Latem 2024 roku działacze Bayeru Leverkusen mogli z politowaniem przyglądać się pracy swoich kolegów z Monachium. Bayern, po rozczarowującym sezonie 2023/24, rozpaczliwie poszukiwał następcy Thomasa Tuchela. Faworytem mediów był pewnym momencie Xabi Alonso, jednak szybko zasygnalizował chęć kontynuowania współpracy z Bayerem. Co więcej, kolejni kandydaci odrzucali możliwość objęcia drużyny. Wybór Vincenta Kompany’ego sprawiał wrażenie aktu desperacji, pozbawionego głębszej logiki. Leverkusen miało świadomość, że w perspektywie również stanie przed koniecznością znalezienia nowego szkoleniowca, bowiem odejście Xabiego Alonso wydawało się tylko kwestią czasu. Hiszpan zgodził się jednak pozostać w klubie na kolejne dwanaście miesięcy, dając działaczom szansę na rozplanowanie następnych etapów rozwoju. Rok później faktycznie musieli odnaleźć się w nowej rzeczywistości — żegnając Alonso, postawili na Erika ten Haga, który na ławce trenerskiej wytrzymał zaledwie trzy spotkania. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że osoby decyzyjne, chcąc kontynuować kurs wyznaczony przez Alonso, zrobiły wszystko, by jak najszybciej go pogrzebać.
Na chwilę wróćmy do początku 2024 roku. Po rundzie jesiennej liderem Bundesligi był Bayer Leverkusen, którzy wyprzedzał Bayern Monachium jednym punktem. Rywalizacja między tymi drużynami zapowiadała się na zaciętą, tymczasem Aptekarze zimą dokonali tylko jednego transferu. Wypożyczenie Borji Iglesiasa realnie nie miało zresztą żadnego wpływu na wyniki zespołu. Alonso nie dostał wzmocnień, ale doskonale wykorzystywał graczy, których sprowadzono mu na początku sezonu. Stanisić, Grimaldo, Hofmann, Xhaka, Boniface, Tella. Każdy z nich dokładał swoją cegiełkę do kolejnych zwycięstw. Bayer Leverkusen wytrzymał olbrzymią presją, zakończył sezon bez porażki w Bundeslidze, ale przegrał finał Ligi Europy. W tamtym momencie można się było zastanawiać, czy w klubie zdołają utrzymać dyspozycję z wiosny 2024 roku i ponownie zawalczyć o tytuł mistrzowski, a także namieszać w Lidze Mistrzów.
Co pozostawił po sobie Xabi Alonso?
Liderzy drużyny solidarnie z Alonso postanowili pozostać w klubie na kolejny sezon. Dodatkowo ówczesny mistrz Niemiec wydał 51 mln euro na wzmocnienia. Co realnie do gry Bayeru Leverkusen wnieśli Martin Terrier, Aleix García i Jeanuël Belocian? Mam wrażenie, że nic. Oczywiście, ten pierwszy ma problemy zdrowotne, drugi regularnie pojawia się na boisku, trzeci jest jeszcze młody. Bayer Leverkusen potrzebował jednak konkretnych wzmocnień, zawodników, którzy podniosą poziom gry i wypełnią lukę — gdyby gwiazdy sezonu 2023/24 zdecydowały się na odejście. Tak się nie stało. Wydano spore pieniądze bez realnej, doraźnej korzyści dla drużyny.
