Aby spędzić listopadową przerwę reprezentacyjną na fotelu lidera Manchester City musiał jedynie uniknąć porażki wyższej niż trzema golami. Celem zespołu Pepa Guardioli było oczywiście wypracowanie 3-punktowej przewagi nad Liverpoolem i Arsenalem. Dzisiaj Obywatele przyjechali na Stamford Bridge. Choć Chelsea jest w tym sezonie nierówna to czołówce regularnie zabiera punkty. Na tym obiekcie nie udało się wygrać ani Tottenhamowi, ani Liverpoolowi, ani Arsenalowi.
Mecz zaczął się od lekkich szachów
Mauricio Pochettino przyjął taktykę podobną do tej na spotkanie z Arsenalem, gdzie ustawili się w średnim pressingu i starali się zamknąć rywalom opcje gry przez środek. The Citizens grali dziś bez kontuzjowanego Johna Stonesa, więc jego rolę stopera wchodzącego do drugiej linii w fazie posiadania piłki pełnił Manuel Akanji. To był jeden z czynników, przez który zespół Pepa Guardioli nie potrafił przejąć takiej kontroli nad meczem, jaką bez problemu osiąga przeciwko większości przeciwników, ale trzeba także pochwalić gospodarzy za dobrą grę w defensywie, a także niezłe zachowania w posiadaniu piłki.
Do Manchesteru City uśmiechnęło się szczęście, ponieważ Anthony Taylor podyktował mocno dyskusyjny faul Cucurelli w polu karnym na Erlingu Haalandzie i sam poszkodowany wykorzystał jedenastkę. Wydawało się, że ta bramka może ustawić przebieg spotkania, ale stało się zupełnie coś innego – mecz się rozkręcił, co pozwoliło Chelsea szybko się podnieść. Po kilku minutach wyrównał Thiago Silva po rzucie rożnym, a następnie gospodarze objęli prowadzenie dzięki Sterlingowi. Manchester City jeszcze przed przerwą znowu wyrównał za sprawą Manuela Akanjiego po kornerze.
Przerwa w meczu nie oznaczała uspkojenia emocji
Zaraz po zmianie stron Manchester City ponownie objął prowadzenie, a kolejne trafienie – tym razem już z gry – zanotował Erling Haaland. Zespół Guardioli ponownie miał okazję uspokoić tempo mając prowadzenie, ale Chelsea ciągle była w grze i 20 minut później na tablicy wyników kolejny raz był remis, a bramkę strzelił Nicolas Jackson. Od pierwszym golu worek z bramkami się rozwiązał, a my oglądaliśmy absolutnie szalony mecz. Pod sam koniec spotkania Manchester City wreszcie zdołał zepchnąć Chelsea do niskiej defensywy i udało im się strzelić bramkę. Po uderzeniu z dystansu Rodriego piłka pechowo odbiła się od Thiago Silvy i wpadła do siatki. Koniec emocji? Oczywiście, że nie! W doliczonym czasie gry Armando Broja wywalczył dla Chelsea rzut karny i Cole Palmer strzelił na 4:4. Ten mecz przejdzie do historii Premier League!
Chelsea zagrała dzisiaj bardzo dobre spotkanie. Ciężko przypomnieć sobie kiedy ostatnio któraś drużyna stworzyła sobie przeciwko Obywatelom tak wiele sytuacji i strzeliła 4 gole. Zespół Pepa Guardioli miał dziś problemy w budowaniu akcji, pressingu i kontrolowaniu przebiegu gry, a to już wystawia bardzo dobre świadectwo gospodarzom.
Chelsea 3:4 Manchester City (29′ Thiago Silva, 37′ Sterling, 67′ Jackson, 90+5′ Palmer – 25′ 47′ Haaland, 45+1′ Akanji, 86′ Rodri)
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej