It’s the best time of the year – Mike BREEN
Trzeba przyznać, że niewielu jest na świecie fanów koszykówki, którzy nie zgodziliby się z przytoczonymi wyżej słowami komentatora ESPN. W NBA zaczynamy przecież play-offy, a już dzisiaj zobaczymy dwa ciekawe spotkania w przyjemnych – dla nas Polaków – godzinach. Wcześniej jednak podsumujemy rozgrywki play-in, które były fantastyczną zapowiedzią tego, co czeka nas w najbliższych miesiącach.
Faza play-in pełna wrażeń
Moim zdaniem rozgrywki play-in to jeden z najlepszych pomysłów ostatnich lat w NBA. W tym roku szczególnie przydały się one na Wschodzie, gdzie drużyny od siódmego do dziesiątego miejsca miały bilans różniący się tylko jednym zwycięstwem.
Pierwszego dnia rozgrywek wszystko przebiegło tak, jak większość kibiców zakładała. Nets pokonali Cavs i udowodnili, że nawet z siódmego miejsca mogą namieszać, a Timberwolves wykorzystali przewagę własnego parkietu i niesieni świetnym dopingiem pokonali Clippers. Drugiego dnia natomiast gra na wyjeździe dała się we znaki Hornets i Spurs, którzy polegli kolejno z Hawks i Pelicans.
Dziewiąte miejsce rządzi
Wczorajszej nocy mieliśmy jednak do czynienia z największymi emocjami przed play-offami. Zobaczyliśmy dwa spotkania „win or go home” o ósme miejsce w tabeli między Cavaliers a Hawks oraz Clippers a Pelicans. W tym pierwszym starciu, pomimo „zamroczenia” w pierwszej połowie spowodowanego bardzo głośnymi dopingiem kibiców Cavs, Hawks zdołali wygrać dzięki Trae Youngowi, który zdobył aż 38 punktów. W drugim meczu natomiast Pelicans po sensacyjnej wygranej sprawili, że spełnił się koszmar fanów z LA – w XXI wieku tylko trzykrotnie żadna drużyna z Los Angeles nie weszła do play-offów.
Czas na play-offy
Dallas Mavericks – Utah Jazz
W tak wyrównanej serii bardzo ciężko byłoby wytypować zwycięzcę Game 1, gdyby nie nieobecność Luki Dončicia w pierwszym starciu. Słoweńcowi – jak informuje Adrian Wojnarowski – stało się „coś więcej” niż lekkie naciągnięcie łydki. Ten sam dziennikarz donosi również, że gwiazdor Dallas może nie zagrać też w drugim meczu. Jeśli więc Mavericks przegrają oba spotkania bez swojego lidera, wpadną w duże kłopoty, ponieważ trzeci i czwarty mecz zostanie rozegrany w Salt Lake City, gdzie gracze z Teksasu przegrali wszystkie mecze w tym sezonie.
Nawet jeśli Mavericks poradzą sobie z problemem Dončicia, Jazz mają zawodnika, z którym podopieczni Jasona Kidda mogą sobie nie dać rady. Myślę o Rudym Gobercie. Francuz jest jednym z faworytów do nagrody dla najlepszego defensywnego ligi, a także najlepszym zbierającym sezonu regularnego. Przypomnijmy, że Dallas w połowie rozgrywek oddało do Wizards Kristapsa Porziņģisa i bez Łotysza wśród graczy podkoszowych Mavs możemy znaleźć jedynie ligowych średniaków (i Bobana Marianovicia).
Jeśli Mavericks zdołają zatrzymać Goberta i Dončić nie wróci zbyt późno do serii, Dallas powinno sobie poradzić z Jazz. Jednak w spotkaniach czwartej z piątą drużyną sezonu regularnego nigdy nic nie jest pewne. Pamiętajmy też, że Słoweniec jeszcze nigdy w swojej karierze nie przeszedł pierwszej rundy, a czasami ta ściana bywa trudna do przebicia (z podobnymi problemami borykał się przecież przez kilka lat Giannis Antetokounpo).
Game 1 serii Mavericks – Jazz rozpocznie się już dzisiaj o godzinie 19:00.
Mój typ serii: 4-3 dla Dallas Mavericks.
Memphis Grizzlies – Minnesota Timberwolves
Wydaję mi się, że w ta seria może być najbardziej zaskakująca. Oczywistym faworytem jest przecież Memphis, które zakończyło sezon regularny na drugim miejscu (to najlepszy wynik w historii klubu). Młoda drużyna Memphis wyrównała także rekord organizacji pod względem zwycięstw – miała ich aż 56.
