Światełko w tunelu. Czy Bournemouth stać na utrzymanie?

Na pierwszy rzut oka są głównym kandydatem do spadku. Ostatni mecz wygrali w listopadzie, tuż przed startem mistrzostw świata. Po powrocie rozgrywek są najgorszym zespołem w Premier League. W siedmiu kolejkach uzbierali tylko dwa punkty i w tabeli osunęli się na przedostatnie miejsce. Do tego w tym czasie odpadli z obu krajowych pucharów już na pierwszej przeszkodzie. Co gorsza, kryzys trwa znacznie dłużej. Od połowy października wygrali tylko dwa z 16 meczów we wszystkich rozgrywkach. Patrząc jedynie przez pryzmat samych wyników Bournemouth już teraz można spuszczać do Championship. Niemniej jednak w ostatnich tygodniach na Vitality Stadium coś drgnęło.

REKLAMA

Udane okno transferowe

Pierwszym sygnałem, że na Vitality Stadium nie zamierzają się poddawać były działania klubu w styczniowym okienku. Więcej od wisienek tej zimy na transfery wydały jedynie trzy zespoły: Chelsea, Southampton i Arsenal. Do ekipy Gary’ego O’Neila na stałe dołączyli środkowy obrońca Ilya Zabarnyi, skrzydłowy Dango Outtara, napastnik Antoine Semenyo oraz sprowadzony bez kwoty odstępnego bramkarz Darren Randolph. Ponadto klub wypożyczył lewego obrońcę Matiasa Vinę i ofensywnego pomocnika Hameda Juniora Traore. Ponadto wysokie aspiracje Bournemouth potwierdzało również zainteresowanie Nicolo Zaniolo.

Jedyną wątpliwością pozostaje to czy wspomniani zawodnicy udźwigną presję związaną z walką o utrzymanie i jak dostosują się do realiów nowej ligi. Pomijając Randolpha, który sprowadzany jest jako zmiennik, średnia wieku pięciu nowych nabytków to zaledwie 22 lata. Ponadto żaden z nich nie występował wcześniej w Premier League. Co prawda, Vina i Zabarnyi zebrali doświadczenie na poziomie europejskich pucharów, jednak nie zmienia to faktu, że w przypadku młodych zawodników wejście w środku sezonu do zupełnie innej ligi wiąże się z dużym ryzykiem. Często potrzeba po prostu czasu na aklimatyzację, a – jak wiadomo – na to w Bournemouth nie mogą sobie pozwolić.

Niemniej jednak, nawet jeżeli Wisienkom nie uda się utrzymać na kolejny sezon, to i tak z piłkarzy sprowadzonych tą zimą może być jeszcze sporo pożytku. Robiąc te transfery działacze myśleli nie tylko o obecnym sezonie, ale również dalszej przyszłości. Nowy właścicieli Bill Foley postanowił nie szczędzić grosza i solidnie wzmocnić kadrę. Działanie to jest zupełnym przeciwieństwem do tego, co działo się przed sezonem, kiedy klubem kierował jeszcze Maxim Demin. Wówczas zespół z Vitality Stadium wydał zaledwie nieco ponad 25 milionów euro, co jak na standardy Premier League jest bardzo niską kwotą.

Poprawa gry Bournemouth

Mimo wszystko, same wydawanie pieniędzy nie zapewni utrzymania. Bournemouth musi je wywalczyć na boisku. I pomimo, że na wygraną czekają praktycznie od połowy listopada, to ostatnie mecze dają nadzieję, że może być lepiej. W trzech poprzednich spotkaniach The Cherries przegrali tylko raz – 0:1 z Brighton po golu w 87. minucie. W pozostałych dwóch (przeciwko Nottingham i Newcastle) jako pierwsi wychodzili na prowadzenie, jednak nie potrafili utrzymać tej przewagi. Jednak to i tak spory postęp w stosunku do tego, co działo się wcześniej. W pierwszych czterech ligowych starciach Wisienki nie strzeliły ani jednego gola i nie dopisały do swojego dorobku żadnego punktu. Wszystkie spotkania przegrały co najmniej dwoma bramkami.

