Sheffield walczy już tylko o uniknięcie niechlubnych rekordów

0:5 z Aston Villą, 0:5 z Brighton i 0:6 z Arsenalem. Sheffield zostało pierwszym w historii Premier League klubem, który przegrał trzy kolejne domowe mecze co najmniej pięcioma bramkami. Jeżeli dodamy do tego najwyższą w tym sezonie porażkę – 0:8 przeciwko Newcastle czy wyjazdowe klęski 0:5 z Burnley i Arsenalem wyjdzie na to, że Sheffield w trwającej kampanii poniosło już aż sześć porażek w tak dużych rozmiarach, co również jest pierwszym takim przypadkiem w erze Premier League. Co prawda, The Blades mają już więcej punktów (13) niż najgorsze pod tym względem Derby County w sezonie 2007/08 (11), niemniej jednak wciąż muszą walczyć o uniknięcie niechlubnych rekordów.

REKLAMA

Sheffield najgorszą defensywą w historii

Jednym z tych rekordów może być największa liczba straconych goli. Po 27 rozegranych spotkaniach Sheffield straciło już 72 bramki, co daje średnio 2,67 na mecz. Gdyby zespół Chrisa Wildera utrzymał takie tempo, skończyłby rozgrywki z liczbą 101 po stronie wpuszczonych goli, co byłoby najgorszym wynikiem w historii Premier League. Do tej pory „rekord” ten należy do Swindon Town z sezonu 1993/94 i wynosi 100 bramek. Dodać jednak trzeba, że wówczas liga liczyła 22 drużyny, przez co rozgrywano o cztery kolejki więcej niż obecnie. Średnia liczba traconych goli na mecz w Swindon we wspomnianej kampanii była więc znacznie niższa (2,38) niż tegorocznego Sheffield.

Co więcej, gdyby doliczyć przegrany mecz w FA Cup z Brighton (2:5), okaże się, że Sheffield już w siedmiu meczach obecnego sezonu dało sobie wbić co najmniej pięć goli. Nie uwzględniając starć z zespołami z niższych lig, we wszystkich rozgrywkach średnia traconych goli The Blades w trwającej kampanii na mecz spada nawet do 2,75. Bardziej dobitną statystyką może być jednak to, że średnio, w co czwartym takim spotkaniu tracą oni minimum pięć bramek.

Co ciekawe, Sheffield w trwającym sezonie — według danych z Understat — straciło aż około 11 goli więcej niż wynosi ich współczynnik xGC (oczekiwane gole stracone). Ponadto, do większej liczby sytuacji niż The Blades (60,7) dopuszcza w tym sezonie Luton (63,4). Mimo to The Hatters stracili aż o 18 goli mniej niż zespół z Bramall Lane. Różnica jest taka, że w Luton mogą polegać na bramkarzu. Według współczynnika xGOT Thomas Kaminski „uchronił” swój zespół przed 1,7 gola. Z kolei Wes Foderingham i Ivo Grbić wpuścili razem o 5,2 bramki więcej niż „powinni”.

Sheffield nie oszukało przeznaczenia

Gdybyśmy mieli szukać powodów, dlaczego The Blades prezentują się w tym sezonie tak słabo, należałoby cofnąć się do okresu przygotowawczego. Przed startem sezonu wszyscy niemal zgodnie typowaliśmy zarówno Sheffield, jak i Luton jako dwie najsłabsze drużyny. I nie było w tym nic dziwnego. Ekipa z Bramall Lane w minionych rozgrywkach Championship zajęła drugie miejsce z dorobkiem aż 91 punktów. Niemniej jednak latem ich szeregi opuściło dwóch kluczowych piłkarzy. Sander Berge został wykupiony przez Burnley, a Ilman Ndiaye odszedł do Marsylii. Obaj w minionym sezonie mieli łącznie udział przy 40 bramkach The Blades we wszystkich rozgrywkach.

