Hubert Hurkacz przyjechał do Marsylii z jednym, prostym celem. Polak szukał szóstego wygranego turnieju singlowego ATP w karierze. Po raz ostatni udało mu się to w czerwcu 2022 roku, gdy w Halle pokonał Daniila Medvedeva. Od tamtej pory tylko raz dotarł do finału, przegrywając z Pablo Carreño-Bustą w sierpniowych zawodach w Montrealu.
Hubert we wcześniejszych rundach zaliczył dwa zwycięstwa — oba po trzysetowych bojach. Jego rywal — Alexander Bublik zaskoczył w ćwierćfinale, pokonując faworyzowanego Grigora Dimitrova. Tak na marginesie, Hurkacz jest jedynym rozstawionym tenisistą, który zameldował się w półfinale. To dawało spore nadzieje na końcowy sukces, ale przecież Bublik nie zamierzał rezygnować z szansy na wygranie swojego drugiego turnieju w karierze. Po 10 kolejnych przegranych starciach, w Marsylii znów czuł się pewnie.
Hurkacz świetnie serwował i przełamywał
Kazach podobnie jak Polak, znakomicie prezentował się przy własnym serwisie. W pierwszym secie widzieliśmy z obu stron łącznie 5 gemów wygranych do zera. Kluczowy okazał się ten przy wyniku 2-2 – Hubert zdołał przełamać podanie przeciwnika, wyjść na prowadzenie, a następnie dowieźć przewagę do końca seta.
W drugim sytuacja szybko mogła się powtórzyć, ale gem przy wyniku 1-1 mimo trzech breakpointów i tak został zapisany na konto Bublika. Obaj tenisiści szukali sposobu na zaskoczenie rywala, celnie serwowali i unikali ryzyka utraty własnego serwisu. Przy niezwykle wyrównanym poziomie, rozstrzygnięcie musiało nastąpić dopiero w tie-breaku. Podczas niego lepiej prezentował się Polak, który tym sposobem zamknął mecz w dwóch setach i zagwarantował sobie awans do finału. Bublik wysoko zawiesił poprzeczkę i można jedynie cieszyć się, że Hubert Hurkacz udźwignął presję. Występ Polaka naprawdę mógł się podobać.