Legia Warszawa w końcu zwycięska! Chcąc przerwać niechlubną passę czterech porażek z rzędu, Kosta Runjaić zdecydował się na zmiany w wyjściowej jedenastce. Między słupkami Hładun, w środku pola Jurgen Celhaka, z przodu Blaz Kramer. Najistotniejszy był udział tego ostatniego, który swoim trafieniem zapewnił wicemistrzom Polski piekielnie ważne trzy punkty w starciu ze Zrinjskim Mostarem.
Pierwszy kwadrans = spokój
Wyglądało to tak, jakby Zrinjski i Legia postawiły na zbadanie, na co stać rywala. Brakowało sytuacji w polu karnym, obie ekipy koncentrowały się bowiem na dość bezpiecznym rozgrywaniu. Dopiero w 20. minucie przyjezdni z Warszawy wykreowali sobie klarowną okazję. Z rzutu rożnego piłkę dorzucił Josue, z główki uderzał Yuri Ribeiro, ale Marko Maric zdołał instynktownie wybronić. Parę minut później podobną szansę miał Radovan Pankov, ale Serb główkował nieco ponad poprzeczką.
Legia miała wyraźną przewagę w pomysłach na rozegranie stałych fragmentów. Tyle że nic z nich nie wynikało. A że niewykorzystane okazje lubią się mścić… To w 30. minucie, ni stąd ni zowąd, Nemanja Biblija wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Bośniacki napastnik był kryty na radar przez Pawła Wszołka, z czego skrzętnie skorzystał. Karygodna postawa reprezentanta Polski, nie można zostawiać w polu karnym tyle wolnej przestrzeni.
Na szczęście Bośniacy okazali się równie uprzejmie i również mieli dla Legionistów prezent w swojej szesnastce. Dwie minuty później ponownie był remis, gdy własnego bramkarza pokonał Slobodan Jakovlejevic.
Pod koniec pierwszej odsłony doskonałego podania Josue nie wykorzystał Blaz Kramer
Słoweński zawodnik zrehabilitował się jednak po przerwie, potwierdzając, że wybór napastnika na dzisiejszy mecz nie był chybiony. Początkowo co prawda sędzia nie uznał jego trafienia, ale interwencja VAR pomogła ocenić, że nie było tam mowy o spalonym. 27-latek zaliczył ładne trafienie z główki, a przy okazji „poinformował” cieszynką, że spodziewa się dziecka. Równie ważne było mierzone dośrodkowanie Ribeiro, który przyzwyczaił już, że jako półlewy stoper często podchodzi wyżej, by zrobić zamieszanie w obronie rywali.
W ofensywnych poczynaniach „Wojskowych” brakowało większego udziału wahadłowych. Zarówno Wszołek, jak i Kun byli dziś nieco skryci. Tak samo zresztą nie był to szczególnie wybitny występ Ernest Muciego, co do którego mamy zdecydowanie większe wymagania. Standardowo, jak niemal co każdy mecz Legionistów w tym sezonie, można mieć pretensje do obrońców. Gdyby nie VAR i anulowanie bramki Malekinusicia, ta mogłaby pójść na konto Jędrzejczyka i Pankova. Ich wślizgi były na tyle nieskuteczne, że futbolówka tylko się od nich poodbijała i dotarła do chorwackiego napastnika Mostaru.