Dziś na boisku spotkały się dwa najlepsze zespoły po Mistrzostwach Świata. Manchester United, aby podtrzymać jeszcze swoje nadzieje na mistrzostwo musiał pokonać Arsenal na Emirates (co nie udało się jeszcze nikomu w tym sezonie). Kanonierzy z kolei chcieli utrzymać przewagę nad drugim Manchesterem City.
Zespołem silniejszym na ten moment jest jednak Arsenal.
Mimo to na Emirates Stadium od początku spotkanie było wyrównane, a chłodniejsze głowy zachowywali piłkarze Erika ten Haga. Kanonierzy natomiast nie byli dziś „najlepszą wersją siebie”. W ostatnim czasie w wielu meczach wyglądali po prostu lepiej. Szwankowała przede wszystkim dokładność zagrań, przez co nie potrafili przejąć kontroli nad spotkaniem. Manchester United wykorzystał to w 17. minucie. Thomas Partey niecelnie podał, potem dał się ograć Rashfordowi, który zza pola karnego pokonał Ramsdale’a. Arsenal już nie raz w tym sezonie pokazywał, że jest bardzo silny mentalnie i błyskawicznie zareagował na stratę bramki i 7 minut później wyrównał Eddie Nketiah.
Te 7 minut było najlepszym okresem zespołu Mikela Artety w pierwszej połowie. W pozostałym czasie można było odnieść wrażenie, że są tam jeszcze rezerwy. Goście potrafili przejąć piłkę i zepchnąć Arsenal do obrony na własnej połowie. Dla gospodarzy były to trudne momenty, ponieważ Manchester United dobrze się ustawiał i świetnie spisywał się w kontrpressingu. Podopieczni Artety nie mieli miejsca na wyprowadzanie kontrataków. W drugiej połowie Arsenal potrzebował wrócić do „swojej” gry – dominacji.
Inne plany miał jednak Manchester United i na początku gra nadal była wyrównana.
Tym razem druga połowa potoczyła się odwrotnie do pierwszej. Najpierw strzelił Arsenal po świetnym uderzeniu Saki, a kilka minut później wyrównał Man United po rzucie rożnym za sprawą Lisandro Martineza. Im bliżej było do końca mecz, tym bardziej jednak szala zwycięstwa przechylała się w stronę gospodarzy, którzy zyskiwali kontrolę nad meczem. Duża w tym zasługa Oleksandra Zinchenki, który biegał niemal po całym boisku i tworzył przewagę wszędzie, gdzie się dało. Pod koniec spotkania było to już oblężenie bramki Davida de Gei. Arsenal raz po raz zmieniał stronę ataku zamykając Czerwone Diabły we własnym polu karnym. Piłka kilka razy kotłowała się w szesnastce gości i w końcu wpadła do siatki. Drugą bramkę tego dnia zdobył Eddie Nketiah.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej