Spotkanie rewanżowe z Brighton miało być tylko formalnością dla AS Romy. Włosi wygrali w pierwszym meczu 4:0, co dawało im sporą zaliczkę przed pojedynkiem na Amex Stadium. Tym bardziej, że Mewy nie błyszczą formą w ostatnim czasie. Jeszcze w pierwszej połowie zrobili krok w kierunku odrabiania strat, ale na dobrą w defensywie tego dnia Romę to nie wystarczyło.
Brighton nie zamierzało się poddawać
Zawodnicy Roberto De Zerbiego ewidentnie nie chcieli podejść do tego meczu na zasadzie „i tak nie mamy szans”. Od samego początku postawili na ofensywną grę. Goście tylko ułatwiali im zadanie, a prym wiódł niestety Nicola Zalewski. Polak był nieskoncentrowany i podejmował złe decyzje. Zdarzało mu się także tak niefrasobliwie wybijać piłkę, że ta wychodziła na rzut rożny albo spadała pod nogi przeciwnika. Po pierwszym kwadransie, gdy to Brighton wyraźnie przeważało, sytuacja znacząco się wyrównała. Roma poukładała swoją grę i ograniczyła możliwości atakowania Anglikom.
Wydawało się, że taki wyrównany obraz gry będzie się utrzymywał do przerwy, ale wszystko zmienił Danny Welbeck. Napastnik gospodarzy został obsłużony przez Pervisa Estupiñána i w 37. minucie pokonał Mile Svilara. Gol Anglika był naprawdę przedniej urody. Gospodarze wykonali pierwszy krok w kierunku odrobienia strat. Strata bramki nie wpłynęła negatywnie na podopiecznych Daniele De Rossiego. Grali oni spokojnie, bez nerwowych reakcji na niepowodzenie. Wciąż mieli dobry wynik w dwumeczu, co dawało im pewien komfort. Kłopoty mogły sprawić im nieprzewidziane absencje, bowiem w pierwszej połowie aż pięć żółtych kartek obejrzeli zawodnicy Giallorossich.
Kontrola Romy
Mecz nam się ożywił trochę bardziej w drugiej połowie. Gospodarze chcieli zdobyć kolejną bramkę, aby zwiększyć swoje szanse na końcowy sukces. Najlepszą sytuację na to miał Simon Adingra. Po wrzutce Pascala Großa trafił on jednak prosto w Svilara. Nie wykorzystując takich sytuacji nie dało się myśleć o odrobieniu strat i ostatecznym przechyleniu szali na swoją korzyść. No niestety. Szczególnie, że później mieli następne szanse, a one nie kończyły się nawet celnymi strzałami.
Pomimo całej tej wizualnej przewagi Mew, trzeba przyznać, że prawdziwą kontrolę nad meczem miała Roma. Utrzymywali bezpieczną przewagę mając korzystny wynik. Poza sytuacją Adingry nie dopuszczali gospodarzy do stwarzania groźnych szans. Można nazwać to pragmatyzmem. Z boiska w 74. minucie zszedł Zalewski, który po słabym początku się ogarnął, lecz wciąż nie wyróżniał się niczym szczególnym. W innej sytuacji był drugi z Polaków, czyli Jakub Moder. De Zerbi nie zdecydował się skorzystać w ten czwartkowy wieczór z usług naszego rodaka. W doliczonym czasie jeszcze wykazać musiał się Svilar, kiedy to Ansu Fati postanowił wrzucić mu piłkę za kołnierz. Bramkarz rzymskiego zespołu zachował całkowitą koncentrację i zdołał przenieść piłkę nad poprzeczką.
Skromne zwycięstwo nie wystarczyło do tego, aby Brighton odwróciło losy dwumeczu. Anglicy odpadają z rozgrywek, zaś AS Roma gra dalej.