Kilku graczy (chociażby Victor Boniface) obniżyło swoje loty, nowi nie dali jakości, a dodatkowo Bayerowi przestało dopisywać szczęście (czy jak kto woli, drużyna nie wyszarpywała już punktów w końcówkach spotkań). Wiosną 2025 roku obserwowaliśmy zespół pogodzony z brakiem szans na wygranie rywalizacji z Bayernem Monachium. Z sześciu ostatnich kolejek, Aptekarze przywieźli tylko jedno zwycięstwo. Ligę Mistrzów zakończyli na 1/8 finału po dwumeczu z Bawarczykami. Z Pucharu Niemiec sensacyjnie wyeliminowała ich Arminia Bielefeld. Xabi Alonso zdawał sobie sprawę, że sięgnął już swojego sufitu w Leverkusen, a dalej będzie jeszcze trudniej się do niego zbliżyć. Mając ofertę pracy z Realu Madryt, nie mógł odmówić. Pozostawił za sobą zespół znajdujący się w trudnym momencie. Wielu graczy podobnie jak trener nie widziało swojej przyszłości w Bayerze. Oczywiste stało się, że kadra potrzebuje przebudowy i nowego sternika.
Bayer Leverkusen i brak pomysłu na przyszłość
Działacze Bayeru Leverkusen zdecydowali się postawić na Erika ten Haga, wierząc, że ten nawiąże do udanego okresu pracy z Ajaxem Amsterdam. Niestety, powtórzyła się sytuacja z Manchesteru United, a wybór Holendra szybko uznano za pomyłkę. Zastąpił go Duńczyk Kasper Hjulmand. Już to pokazuje, jak chaotycznie rozegrano zadanie zastąpienia Xabiego Alonso. Nie to jest jednak najgorsze.
Latem z drużyny odeszli bowiem Victor Bonifaxe, Piero Hincapié, Jonathan Tah, Lukas Hradecky, Granit Xhaka, Amine Adli, Jeremie Frimpong oraz Florian Wirtz. Jednocześnie do zespołu dołączyło SZESNASTU (!) nowych graczy, na których wydano blisko 200 mln euro. To nie było transferowe szaleństwo, ale czyste wariactwo. Dziś Hjulmand dysponuje kadrą, z którą nie przepracował okresu przygotowawczego i zawodnikami, którzy w większości znają się ledwie od kilku tygodni. To nie jest przebudowa składu, bowiem przetrącono jego szkielet, zaczynając budowę od zera. Oczywiście, grzechem byłoby oceniać wspomniane 200 mln euro za środki wyrzucone w błoto. Sprowadzono jednak wielu młodych graczy, którzy potrzebują czasu i zaufania na swój rozwój. To odbija się na jakości ich gry, a dalej na wynikach. Nic dziwnego, że dyspozycja Bayeru Leverkusen na starcie sezonu jest rozczarowująca.
Cała nadzieja w Grimaldo
Być może obecne problemy Bayeru Leverkusen to jedynie stan przejściowy. Można go było uniknąć, zachowując zdrowy rozsądek i ograniczając skalę zmian w kadrze. Ewolucję można już było rozpocząć latem 2024 roku, czy pół roku wcześniej. Wówczas unikano konkretnych ruchów, by w jednym okienku doprowadzić do kuriozalnej sytuacji. Wielokrotnie wspominałem ostatnio, że Bayer w obecnej dyspozycji do ligowy średniak, którego ratuje jedynie Alejandro Grimaldo. Sam Hiszpan został w klubie, ale nie wyklucza, że opuści go poza kończeniu sezonu. Dziś bez jego stałych fragmentów gry Leverkusen miałoby wielkie problemy ze zdobywaniem punktów. Tego można było uniknąć.
Bayer Leverkusen Hjulmanda i Bayer Leverkusen Alonso to tak naprawdę dwie kompletnie odmienne drużyny. Sukcesu z sezonu 2023/24 nie wykorzystano we właściwy sposób. Zespół aspirujący do walkę o czołową ósemkę Champions League obecnie może mieć problemy, by zapewnić sobie awans do Ligi Mistrzów w kolejnym sezonie. Pozostaje jedynie wiara, że chociaż część letnich inwestycji zwróci się dobrą grą, a efekt sportowy nadejdzie, zanim straty w lidze będą uniemożliwiały walkę o czołowe lokaty. Początek rozgrywek 2025/26 nie napawa jednak optymizmem.