Cóż to był za mecz! Sevilla pokonała Juventus i awansowała do finału Ligi Europy. Świetny występ Wojciecha Szczęsnego i nieprawdopodobne emocje na Ramon Sanchez Pizjuan!
Energia Sanchez Pizjuan niosła się wzdłuż i wszerz
Nie od dziś wiadomo, że Estadio Ramon Sanchez Pizjuan to stadion z duszą. A już w szczególności widać to w takich meczach jak rewanż z Juventusem w półfinale Ligi Europy. Sevilla emanowała dzisiejszego wieczoru gorącą energią blisko 40 tysięcy fanów. To był doskonały budulec pod emocjonujące widowisko, jakie zaserwowali nam dziś piłkarze obu drużyn. Starcie Los Nervionenses z Biancionerimi okazało się meczem walki w najlepszym tego słowa znaczeniu. Z jednej strony żaden z zawodników nie odstawiał nogi, wszyscy grali z ogromnym poświęceniem. Ale jednocześnie nie było to brzydki spektakl, nastawiony głównie na fizyczne starcia i pragmatyzm w obawie o utratę gola. Oba zespoły miały swoje szans w ciągu pierwszych 45 minut rywalizacji.
Mowa tu o strzale Moise Keana w słupek, sytuacji Di Marii sam na sam z Bouno, czy licznych uderzeniach piłkarzy Sevilli. Do pełni satysfakcji dla widzów tego spotkania brakowało tak naprawdę jedynie goli. Tu trzeba oddać należyty szacunek Wojtkowi Szczęsnemu oraz Bono za bardzo dobrą postawę między słupkami. Jak przystało na mecz wielkiej stawki, jeszcze przed zejściem do szatni miała miejsce kontrowersja. Faulowany na skraju szesnastki Juventusu był Oliver Torres. Sytuacja była analizowana przez VAR w kontekście potencjalnego rzutu karnego. O dziwo sędziowie nie dopatrzyli się tam przewinienia i nawet nie skierowali arbitra głównego do obejrzenia powtórki. Taki finisz pierwszej połowy jedynie podsycił emocje na Pizjuan.
Koncert zmienników
Zgodnie z przewidywaniem, druga część meczu była jeszcze bardziej widowiskowa od pierwszej. Mecz przybierał na tempie z minuty na minutę. Podopieczni Jose Luisa Mendilibara grali na takiej intensywności, jakby byli w stanie wypierać zmęczenie fizyczne samą siłą woli. Z racji na wynik pierwszego starcia – (1:1) – zarówno gospodarze jak i goście bardzo mocno poszukiwali trafienia, które mogło być na wagę złota. I z czasem znalazły je obie strony. Próby piłkarzy wyjściowych jedenastek nie skutkowały, więc Massimiliano Allegri oraz Jose Mendilibar posłali do walki swoich jokerów. Zmiennicy weszli w spotkanie z piorunującym efektem.
Wprowadzony w 64. minucie Dusan Vlahović trafił do siatki zaledwie minutę po wejściu na murawę. Na odpowiedź Sevilli nie musieliśmy czekać długo. Przepięknym uderzeniem zza pola karnego popisał się Suso – wprowadzony w 62′, doprowadził do wyrównania w 71. minucie. Od tego momentu zespół Starej Damy ewidentnie myślał już o dogrywce. Tymczasem drużyna z Andaluzji naciskała na rywali bezustannie, nie dając im ani chwili wytchnienia. Defensywa Juventusu musiała ratować się desperackimi wybiciami, ale najwięcej Bianconeri zawdzięczali Wojciechowi Szczęsnemu. Polski bramkarz był bohaterem przyjezdnych między słupkami, co chwila dokonując skutecznych interwencji. 33-latek wywalczył swoją niezłomną postawą szansę na przechylenie szali zwycięstwa w dogrywce.
Przeznaczeniu stało się zadość
Szczęsny był dziś znakomity w bramce Juventusu, ale nie mógł odpierać ataków przeciwnika przez wieczność. Reprezentant Polski uległ w końcu pod naporem Sevilli w 95. minucie. Równie energiczny co chaotyczny dzisiejszego wieczoru Bryan Gil w końcu błysnął zagrywając bardzo dobre dośrodkowanie, które wykorzystał Erik Lamela. Sanchez Pizjuan eksplodowało z radości. Zaczęły się nieść huczne śpiewy, fala czerwonych koszulek spowiła cały stadion. Ciężko było uwierzyć, że Juventus może to jeszcze odwrócić. Chyba nawet sami piłkarze Starej Damy ulegali wrogiej dla nich aurze – gościom brakowało pomysłów i sił na zdobycie drugiego gola. Aż w końcu wybrzmiał ostatni gwizdek tego spotkania i Sevilla mogła świętować awans do kolejnego już finału Ligi Europy.
Hiszpański zespół po raz kolejny pokazał, że to są po prostu ich rozgrywki. Nieważne z kim muszą się zmierzyć, nieważne w jak głębokim kryzysie znajdowała się ta drużyna. Sevilla znowu to zrobiła i pokazała, że w Lidze Europy nie mają sobie równych.