Za nami kolejna noc wielkich koszykarskich emocji, podczas której mogliśmy oglądać popisy Nikoli Jokicia, który coraz pewniej zmierza po trzecią statuetkę MVP. Czy też Anthony’ego Edwardsa, który poprowadził Minnesote Timberwolves do kolejnego zwycięstwa. Zapraszamy do kolejnego artykułu z serii Nocne Wnioski z NBA!
Nikola Jokić zmierza po trzecie MVP
Kiedy wydawało się, że era Serba jako najlepszego zawodnika w lidze dobiegła już końca, a Joel Embiid po zakończeniu sezonu zasadniczego znów odbierze najważniejsze indywidualne wyróżnienie, Nikola Jokić, dzięki pechowi Embiida ale przede wszystkim równej formie, wrócił na szczyt i nic nie wskazuje na to, aby ktoś miał go z niego zepchnąć. Liderujący od paru dni w rankingu MVP Jokić poprowadził Denver Nuggets do zwycięstwa nad Portland Trail Blazers (do byłej drużyny Damiana Lillarda jeszcze dzisjaj wrócimy) 112-103 zdobywając 29 punktów, 8 zbiórek oraz 7 asyst.
Viralem w mediach społecznościowych stała się akcja Serba, w której ten, kryty przez Deandre Aytone’a, zamarkował rzut z niesamowitą dokładnością, przez co były zawodnik Suns obrócił się w stronę kosza będąc pewnym, że lider Nuggets oddał już rzut. Serb dalej jednak trzymał piłkę, otworzył sobie drogę pod kosz i pewnie wykończył akcje dokładając do swojego dorobku kolejne punkty. Jeśli Jokić utrzyma swoją formę, a wtórować świetnymi występami będą mu Jamal Murray czy Michael Porter Jr. center Nuggets zdobędzie statuetkę MVP trzeci raz w ciągu czterech lat, a mistrzowie NBA będę mogli poważnie myśleć o obronie tytułu.
Bradley Beal w końcu złapał rytm?
Po raz pierwszy od początku sezonu możemy oglądać finalistów z 2021 roku w pełnej okazałości, a Wielka Trójka nareszcie może występować obok siebie. Żaden z trzech najlepszych graczy nie jest więc zmuszony do brania na swoje barki całej odpowiedzialności, która w końcu jest równomiernie rozkładana. Dzisiejszy mecz przeciwko Washington Wizards zdecydowanie nie był popisem Kevina Duranta ani Devina Bookera. Słaby dzień dwóch gwiazd wykorzystała trzecia opcja drużyny, Bradley Beal, który w powrocie na ,,stare śmieci” rzucił 43 punkty (osobisty rekord sezonu) prowadząc Suns do zwycięstwa nad fatalnymi w tym w sezonie Washington Wizards 140-112.
30-latek zagrał niesamowicie efektywne zawody trafiając 7 na 7 rzutów osobistych oraz 4 na 5 rzutów za trzy kończąc mecz z kapitalną skutecznością 76% z gry. Beal po problemach zdrowotnych w końcu wrócił (miejmy nadzieję, że na długo) na parkiety NBA z misją wsparcia dwóch najlepszych zawodników drużyny: Kevina Duranta oraz Devina Bookera. Phoenix złapali rytm i pną się w górę tabeli konferencji zachodniej, gdzie zajmują w tym momencie 6. Miejsce z bilansem 29-21.
Przesadą byłoby stwierdzenie, iż zwycięstwo nad Wizards jest nadzwyczajnym osiągnięciem, w końcu to jedna z najgorszych drużyn w lidze, jednak fani Suns powinni cieszyć się z tego, że wszyscy najważniejsi zawodnicy drużyny są gotowi do gry. Jeśli zespół nie będzie trapiony przez kontuzje, na pewno będzie poważnym zagrożeniem dla każdej drużyny w rozgrywkach posezonowych.
Boston Celtics – czy to jest ten rok?
Latem drużyna 17-krotnych mistrzów NBA podjęła bardzo trudną decyzję. W zamian za brakujący element układanki, centra Kristapsa Porzingisa, Celtowie oddali serce drużyny Marcusa Smarta, który powędrował do Memphis Grizzlies. Minęła już ponad połowa sezonu i z pełnym przekonaniem możemy stwierdzić, że Boston Celtics to w tym momencie zdecydowanie najlepsza drużyna NBA, która wygląda na gotową na to, aby wywalczyć mistrzostwo NBA. Dzisiejsza wygrana (a raczej dewastacja) przeciwko Memphis Grizzlies 131-91 pokazuje jak świetną drużyną jest Boston.
Zespołowość, współpraca na boisku oraz dobra forma wszystkich kluczowych zawodników składa się na 1. miejsce na wschodzie i z bilansem 38-12 może spokojnie spoglądać w przyszłość. Po wieloletnim budowaniu drużyny, bolesnych porażkach w finałach konferencji i finałach NBA wydaje się, że drużyna w końcu jest gotowa na podbój playoffów. Jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, a drużyna wykorzysta zdobyte w ostatnich latach doświadczenie to w TD Garden już niedługo powinien zawisnąć pierwszy od 2008 roku, 18. baner za zdobycie mistrzostwa NBA.
Blazer w przyszłości powinni stać się solidną drużyną
Blazers po raz pierwszy od dwunastu lat rozpoczęli sezon bez Damiana Lillarda, absolutnej legendy organizacji. I pomimo tego, że w tym sezonie Portland jest tylko tłem nawet dla przeciętnych drużyn NBA, organizacja w końcu może spokojnie spoglądać przyszłość, o czym świadczy perspektywiczny skład. Niewypał Phoenix Suns, Deandre Ayton, który wciąż ma wiele czasu na rozwój, Anfernee Simons stający się z meczu na mecz coraz lepszym zawodnikiem oraz Scott Henderson, tegoroczny rookie, re-gen Russella Westbrooka, który po bardzo ciężkim początku złapał rytm i odzyskał pewność siebie i w końcu spełnia oczekiwania stawiane przez fanów od samego początku kariery w najlepszej lidze świata.
Blazers nie mają już w tym sezonie szans na playoffy, ale już w następnych rozgrywkach powinniśmy zauważyć widoczny postęp w grze mistrzów NBA z 1977 roku. Blazers posiadają młody, obiecujący skład z wielkim potencjałem, a ich gra z sezonu na sezon powinna być coraz lepsza. Po ostatnich latach pełnych rozczarowań, przyszłość organizacji po raz pierwszy od dawna maluje się w kolorowych barwach.
aut. Miłosz Szumierz