Borussia Dortmund schodziła na przerwę zimową pogrążona w kryzysie. Remis z przeciwko Mainz był występem poniżej wszelkiej krytyki, jednak działacze wytrzymali ciśnienie, pozostawiając Edina Terzicia na stanowisku trenera. Co więcej, sprowadzili mu Iana Maastsena oraz Jadona Sancho. Z tym pierwszym w podstawowym składzie i drugim na ławce rezerwowych, BVB zamierzała wypunktować Darmstadt. Nawet najwięksi optymiści nie liczą na pogoń za Bayernem Monachium czy Bayerem Leverkusen. Dortmund musi jednak brać się w garść, jeśli w kolejnym sezonie chce zagrać w Lidze Mistrzów. Czy jedna z najgorszych drużyn Bundesligi mogła jako kolejna zaskoczyć BVB?
Borussia strzeliła gola… i to koniec pozytywów w 1. połowie
Pierwsza połowa przypominała wczorajszy występ Bawarczyków przeciwko Hoffenheim. Niestety, nie jest to komplement. Borussia prowadziła od 24. minuty, gdy z ogromną dozą szczęścia drogę do siatki znalazł Julian Brandt. Golkiper Darmstadt — Marcel Schuhen wyszedł z linii, chcąc zablokować uderzenie rywala, tymczasem futbolówka dosłownie wturlała się tuż obok niego. Uznajmy, że Brandt wykazał się tutaj zmysłem strzeleckim i doskonale wiedział, co robi. Niestety, takich prób przez pierwsze 45 minut widzieliśmy jak na lekarstwo. Dodajmy — to Darmstadt miał wyższe posiadanie piłki, co pokazuje jak bardzo ekipie Terzicia zależało na zdominowaniu rywala. Mieli wynik — musieli go jedynie bronić. Podejście minimalistyczne i grożące wpadką.
Borussia miała problem… do czasu
Goście grali na stojąco, nie starając się podkręcać tempa meczu. Darmstadt nie był w stanie wykreować sobie groźnych sytuacji bramkowych, więc widzowie zostali skazani na marne widowisko. Edin Terzić widząc postawę swoich podopiecznych, musiał zdawać sobie sprawę, że zwycięstwo wcale nie jest pewne. Bez ironii — wszyscy czekali na jeden moment — powrót na murawę Jadona Sancho. Ten nastąpił dopiero po zmianie stron. O ile w pierwszej połowie Borussia prezentowała się mizernie w ofensywie, za to była dobrze zorganizowana w destrukcji, o tyle w drugiej obserwowaliśmy coraz więcej chaosu. Tylko dzięki refleksowi Gregora Kobela, uderzenie Luki Pfeiffera nie doprowadziło do wyrównania.
Scenariusz, w którym Borussia Dortmund prowadzi, ale na własne życzenie gubi punkty, widzieliśmy wielokrotnie w ostatnich miesiącach. Zawsze w takich chwilach brakowało kogoś, kto wziąłby na siebie odpowiedzialność. Dobił rywala, odbierając mu nadzieję na remis. W 77. minucie różnicę zrobił duet Jadon Sancho — Marco Reus. Ten pierwszy był jednym z najaktywniejszych po wejściu na murawę. W pewnym momencie wyszedł na dobrą pozycję, pomknął na bramkę Darmstadt i wyłożył idealną piłkę Reusowi, który nie mógł zmarnować dogodnej sytuacji. Właściwie, było już po meczu. Gospodarze rozluźnili defensywne szyki, co w doliczonym czasie wykorzystał jeszcze Youssoufa Moukoko.
Wynik lepszy niż gra? Owszem. Jesienią Borussia i z tym miała problem. Na plus zapisać możemy zapisywać postawę Emre Cana — dziś jako środkowego obrońcy i debiutującego Iana Maatsena. Martwi uraz Niko Schlotterbecka. Sancho może dać BVB sporo pożytku, a Edin Terzić, póki co może odetchną z ulgą.