Tymoteusz Puchacz po raz kolejny musi szukać szczęścia poza Berlinem. Po powrocie „Puszki” z wypożyczenia z Trabzonsporu trener Unionu (Urs Fischer) zablokował jego wypożyczenie do Lecha Poznań tłumacząc, że chce go mieć w swojej drużynie. Mimo to nie postawił na niego w rundzie jesiennej, kosztem czego brak gry u Tymka wpłynął na brak powołania na Mundial w Katarze. Piłkarz z rocznika 99′ deklaruje jednak, że wróci do kadry i w końcu zacznie regularnie grać dzięki ciężkiej pracy. W osiągnięciu tego celu ma pomóc wypożyczenie (tym razem podobno z opcją wykupu) do greckiego Panathinaikosu Ateny.
Sytuacja jak z Turcją. W Grecji Tymek może zdobyć kolejne mistrzostwo, przychodząc w pewien sposób „na gotowe”
Kiedy Union wypożyczał polskiego gracza po raz pierwszy do tureckiego Trabzonu w zimowym okienku, ci byli już pretendentem do mistrzowskiego tytułu. Owszem Tymek dołożył w rundzie wiosennej swoją cegiełkę do tego sukcesu, ale najprawdopodobniej i bez jego angażu Trabzonspor doszedłby do tego, bo zwyczajnie mieli świetną ekipę. Oczywiście nie odmawiamy przy tym nic naszemu rodakowi, który dumnie może chwalić się tym trofeum, jak każdy inny zawodniku tureckiego klubu.
W przypadku drugiego wypożyczenia do Grecji sytuacja jest analogiczna. Puchacz znowu nie łapie się do gry w Unionie mimo pojedynczych prześwitów, więc zimą zostaje wypożyczony do klubu zajmującego aktualnie 1. miejsce w swoje lidze i będącego faworytem do zdobycia mistrzostwa. Panathinaikos na 15 rozegranych meczów ma 4 pkt przewagi nad drugim AEKiem i aż 10 nad kolejno trzecią i czwartą drużyną (PAOK & Olympiakos). W rundzie wiosennej nasz lewy obrońca ma znowu wrócić do regularnej gry, odzyskać formę, a na koniec świętować kolejne klubowe mistrzostwo (tego mu życzymy).
Co by nie mówić, Tymek ma szczęście do zespołów. Mimo że Unionem nie ma najlepszych wspomnień przez brak szans, to jeśli chodzi o samo przyjęcie w przypadku drużyn, do których jest wypożyczany, naprawdę wygląda to dobrze. Jednakowo Trabzon, jak i Ateny to fajne miejsca do mieszkania na co dzień. W przypadku Berlina można powiedzieć to samo, a nawet tam Tymek chyba nie narzekał na przyjęcie wśród nowych kolegów, aklimatyzację czy kibiców. To wszystko akurat od Poznania mu sprzyja.
Wygląda, jakby Berlin zrezygnował z Puchacza, a Puchacz z Berlina. Słowo klucz — wygląda
Przypomnijmy, że Union sprowadzając Tymka do siebie miał ambitne i dalekosiężne plany co do niego. Był to ich rekordowy transfer wart ok. 3 miliony euro. Od gry w pierwszym zespole się niemieckiej drużyny się odbił, ale po cichu dalej chyba w niego wierzyli, skoro obecny szkoleniowiec nie chciał go oddać latem na kolejne wypożyczenie. Pytanie, czy jeśli Tymek nie zacznie grać na poważnie w Atenach i w końcu pokazywać swój potencjał, to czy w Berlinie się nagle nie obudzą: hej, ale to dalej nasz zawodnik!
Ewentualna opcja wykupu ułatwiłaby sprawę, o ile grecki klub uznałby, że Polak jest wart trzech baniek (bo właśnie tyle miały 'jeśli już’ żądać władze niemieckiego klubu zdaniem portalu meczyki.pl). Cena jest wywindowana, bo po pierwsze: chęć spłaty przez Uniony. Po drugie: to dalej dobry zawodnik z potencjałem, który może się bardzo rozwinąć. Problem w tym, że najpierw to Tymek musi pokazać, na co go stać. Piłka zdaje się w końcu po jego stronie. Co więcej, Panathinaikos rzadko, jak historia pokazała, tak głęboko sięga do kieszeni.