Potwierdzają to zwłaszcza statystyki ofensywne. W żadnym z pierwszych czterech starć ekipa O’Neila nie oddała więcej niż 10 strzałów (średnio 7,25 na mecz). Z kolei średni wskaźnik xG (goli oczekiwanych) na spotkanie wyniósł 0,57 i był zdecydowanie najniższy w całej lidze w tym czasie (drugi najgorszy Leicester – 0,86). Natomiast w ostatnich trzech meczach Bournemouth za każdym razem oddawało więcej niż 10 uderzeń. Wspomniane wcześniej wartości wzrosły średnio do 13 strzałów i 1,42 xG (8. miejsce za ten okres).

Bardziej odważne nastawienie Bournemouth

Oczywiście różnica może wynikać z terminarza i rywali, z jakimi mierzył się zespół. W przypadku zespołu O’Neila jednak nie jest to główny czynnik. W pierwszych czterech spotkaniach Bournemouth trzykrotnie mierzyło się z zespołami z górnej połowy tabeli, podczas gdy w następnych trzech dwa razy. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę obecną formę tych drużyn, to większej różnicy raczej też nie ma. Powodów lepszej gry The Cherries trzeba więc szukać gdzie indziej. Jednym z nich niewątpliwie może być zmiana personaliów i nastawienia na bardziej ofensywne. Mimo, że w ostatnich spotkaniach statystki w ataku znacznie się poprawiły, to w obronie wyglądają dość podobnie. Wisienki pozwalają nawet na więcej strzałów (18,3 do 15 na mecz), a ich średnie xGC (oczekiwane gole tracone) na mecz spadło w niewielkim stopniu (z 1,99 do 1,89).

W dwóch pierwszych meczach O’Neil stosował ustawienie z trójką środkowych obrońców i dwoma wahadłowymi. W następnych dwóch zmienił formację na czwórkę defensorów, jednak z lewej strony ustawiał stopera Lloyda Kelly’ego. Z kolei w ostatnich trzech zdecydował się przywrócić na tę pozycję nominalnego lewego obrońcę Jordana Zemurę, który – co prawda – ma braki w grze defensywnej, jednak daje o wiele więcej z przodu. Reprezentant Zimbabwe jest czwarty w zespole w liczbie akcji prowadzących do strzału, a w ilości kluczowych podań wyprzedza go jedynie Lewis Cook. Istotną rolę w poprawie gry odegrali również nowi zawodnicy, zwłaszcza Dango Outtara, który zdążył zaliczyć już dwie asysty.

Wiara w O’Neila

Ostatnie trzy spotkania w wykonaniu Bournemouth mogły wlać nadzieję w serca fanów. Pomimo, że Wisienki żadnego z nich nie wygrały to kibice z pewnością zauważyli, że wreszcie coś się ruszyło. Mimo wszystko, ekipę O’Neila czeka bardzo ciężka batalia o pozostanie w Premier League. Drużyna z Vitality Stadium – nawet pomimo ostatnich transferów – wciąż ma jedną z najsłabszych i najmniej doświadczonych kadr w całej stawce. Na ten moment ciężko znaleźć trzy inne zespoły, które miałyby opuścić ligę. Co prawda The Cherries tracą tylko jeden punkt do będącego nad kreską Leeds, jednak piętnaste Wolves ma już pięć punktów przewagi, a szesnasty West Ham pomału zaczyna odbijać się od dna.

Co więcej, w wielu drużynach walczących o utrzymanie właśnie następuje nowe otwarcie po zmianie trenera. W Evertonie stery przejął Sean Dyche, Leeds przed tygodniem zwolniło Jessego Marscha, a Southampton w niedzielę Nathana Jonesa. Patrząc na przykłady Aston Villi z Unaiem Emerym czy Wolves z Julenem Lopeteguim wszystkie te zespoły liczą, że w ich przypadku efekt będzie podobny. W Bournemouth działają jednak inaczej. Wciąż wierzą, że Gary O’Neil wyciągnie zespół z kryzysu. Mimo, że wyniki tego jeszcze nie potwierdzają, to na Vitality Stadium właśnie pojawiło się światełko, że może się to udać.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,630FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