„Futbol, to niewiele co jeszcze zostało”

W dzisiejszych czasach, które bombardują nas negatywnymi przekazami trudno o wytchnienie. Jak nie sprawy polityczne, które jak zwykle dzielą społeczeństwo na pojedyncze rozjuszone atomy, to wiadomo jaka choroba przemeblowuje nasze życie. Wtedy pozostaje też coś, czym dla nas jest futbol. Ostatnia odskocznia, azyl, przystań, która pozwala na te kilkadziesiąt minut po prostu się wyłączyć. Przestać myśleć, zapomnieć o otaczającym nas świecie. A poziom? W tym wypadku nie ma znaczenia.

Każda cypryjska miejscowość, to przestrzeń gdzie piłka jest czymś w rodzaju wspólnego dobra

Dla jednych jest to wyraz lokalnego patriotyzmu. Wielu staruszków traktuje to jako magiel towarzyski, gdzie mogą się spotkać, napić się czy porozmawiać o tym, jak to oni kiedyś biegali i byli lepsi, bo „teraz to nie ma czasów”. Klasyka gatunku. Matki z dziećmi, które muszą podążać za mężami (bo taka to niekiedy kultura), ale nie mnie oceniać. Najwięcej zabawy mają zdecydowanie młodzi. Dzieciaki, które często grają w lokalnych klubikach i są zarażone tą piłkarską magią, która dla nas, dojrzałych, często jest już reliktem przeszłości. Nie patrzymy już bowiem na piłkę jako wydarzenie, ale jako rozrywkę tudzież ciekawostkę. Coś, czego nam brakuje i coś, czego, przynajmniej ja, im zazdroszczę.

REKLAMA

Przed stadionem jest sporo samochodów. Jeszcze parę lat temu ciężko było o taki ruch. Powodów jest parę. Po pierwsze, Peyia (lokalny klub) prowadzi w tabeli 3 Dywizji i pewnym krokiem idzie po awans. Po drugie, każdy się martwi, co będzie jutro. Liczba zakażeń oscyluje wokół kilkuset, co na tak małą wyspę, jaką jest Cypr, jest sporą liczbą. Liga angielska ma już spore problemy, a to daje lokalnym kibicom, którzy przecież są zapatrzeni w Premier League, do myślenia. Efekt tego jest taki, że niektórzy traktują to jako „ostatnią okazję” i nie żal im wydać tych sześciu euro na bilet. Tym bardziej że organizowano loterię, w której można było wygrać smartfon, telewizor, czy też voucher. Szlachta się bawi.

Jak na trzecią ligę, ruch jest spory. Ciężko było znaleźć miejsce na parkingu.

Futbol na poziomie, co tu dużo mówić, niskim. Jednak z emocjami!

Nie będziemy, przynajmniej ja, udawał znawcę futbolu i malkontenctwem zabijał widowisko. Kimże my, jako naród futbolowy, jesteśmy, by innych pouczać? Czyż to nie my wypuściliśmy w świat takie kwiatki jak Wojciech Pawłowski? Czy to nie nasze drużyny dostają łomot w pucharach? Czy to nie nasi piłkarze dostają łomot w autokarze? za duże pieniądze, nieproporcjonalnie do umiejętności? Właśnie. Dlatego też, idąc tą logiką, cieszyłem się widowiskiem. Beton, bo o krzesełka tu trudno, dostatecznie mnie ogrzewał. Poduszki co prawda były do kupienia, ale uznałem, że może następnym razem. Swoją drogą ciekawa sprawa. Pierwszy sklepik klubowy w którym widziałem:

  • poduszki z logiem klubu
  • parasolki z logiem klubu
  • możliwość wniesienia *wink wink* co nieco w klubowym kubeczku, jak się ładnie poprosi

O punkt gastronomiczny ciężko, przez restrykcje. Chociaż i tak byłbym zdziwiony, gdyby komuś chciało się organizować coś takiego na mecz trzeciej ligi. Chociaż nie, muszę pomalkonteńcić! Takiego rozegrania rzutu rożnego nie powstydziłyby się taktyczne tuzy, jak Marek Motyka i jego „szarańcza”.

No cóż..

Wszystkim, którzy lubią ten utarty slogan, że „na zachodzie sobie poradzili” to pragnę przestrzec. Tutaj, nie za bardzo

Najlepszy był Pan, który przyszedł z rodziną. Wszystko pięknie, obrazki wręcz idylliczne. Mały chłopczyk biega z soczkiem, żona przegląda coś w telefonie, bo wiadomo, że nie jest zbyt tym całym zbiegowiskiem zainteresowana. Mężczyzna z dzieckiem, córką chyba, na rękach, nagle ją odstawia, by się bawiła z innymi dziećmi. Mąż i ojciec roku. Wszystko jednak mija, gdy sędzia odgwizduje faul. Jego sugestie dotyczące seksualności arbitra i tego, gdzie i co wkłada, uniosły się tubalnym głosem po całym obiekcie.

Do tego jeszcze zawodnik rywala, który dodajmy, że był cały mecz prowokowany przez trybuny, bo nurkował niczym najbardziej wytrawny znawca wszelakich oceanów. Gdy tylko sygnalizował faul, cała trybuna ironicznie wrzeszczała „auu!”. Smaczku dodaje fakt, że on rozmawiał z sędzią po angielsku, więc mogłem wychwycić ,co do niego mówi. Stwierdził, że rasistowskie sędziowanie (wedle jego mniemania) skończy się tym, że będzie czekał na arbitra pod stadionem i mu parę rzeczy wyjaśni. Folklor niższych lig.

Z dziennikarskiego obowiązku dodam, że gospodarze wygrali 1-0 po karnym. Mieli drugiego, jednak trafili w poprzeczkę. Żałuję, że nie uwieczniłem tego pudła, ale chociaż udało mi się jedyną bramkę w tym spotkaniu.

Gospodarze wygrali. Futbol znów połączył ludzi

Po ostatnim gwizdku wszyscy się rozpierzchli. Część wróciła do domu, bo zaczęło padać. Ci, którzy znali się z zawodnikami, zeszli na dół podziękować. Nawet sama natura w postaci tęczy postanowiła pokazać, że to był dobry futbol, jak na możliwości.

Tymczasem druga część stadionu pokazywała, że to może nie być koniec „atrakcji” i lepiej się zwijać.

REKLAMA

Tak też uczyniłem i ja. Zebrałem się w sobie, i z tłumem innych usatysfakcjonowanych kibiców ruszyłem przed siebie. Ulicę dalej jest takie lokalne centrum wszelakiego rodzaju lokali i knajpek. Zaszedłem do jednej, a tam! Kilku członków przyjezdnego zespołu. Zapytałem ich, czy są zadowoleni z tego wyniku. Standardowo. „Przekręcili nas, karny niesłuszny, w ogóle to ręki nie odgwizdali”. Nie przejęli się tym jednak zbytnio, bo prezes płaci na czas, a to nie jest normą.

Zapytani, czy mogę sobie zrobić z nimi zdjęcie, odpowiedzieli, że raczej nie. Są tutaj, jakby „z partyzanta”. Szkoda tylko, że w klubowych ciuchach. To dość charakterystyczne. Także i mi pozostało wychylić, licząc, że jak będę pisał ten tekst, a Wy będziecie go czytać, to nikt nie będzie zawiedziony.

Z wyspy Cypr, trochę Dzikiego Zachodu Europy, Wasz Bartek. Felietonista, amator dziwnych lig, i jak widać, chmielowy sommelier.

Po więcej tego typu smaczków i ciekawostek zapraszam na grupę Mistrzowie!

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,726FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