Trzecią kolejkę Betclic 1 Ligi kończył mecz ŁKS Łódź – Górnik Łęczna. Spotkanie rozgrywane na Stadionie Miejskim im. Władysława Króla przy alei Unii Lubelskiej nie porywało od początku, ale nie było z kategorii tych najnudniejszych. W ten poniedziałkowy wieczór dostaliśmy dwie bramki, czerwoną kartkę i parę składnych akcji. Do Igrzysk Olimpijskich i rekordu świata Armanda Duplantisa to się nie umywało.
Najciekawszy moment? Parada Kostrzewskiego
Zaczęło się niemrawo. Obie drużyny szukały swoich okazji, ale skutkiem najczęściej były strzały znacznie ponad bramką. Dwukrotnie w ten sposób próbował Pirulo, ale to nie on był najjaśniejszą postacią ŁKS-u w początkowej fazie meczu. Zawodnikiem zasługującym na to miano był Husein Balić, gdyż to od Austriaka zaczynały się praktycznie wszystkie składne akcje gospodarzy. Dzięki temu Łodzianie wyglądali na boisku lepiej, byli bardziej zorganizowani i konkretni w swoich działaniach.
Po stronie Górnika Łęczna najlepsze sytuacje miał Damian Warchoł, lecz zarówno w tej na samym początku meczu, jak i w tej z 26. minuty nie zdołał umieścić piłki w bramce. Wynik mógł się zmienić w 33. minucie, kiedy to Andreu Arasa dostał piłkę idealnie na głowę. Przed utratą bramki Górnika ustrzegł kapitalną interwencją bramkarz — Adrian Kostrzewski. 25-latek wskoczył do bramki Dumy Lubelszczyzny ze względu na absencję Branislava Pindrocha po czerwonej kartce, którą obejrzał w meczu ze Stalą Rzeszów (2:1) i pokazał, że bronić potrafi.
Gra wciąż tkwiła w martwym punkcie, a Pirulo kontynuował ładowanie z każdej pozycji i każdego dystansu. Skutek był za każdym razem taki sam. Do przerwy był remis, ale żadna z drużyn nie była nim zainteresowana.
Prowadzenia nie udało się dowieźć
Pierwsza część spotkania przebiegała trochę pod dyktando gospodarzy. ŁKS Łódź wyglądał lepiej, ale nie przekładało się to na wynik. W drugiej udało się to przybić już na samym początku. Andreu Arasa znów był adresatem dośrodkowania z lewej strony, jednak pierwszy strzał głową trafił w słupek. Los uśmiechnął się do Hiszpana i futbolówka trafiła z powrotem do niego. Napastnik łódzkiego klubu tym razem się już nie pomylił, zdobywając tym samym swoją premierową bramkę na polskich boiskach.
Nie mogło być jednak za łatwo. Obrona korzystnego wyniku stała się trudniejsza po interwencji Adriena Louveau. Francuz na początku dostał żółtą kartkę za faul, jednak po konsultacji z systemem VAR arbiter zmienił decyzję i pokazał defensorowi ŁKS-u czerwony kartonik. I słusznie, bo Louveau trafił Kamila Orlika w kolano. Głupie zachowanie zawodnika, szczególnie że cała sytuacja miała miejsce blisko linii bocznej boiska w zupełnie niegroźnej sytuacji.
Górnik Łęczna nie wyglądał na drużynę, która chciała wykorzystać grę w przewadze. Przez długi czas nie potrafili zagrozić bramce ŁKS-u. Ale jak już do tego doszło, to gospodarze mogli mówić o dużym szczęściu i dziękować poprzeczce. Obrona trzymała się nieźle, ale nie dała rady zapobiec utracie bramki. Bramkę wreszcie zdobył Damian Warchoł, który zniknął z radarów defensorów Łodzian i niepilnowany wykorzystał dobre dośrodkowanie Branislava Spacila. Trzeci mecz, trzeci gol Warchoła. Napastnik gości ewidentnie jest w formie na początku sezonu. Górnik dopiął wreszcie swego, ale miał chęć na komplet punktów. To im się jednak nie udało, pomimo paru prób po rzutach rożnych. Finalnie ŁKS wciąż pozostaje bez zwycięstwa, a Górnik bez porażki w tym sezonie.