Sheffield latem wydało na transfery ponad 60 milionów euro, jednak nie udało im się zastąpić wspomnianej dwójki. O ile pozyskani w miejsce Berge Gustavo Hamer i Vinicius Souza nie prezentują się najgorzej, tak nikt nie jest w stanie wejść w buty Ndiaye i wziąć na siebie ciężar strzelania goli. Najlepszymi strzelcami Sheffield w trwającym sezonie, są Ollie McBurnie oraz Cameron Archer, którzy zaledwie czterokrotnie trafiali do bramki przeciwnika. Zresztą The Blades są nie tylko najgorszą defensywą, ale też ofensywą w całej Premier League. Nikt nie strzelił mniej goli (22; drugie Burnley 25) oraz nie ma niższego wskaźnika xG (25,7; drugie Burnley 26,8).

Dobry początek Wildera

Sheffield w zasadzie od początku sezonu okupuje strefę spadkową i nie jest w stanie się z niej wydostać. Na pierwszy punkt zespół prowadzony wówczas przez Paula Heckingbottoma czekał do czwartej kolejki (2:2 z Evertonem). Z kolei na pierwsze zwycięstwo kolejnych siedem (2:1 z Wolves). Trener, który wywalczył z The Blades awans do Premier League został zwolniony na początku grudnia po dwóch kompromitujących porażkach z zespołami walczącymi o utrzymanie – 0:3 z Bournemouth i 0:5 z Burnley. W jego miejsce przyszedł Chris Wilder — człowiek, który z Sheffield osiągnął największy sukces w XXI wieku (9.miejsce w sezonie 2019/20).

Początek nowego szkoleniowca był całkiem obiecujący. Mimo że w pierwszych ośmiu meczach pod jego wodzą zespół zdobył tylko pięć punktów, to nie przegrywał już tak wysoko jak wcześniej. We wspomnianym okresie Sheffield ani razu nie poniosło porażki większej niż dwoma bramkami — co miało miejsce w dwóch ostatnich spotkaniach kadencji Heckingbottoma — mimo że miało na rozkładzie o wiele bardziej wymagających rywali — m.in. Liverpool, Chelsea, Aston Villę, Manchester City czy West Ham. Wilder zaczął od ustabilizowania defensywy i efekty szybko były widoczne. W pierwszych ośmiu spotkaniach ligowych The Blades ani razu nie stracili więcej niż dwóch goli. Ponadto zachowali też pierwsze czyste konto w obecnej kampanii (1:0 z Brentfordem).

Nastawienie na defensywę

Problemy zaczęły się mnożyć, gdy Wilder postanowił zagrać nieco bardziej ofensywnie. Podczas gdy w pierwszych ośmiu meczach — nie licząc pucharowego spotkania z czwartoligowym Gillingham — pod wodzą nowego trenera Sheffield traciło średnio 1,5 gola na mecz, tak w następnych siedmiu wskaźnik ten wzrósł aż do 3,71. Od początku sezonu największym problemem Sheffield jest organizacja po stracie piłki. W taki sposób stracili oni większość goli w meczu z Newcastle (0:8). I podobnie było chociażby w niedawnym meczu z Aston Villą (0:5). Ekipa Unaia Emery’ego notorycznie korzystała z wolnych przestrzenii za linią obrony i z łatwością rozbiła The Blades.

Tak naprawdę najwięcej trudności faworytom Sheffield sprawiało wtedy, gdy skupiało się na defensywie i broniło się niemal całym zespołem. Tak jak w meczach z Manchesterem City czy Tottenhamem na początku sezonu (oba przegrane 1:2 po golach w końcówkach) czy Aston Villą pod koniec ubiegłego roku (1:1). Oczywiście we wszystkich tych starciach Sheffield miało sporo szczęścia, że tak długo utrzymywało się w grze. To rywale dominowali i mieli znacznie więcej sytuacji, aczkolwiek dzięki dobrej organizacji bez piłki The Blades potrafili napsuć im krwi. Teoretycznie Sheffield ma jeszcze matematyczne szanse na utrzymanie, jednak chyba nawet na Bramall Lane nikt już w to nie wierzy. Mimo wszystko, aby uniknąć niechlubnego rekordu straconych goli, najlepiej będzie chyba po prostu skupić się na defensywie. Bo to im w tym sezonie wychodzi najlepiej.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,604FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