie dostarczył też żadnych argumentów, aby mieć pole position w wyścigu o miejsce na prawym wahadle z Mattym Cashem.
Jan Bednarek przestał być twarzą tego, co złe w reprezentacji
Przez ostatnie lata Jan Bednarek bardzo często był twarzą reprezentacji Polski. Nasza kadra była kojarzona głównie z wpadkami, kiepską grą i nieporadnością, a piłkarzem, który symbolizował te cechy, był obrońca Southampton. Na niego niemal bez przerwy stawiali kolejni trenerzy (poza końcowym etapem kadencji Czesława Michniewicza, czyli mundialem w Katarze), ale on ciągle dostarczał kibicom paliwa do krytyki i szydery. Jeśli reprezentacja Polski traciła bramkę, to niemal zawsze gdzieś zamieszany był Jan Bednarek.
Jan Bednarek – najbardziej niedoceniany piłkarz reprezentacji Polski? 🧐
— Meczyki.pl (@Meczykipl) March 25, 2025
Obrońca Southampton pokazał się z bardzo dobrej strony na marcowym zgrupowaniu, będąc z jednym z najlepszych polskich piłkarzy w meczach z Litwą i Maltą 👏 pic.twitter.com/J8NTMv2bEY
U Michała Probierza na samym początku nie wyglądało to lepiej, a może wręcz nawet gorzej. Selekcjoner ustawiał Bednarka na prawej stronie w 3-osobowym bloku obronnym, przez co rywale bardzo łatwo wykorzystywali jego brak zwrotności i nieumiejętność bronienia na dużych przestrzeniach. W ostatnich miesiącach 28-latek zaczął grać jako centralny stoper i w tej roli radzi sobie o wiele lepiej. Już w listopadzie był ogłoszony jednym z wygranych zgrupowania, ponieważ 45 minut, które wówczas zagrał, było jedynymi, w których broniliśmy przyzwoicie. Oczywiście, z Litwą i Maltą poprzeczka została zawieszona bardzo nisko, ale jeśli w obu meczach Jan Bednarek był naszym najlepszym obrońcą, to wydaje się, że zerwał z łatką największego nieszczęśnika w kadrze.