West Ham na krawędzi absurdu? Karne, VAR i strach o posadę

To miała być zwykła ligowa wtorkowa noc na London Stadium. Tymczasem pierwsza połowa meczu West Hamu z Brighton zamieniła się w futbolowy chaos, w którym główne role odegrali nie tylko piłkarze, ale też VAR, rzuty karne i… brak zdrowego rozsądku.

Dwukrotnie wypuszczone prowadzenie, fatalna defensywa i seria ośmiu meczów bez zwycięstwa sprawiają, że wizja spadku staje się coraz bardziej realna. London Stadium wyraźnie dało do zrozumienia, co myśli o pracy Nuno Espírito Santo – gwizdy i okrzyki były wymowne.

REKLAMA

Portugalczyk nie pomaga sobie kontrowersyjnymi decyzjami, zwłaszcza roszadami w ataku i zmianą Calluma Wilsona w kluczowym momencie. Obrona znów zawiodła, a West Ham – z jedną z najgorszych defensyw ligi – wygląda jak drużyna bez planu i tożsamości. Jeśli w styczniu nie wydarzy się cud, Młoty coraz pewniej zmierzają w stronę Championship.

Remis z Brighton tylko pogłębił kryzys

West Ham wyszedł na prowadzenie już w 10. minucie po golu Jarroda Bowena – wbrew logice gry i temu, co działo się na boisku. Brighton dominował, West Ham się cofał, a mimo to, to gospodarze pierwsi zadali cios. Problem w tym, że zamiast uspokoić grę, Irons niemal natychmiast zaczęli sabotować samych siebie.

Najpierw Max Kilman, kompletnie spóźniony i bezradny, sfaulował Yankubę Minteha w polu karnym. Rzut karny był oczywisty, a Danny Welbeck bez problemu wyrównał. Kilka minut później przyszła scena, która idealnie podsumowuje obecny West Ham: Lucas Paqueta, zamiast pilnować pozycji przy stałym fragmencie, postanowił urządzić zapasy z Lewisem Dunkiem. Kolejny karny. Kolejna szansa dla Brighton. I wtedy wydarzyło się coś, co tylko podkręciło atmosferę absurdu.

Welbeck spróbował Panenki

Piłka zatrzymała się na poprzeczce. Chwila ciszy, po czym… eksplozja. Przepychanki, krzyki, chaos i masowa konfrontacja zawodników obu drużyn. Jeśli FA nie wyciągnie konsekwencji, będzie to większa niespodzianka niż sam zmarnowany rzut karny.

Były szef PGMOL Keith Hackett nie miał wątpliwości: decyzje sędziego Michaela Salisbury’ego były prawidłowe, a oba zespoły najpewniej zostaną oskarżone o brak kontroli nad piłkarzami. Trudno się z nim nie zgodzić. To nie był mecz na granicy emocji – to była granica farsy.

Gdy wydawało się, że do przerwy oba zespoły dotrwają w stanie otwartej wojny nerwów, VAR znów wszedł do gry. Strzał Calluma Wilsona został zablokowany ręką przez Dunka, czego sędzia początkowo nie zauważył. Po analizie sytuacji nie było już wątpliwości: rzut karny dla West Hamu. Paqueta – ten sam, który chwilę wcześniej sprokurował chaos – tym razem się nie pomylił. 2:1 do przerwy.

Ulga? Raczej chwilowe zawieszenie broni.

Ten mecz nie jest jednak tylko opowieścią o rzutach karnych. To brutalna diagnoza West Hamu Nuno Espírito Santo. Drużyna, która nie potrafi zachować czystego konta, popełnia szkolne błędy w defensywie i sama pakuje się w kłopoty, nie może liczyć na stabilność. A Nuno, którego pozycja już wcześniej była krucha, z każdą taką połową traci argumenty.

Jeśli West Ham chce przestać balansować między wynikiem a kompromitacją, musi najpierw odzyskać kontrolę – nad boiskiem, nad emocjami i nad własnymi decyzjami. Bo inaczej nawet VAR nie będzie w stanie ich uratować.

REKLAMA

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    143,228FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