Jeśli ktoś może być bardziej niezadowolonym końcowym rezultatem tego meczu – z pewnością będzie to Miedź. Przed meczem goście wiedzieli, że ewentualne zwycięstwo da im nieco oddechu, gospodarze natomiast musieli wygrać by złapać kontakt z powierzchnią. Paradoksalnie jednak oglądając poczynania zawodników z Legnicy, można było odnieść wrażenie, że Miedzianka tego meczu wręcz nie chce wygrać…
Dobra pierwsza połowa
Od samego początku meczu obie ekipy chciały mocno zaznaczyć swoją obecność na boisku. Goście lekko przejęli inicjatywę w meczu, chcąc szybko otworzyć worek z bramkami. To udało się zresztą już w 24. minucie. Dominacje na początku spotkania potwierdził Nene, który po błędzie Miedzi w środku pola pięknym uderzeniem zza pola karnego wyprowadził swoją ekipę na prowadzenie. Jaga chciała spokojnie kontrolować wydarzenia i trzymać przy sobie bardzo korzystny wynik.
To jednak ledwie pięć minut później było już jedynie mglistym marzeniem. Po dobrze rozegranym rzucie rożnym gola na wyrównanie zdobył Mijuskovic, silnym strzałem głową nie dając szans Alomeroviciowi. Mecz rozpoczął się na nowo, a obie ekipy bardzo dosadnie pokazywały, że każdy chce tu tego samego – wygrać.
Festiwal zmarnowanych szans
To co działo się w drugiej połowie pod bramką Jagielloni Białystok, wołało o pomstę do nieba. Zawodnicy Miedzi zmarnowali co najmniej trzy stuprocentowe sytuacje, których ciężko było nie wykorzystać. Jeśli grasz o „życie” i marnujesz tyle wręcz idealnych szans na zdobycie dodatkowych dwóch punktów, to samemu prosisz się o spadek z Ekstraklasy.
Jagiellonia również miała parę groźnych prób z dystansu, ale zawodnicy trenera Stolarczyka obudzili się dopiero, gdy Miedź seryjnie zaczęła marnować wyborne sytuacje. Mimo wszystko można była odnieść wrażenie, że podział punktów gościom niejako odpowiada. Tak się zatem stało, a po festiwalu zmarnowanych okazji obie ekipy podzieliły się zdobyczą punktową.
Miedź – Quo Vadis?
Aktualnie beniaminek z Legnicy to czerwona latarnia ligi, która do bezpiecznego piętnastego miejsca traci aż sześć punktów. Drużyna trenera Mokrego na własne życzenie skomplikowała sobie życie, udowadniając, że na niektórych płaszczyznach nie dojrzała jeszcze do gry na najwyższym poziomie w Polsce.
Jagiellonia natomiast wcale nie jest w idealnym położeniu. Ledwie dwa punkty przewagi nad Koroną Kielce sprawiają, że Pszczółki muszą się w końcu obudzić. Może i drużyna z Białegostoku nie gra dobrej piłki, ale ciężko jest uwierzyć w ich realny spadek. Może okazać się, że to nie Jaga będzie za mocna, a po prostu inne ekipy za słabe, by posłać ją do pierwszej ligi…