Mecz West Hamu United przeciwko Brentford FC to ze względu na siedziby obu drużyn spotkanie nazywane derbami Londynu. W poniedziałkowy wieczór obie ekipy miały szansę odmienić swój los, który ostatnimi czasy nie jest łaskawy. Gospodarze jeszcze w tym roku nie wygrali, gościom udało się to tylko dwukrotnie w ośmiu próbach. W gorszej sytuacji była drużyna Davida Moyesa, która w ostatnich trzech spotkaniach nie zdobyła bramki, a straciła ich aż jedenaście.
Szybko rozwiązał się worek z bramkami
Zawodnicy West Hamu chcieli pokazać się przed swoimi kibicami i wynagrodzić im ostatnią porażkę z Arsenalem u siebie (0:6). Ciężar strzelania bramek wziął na siebie Jarrod Bowen, czyli ulubieniec kibiców Młotów. W 5. minucie otrzymał podanie w polu karnym i prostym podbiciem uderzył na bramkę. Mark Flekken musiał wyciągnąć piłkę z siatki. Holender z pewnością nie spodziewał się wtedy, że Anglik pokona go znowu zaledwie dwie minuty później. Tym razem napastnik West Hamu sam rozprowadził piłkę z głębi pola, zagrywając ją na prawe skrzydło do Vladimira Coufala. Czech oddał piłkę Bowenowi, a ten będąc już w polu karnym, bez problemu zamienił podanie na gola.
West Ham po swoim piorunującym początku został wysoko na połowie gości i został za to skarcony. Bramkę kontaktową zdobył Neal Maupay umieszczając piłkę pod poprzeczką Młotów. Wyrazy współczucia dla każdego, kto spóźnił się na początek tego spotkania. Pomimo bramki dla zawodników Thomasa Franka, to drużyna West Hamu prowadziła grę i tworzyła sobie sytuacje. Widocznie David Moyes nakazał swoim piłkarzom grać wysokim pressingiem i to zdawało się sprawdzać. Gospodarze naciskali już na etapie wprowadzania piłki do gry przez bramkarza Brentford, co zmuszało Flekkena do dalekiego wybijania futbolówki.
Zmian wyniku przed przerwą więcej nie było. West Ham próbował powrócić do dwubramkowej przewagi, lecz nie stwarzali już sobie tak dobrych szans, jak na początku. Z dystansu próbowali Lucas Paquetá czy Mohammed Kudus, główkował Tomáš Souček, ale nie były to celne uderzenia.
West Ham miał dzień kota
Głównym obrazkiem po wyjściu z szatni były dosłownie identyczne ataki piłkarzy Brentford. Na prawej flance szalał Lewis-Potter, który kiwał w najlepsze Emersona. Następnie młody Anglik posyłał kąśliwe dośrodkowania w stronę Ivana Toneya, jednak napastnik The Bees miał problemy z dojściem do piłki. Przyjezdni rozkręcali się z minuty na minutę i wydawało się, że za którymś razem uda im się doprowadzić do remisu. Musieli się jednak mieć na baczności, ze względu na groźne ataki autorstwa Kudusa. To właśnie Ghańczyk ograł Sergio Reguilona i dograł perfekcyjną piłkę na głowę Bowena. Anglik nie zmarnował takiej okazji i skompletował hat-tricka, pierwszego w swojej karierze. Wyśmienity mecz 27-latka.
Brentford nie zamierzało się poddawać. Zaskoczyć Areolę próbował Frank Onyeka, ale francuski bramkarz dobrze spisał się na linii bramkowej. Goście nie mieli jednak szczęścia, ponieważ The Cockney Boys byli nie do zatrzymania. Nawet będący w wyśmienitej dyspozycji ostatnimi czasy Mark Flekken nie mógł nic poradzić na strzał Emersona. Włoch miał dużo miejsca przed polem karnym i uderzył idealnie w okienko. Piłkarzom gospodarzy wychodziło dzisiaj wszystko.
Szkoda było zawodników Brentford, bo naprawdę dobrze grali, szczególnie w drugiej połowie. Zostali za swoje wysiłki nagrodzeni w 82. minucie, gdy gola strzelił Yoane Wissa. Reprezentant Demokratycznej Republiki Konga został obsłużony przez Mikkela Damsgaarda i z krawędzi pola karnego pokonał Areolę. Widać było, że z ekipy West Hamu uleciała energia. Granie wysokim pressingiem miało swoje konsekwencje. W końcówce najwyraźniej w świecie zabrakło pary. Brentford powinno zdobyć trzecią bramkę, ale obrona West Hamu dwoiła się i troiła, aby temu zapobiec. Ostatnimi siłami udało im się nie dopuścić do straty bramki.
Świetny mecz na zakończenie piłkarskiego weekendu. Po tym emocjonującym widowisku więcej powodów do zadowolenia mają gospodarze, którzy odrobili stratę punktową i zrównali się w tabeli z Brighton.