Wypełniona po brzegi MHPArena w Stuttgarcie była areną niedzielnego spotkania, w którym miejscowe VfB zmierzyło\ się z FSV Mainz. Pomimo odpadnięcia z Pucharu Niemiec, po porażce 3:2 z Bayerem Leverkusen, gospodarze znajdują się na fali wznoszącej. W świetnej formie znajduje się Denis Undav, a na ławce po powrocie z Pucharu Narodów Afryki i drobnym urazie zasiadł Serhou Guirassy. Pokonanie Mainz nie należało do zadania z gatunku ciężkich, ale trzeba było wykonać kolejny krok w kierunku europejskich pucharów.
Stuttgart bocznymi obrońcami stoi
Tak naprawdę, już na początku powinniśmy mieć 1:1. W 30. sekundzie celnie z pola karnego strzelał Undav, zaś chwilę później w słupek trafił Anthony Caci. Więcej pretensji do siebie mógł z pewnością mieć Niemiec, gdyż perfekcyjnie został obsłużony w polu karnym. Po tym piorunującym początku przyszła naprawdę długa przerwa, co spowodowało spadek tempa gry. Ani jedna, ani druga strona nie zamierzała go podkręcać.
Zaskoczeniem była z pewnością postawa przyjezdnych, którzy wbrew oczekiwaniom, grali bardzo ofensywnie. Wychodzili do pressingu bardzo wysoko, atakowali odważnie skrzydłami i zagrażali bramce Fabiana Bredlowa. Die Schwaben nie dali sobie wbić gola, a w międzyczasie potrafili wyprowadzić groźny kontratak. Najlepszy z nich miał miejsce w 41. minucie, lecz został katastrofalnie zepsuty. Chris Fuhrich stanął oko w oko z Zentnerem i mógł spokojnie podać na pustą bramkę do Enzo Millota. Niemiec zachował się jednak egoistycznie i nie wyszło mu to na dobre.
Sędzia techniczny ledwie zdążył poinformować o doliczeniu ponad piętnastu minut do pierwszej części meczu, a na tablicy wyników było 2:0. Gospodarze bezlitośnie wykorzystali słabą obronę przeciwników i zadali dwa szybkie ciosy. Ogromna w tym zasługa Pascala Stenzela. Prawy defensor VfB Stuttgart w 44. minucie dośrodkował piłkę do Maximiliana Mittelstädta, a trzy minuty później obsłużył Jamiego Lewelinga piłką z głębi pola. Dla lewego obrońcy była to druga bramka z rzędu w Bundeslidze. Niemiec trafiał do siatki także w starciu z SC Freiburg. W szatni, zespół z Moguncji z pewnością czekała bura od Jana Siewerta, a w szczególności zawodników defensywnych. Linia obrony nie popisała się przy obu bramkach gospodarzy.
Dominacja i kontrola
Szkoleniowiec Die Nullfünfer postanowił przejść do działania od razu po przerwie. Po dokonaniu trzech roszad w składzie gra nie zmieniła się jednak na lepsze. Ekipa Sebastiana Hoeneßa grała spokojny futbol i w pełni kontrolowała wydarzenia na boisku. O wiele więcej wrzawy na trybunach wywołało wejście na boisko Guirassy’ego. Każdy kontakt z piłką Gwinejczyka skutkował radością kibiców, a poziom hałasu rósł o co najmniej paręnaście decybeli. To pokazuje, jak bardzo brakowało sympatykom ze Stuttgartu ich bohatera i najlepszego strzelca.
Gospodarze nie grali dzisiaj perfekcyjnie. Prócz sytuacji w pierwszych minutach, kompletnie niewidoczny był Undav, lecz w 73. minucie zrobił to, co do niego należało. 27-latek dostał długą piłkę na skrzydło, ograł Toma Kraußa i wpakował piłkę do bramki. Niemiec zrobił to z niezwykłą łatwością i strzelił swoją 14. bramkę w tym sezonie. Niedługo później doczekaliśmy się także gola dla gości. Bredlowa pokonał Ludovic Ajorque, który strzelił, a jakżeby inaczej, głową. Chociaż tyle, że podopieczni Siewerta zdołali zdobyć honorową bramkę, bo to drużyna z drugą najgorszą ofensywą w lidze.
Zadanie zostało wykonane, drużyna VfB Stuttgart pozostaje na trzecim miejscu w tabeli i będzie mogła spokojnie przygotować się do przyszłotygodniowego spotkania z SV Darmstadt 98.