Timberwolves jednak mają w swojej rotacji świetnego centra – Karla-Anthony’ego Townsa. Amerykanin nie udźwignął jednak presji związanej ze spotkaniem z Clippers i zagrał bardzo słaby mecz. Nie zapominajmy także o weteranie w postaci Patricka Beverleya, który dał drużynie bardzo dużo w play-inach. Jeżeli on nie zatrzyma Moranta, chyba nikt nie zdoła tego zrobić.
Gdyby Karl-Anthony Towns udźwignął jednak presję związaną z drugimi play-offami w życiu i udało mu się zdominować grę pod koszem, a Patrick Beverley zdołał zneutralizować Moranta, Grizzlies mogą mieć problem. Wydaję mi się jednak, że tych niewiadomych jest za dużo i faworyt ostatecznie zwycięży, ale zdecydowanie nie można lekceważyć Timberwolves.
Game 1 serii Grizzlies – Timberwolves już dzisiaj o 21:30.
Mój typ serii: 4-2 dla Memphis Grizzlies.
Philadelphia 76ers – Toronto Raptors
Sezon 76ers do pewnego momentu stał pod wielkim znakiem zapytania, ponieważ cały czas nie wiadomo było, co się stanie z Benem Simmonsem. Australijczyka jednak udało się wymienić do Brooklyn Nets (gdzie swoją drogą ma niedługo zadebiutować), a w zamian pozyskać nieszczęśliwego w Nowym Jorku Jamesa Hardena. W nowym mieście „The Beard” wciąż uczy się gry z Joelem Embiidem (który został królem strzelców sezonu regularnego) i ta współpraca teoretycznie powinna wystarczyć do pokonania Toronto.
Raptors w tym sezonie pokazali jednak, że nawet po odejściu swojego wieloletniego lidera – Kyle’a Lowry’ego – potrafią notować bardzo dobre wyniki. Nick Nurse oparł swoją drużynę na Pascalu Siakamie, wspomaganym przez dobrych obwodowych (Freda VanVleeta i Gary’ego Trenta Jr.). Dodajmy jeszcze do tego świetnego debiutanta Scottiego Barnesa i otrzymamy skład, który w tym sezonie pokonał 76ers trzykrotnie (w tym dwa razy już po wymianie z Nets).
Wydaje mi się jednak, że „star power” w drużynie filadelfijczyków jest na tyle duży, że Kanadyjczycy mogą sobie z nim nie poradzić i mój typ na tę serię to: 4-2 dla 76ers. Game 1 serii 76ers – Raptors rozpocznie się o północy.
Golden State Warriors – Denver Nuggets
Starcie Warriors z Nuggets z pewnością będzie jednym z najciekawszych w obu konferencjach. W tej serii nie zobaczymy jednak pełni potencjału obydwu drużyn. Stephen Curry na 99% opuści pierwsze spotkanie, a po drugiej stronie nie zobaczymy drugiej i trzeciej opcji zespołu, czyli Jamala Murray’a i Michaela Portera Jr. Wychodzi więc na to, że całą grę Denver na siebie musi wziąć (być może dwukrotny MVP sezonu) Nikola Jokić. Trzeba jednak przyznać, że w takim zestawieniu Nuggets wcale nie grają źle.
GSW natomiast fantastycznie zaczęło sezon głównie dzięki Stephenowi Curry’emu, który między innymi został najlepszym strzelcem za trzy w historii NBA. Dla Warriors w tym sezonie równie ważny może okazać się powrót Klaya Thompsona. Co może zaskakiwać, od pierwszego meczu tego rzucającego obrońcy zawodnicy z San Francisco zaczęli grać nieco gorzej i zajęli dopiero trzecie miejsce, a do pewnego momentu szli przecież łeb w łeb z Suns.
Mimo słabszej gry w drugiej części sezonu i przewagi Denver pod koszem wydaje mi się, że w play-offach wrócą prawdziwi „Splash Brothers” i przyznam szczerze, że bardzo liczę na zachodni finał między Warriors a Suns.
Mój typ: 4-2 dla Golden State Warriors.
Pierwsze spotkanie serii Warriors – Nuggets rozpocznie się w nocy z soboty na niedzielę o 4:00.
W tym tekście skupiłem się na pierwszych czterech seriach, których pierwsze starcia zobaczymy już dzisiaj. Z niedzieli na poniedziałek czkają nas kolejne cztery fascynujące starcia, których zapowiedzi pojawią się jutro!
Aut.: Julian Cieślak-Sokołowski