Polski egzekutor opuścił Monachium, ale bawarski walec nie przestaje rozjeżdżać rywali — ba! Wydaje się, że na starcie sezonu jest jeszcze bardziej bezwzględny i niebezpieczny niż we wcześniejszych miesiącach. Po czterech spotkaniach rozgrywek 2022/23 mają już na swoim koncie… 20 trafień. Czy cokolwiek trzeba dodawać?
Zabawa w Bochum rozpoczęła się już po 4 minutach, gdy kilka podań z pierwszej piłki efektownym uderzeniem zwieńczył Leroy Sane. Niedługo później wynik podwyższył Matthijs de Ligt, wykorzystujący wrzutkę z rzutu rożnego. W pierwszej połowie rezultat poprawiali jeszcze Kinglsey Coman — wykorzystujący chaos w defensywie gospodarzy, a także Sadio Mane — bezwzględnie zwieńczający kontrę Bayernu. Im dłużej trwał mecz, tym w grze gości więcej było luzu, z kolei gracze Bochum, zamiast martwić się o punkty, mogli zastanawiać się co zrobić, by uniknąć wstydliwego pogromu.
W drugiej połowie bawarskie show trwało dalej. Mane dołożył drugiego gola po strzale z karnego, następnie do swojej siatki piłkę wpakował Cristian Gamboa (mega kuriozalna bramka), a strzelanie zwieńczył Serge Gnabry przy akcji, która jest dobrym podsumowaniem całego meczu. Dwóch piłkarzy Bayernu przy sześciu piłkarzach rywala i tak zdołała strzelić bramkę. W normalnej sytuacji taka okazja nie miała prawa skończyć się golem, ale defensorzy Bochum zachowali się, jakby byli pogodzeni ze swoim losem i przeczuwali, że cokolwiek zrobią i tak za chwilę piłka wyląduje w siatce.
Wynik mówi sam za siebie. Bayern był bezlitosny
Bochum zaprezentowało się nazbyt chaotycznie, Bayern bez większego problemu wykorzystał swoje sytuacje. Jacek Góralski od 68. minuty na murawie, ale cóż. Mógł wyobrazić sobie lepszy wynik w debiucie. Oczywiście trudno winić go za rezultat, tak naprawdę starcie zostało błyskawicznie „zamknięte”, gracze gospodarzy nie mieli nadziei na korzystny rezultat, a goście potrafili wyprowadzać kolejne ciosy. Bolesne, ale taki jest futbol.