Borussia Dortmund jest drużyną specyficzną. Jednego dnia gwarantuje kapitalne widowisko i zachwyca swoich kibiców ofensywną grą. W dwóch meczach Ligi Mistrzów zdobyła łącznie 10 goli, co właściwie nie wymaga komentarza. Innego dnia przegrywa 1:5 z VfB Stuttgart, będąc tłem dla wicemistrza Niemiec. Kibice zamiast radości z podziwiania swoich ulubieńców, czują jedynie dreszcz żenady. Piłkarze Nuriego Sahina kilka dni temu rozbili Celtic 7:1, więc byli oczywistym faworytem starcia z Unionem Berlin.
Borussia przedawkowała melisę
Jeśli istnieje piekło i kiedyś trafi do niego jakiś kibic BVB, to prawdopodobnie będą tam pokazywać sobotni mecz. Union Berlin do pewnego momentu wyraźnie dominował swojego rywala, a Borussia? No cóż, piłkarze byli obecni fizycznie, ale niejako nieobecni duchem. Zupełnie, jakby przed pierwszym gwizdkiem przedawkowali w szatni melisę. Byli spokojni — zbyt spokojni, by podjąć rywalizację nawet z teoretycznie słabszym przeciwnikiem. Co więcej, podopieczni Bo Svenssona nie zamierzali ograniczać się do utrzymywania bezbramkowego remisu.
W 8. minucie Tom Rothe uderzał blisko słupka (ale niecelnie), za to w 24. minucie Benedict Hollerbach wywalczył rzut karny po faulu Nico Schlotterbecka. Defensor od początku sezonu jest niezwykle elektryczny i co mecz generuje problemy w defensywie. Tym razem sprokurowany przez niego rzut karny został wykorzystany przez Kevina Vogta.
Borussia szybko ruszyła do odrabiania strat? Absolutnie nie. Swoją szansę miał Rani Khedira, na co odpowiedzieć próbował Serhou Guirassy. Przed zmianą stron na 2:0 podwyższył Yorbe Vertessen, który uderzył z linii pola karnego po wcześniejszej wrzutce z rzutu rożnego. Po wznowieniu gry Union nadal pozostawał stroną aktywniejszą i powoli zaczynało pachnięć pogromem.
Chwilowe przebudzenie
Dopiero mniej więcej w okolicy 55. minuty nieśmiały sygnał do podjęcia walki dał Maximilian Beier. Były napastnik Hoffenheim nadal czeka na pierwsze trafienie w barwach BVB, a jego próba nie miała prawa zakończyć się trafieniem. W 62. minucie gola kontaktowego strzelił za to Julian Ryerson, który założył siatkę jednemu z rywali i zmieścił piłkę tuż przy słupku. Wydawało się, że oto mamy do czynienia z przełomowym momentem rywalizacji. Borussia Dortmund potrzebowała już tylko jednego gola do remisu i dwóch do zwycięstwa. Pierwsze 55 minut beznadziejne, ale jest przecież czas na podjęcie walki… No niestety. Piłkarze Sahina mieli wyższe posiadanie piłki, ale niewiele z tego wynikało.
Tego typu występ BVB można śmiało ocenić jako wstydliwą wpadkę. Nie ze względu na sam wynik, ale przebieg spotkania. Goście mają potencjał na osiągnięcie czegoś więcej niż miejsce w czołowej czwórce, tymczasem właśnie dali się wyprzedzić w ligowej tabeli przez Union Berlin. Zasadnicza różnica, zawodnicy ze stolicy Niemiec wyszli dziś na murawę, by walczyć o trzy punkty. Ich rywal z Dortmundu zachowywał się, jakby grał za karę i dopiero po godzinie gry przypomniał sobie, że warto pokazać coś więcej niż wyczekiwanie na końcowy gwizdek.