Reprezentacja wiecznej budowy

W 2018 roku, po nieudanych Mistrzostwach Świata, drogi reprezentacji Polski i Adama Nawałki się rozeszły. Rozpoczęliśmy budowę nowego projektu. Projektu, który… budujemy po dziś dzień. Nasza reprezentacja bezustannie się tworzy. Nie ma wyników? Spokojnie, selekcjoner dopiero rozpoczyna konstruowanie reprezentacji. Brakuje stylu? Teraz nie ma na to czasu, bo najważniejsze są wyniki. W efekcie mecze, które powinniśmy wygrywać bez problemu wyglądają tak, jak ten wczorajszy z Mołdawią. Są męczarnią. Dla piłkarzy, dla trenera, dla kibiców. Dla wszystkich.

REKLAMA

Mecz z Mołdawią powinien być spacerkiem

Od września 2018 roku, pierwszego spotkania po odejściu Adama Nawałki minęło już ponad 5 lat. Przez ten czas mieliśmy budować stabilną kadrę, a przedostatnie zgrupowanie eliminacji do EURO 2024 rozpoczynał już piąty trener. Michał Probierz przyszedł jako selekcjoner-strażak mający za zadanie szybko ugasić pożar, który rozpalił jego poprzednik, Fernando Santos, więc siłą rzeczy postanowił grać na wynik. Naszym pomysłem na gonienie wyniku z 159. drużyną rankingu FIFA były więc dośrodkowania z jakichkolwiek pozycji na aferę w polu karnym po tym, jak w pierwszej połowie nie potrafiliśmy wyjść spod pressingu rywali i przegrywaliśmy z nimi walkę o środek pola. Nie mamy zamiaru krytykować Michała Probierza, ponieważ przyszedł do kadry w trudnej sytuacji i – jak większość ostatnich selekcjonerów – nie miał czasu na wypracowywanie stylu, a musiał od razu wygrywać.

TVP Sport w serwisie X

Mecz z rywalem pokroju Mołdawii na Stadionie Narodowym to dla zespołu o potencjale reprezentacji Polski powinien być spacerek. Gdybyśmy od pięciu lat, od wspomnianego września 2018 roku spokojnie budowali reprezentację, dając czas selekcjonerowi (którym niekoniecznie musiałby być Jerzy Brzęczek) na wypracowanie charakterystycznego stylu gry, na odkrycie nieoczywistych zawodników dla tej reprezentacji, na wypracowanie automatyzmów pomiędzy piłkarzami to dziś mając już pewnie awans na EURO w kieszeni oglądalibyśmy jak operujemy futbolówką, a rywale – słabsi pod względem piłkarskim o kilka klas – bezradnie za nią biegają. Rzeczywistość była zupełnie inna. Przez długi czas nie było w ogóle widać, że na PGE Narodowym spotkali się dziś gracze z dwóch zupełnie różnych piłkarskich światów.

Gdyby tylko była skuteczność…

Zabrakło skuteczności – taką diagnozę po meczu z Mołdawią wystosował publicznie Michał Probierz. I owszem, z 20 strzałów, w tym 7 celnych i 14 z pola karnego zazwyczaj strzela się więcej niż jednego gola. Model goli oczekiwanych (xG) również przypisał naszej kadrze wyższą wartość (2,09 – to w sumie i tak niezbyt dużo biorąc pod uwagę rywala, teren rogrywania meczu i fakt, że ani przez chwilę nie mieliśmy zadowalającego nas wyniku).

Czy zasłużyliśmy we wczorajszym meczu na zwycięstwo? Tak. Gdyby udało się wykorzystać choć jedną dogodną okazję to narracja z „kompromitacji” przeistoczyłaby się w „cel minimum zrealizowany”. No ale – na litość boską – graliśmy z Mołdawią u siebie. Nawet przy nieskuteczności, nawet przy braku najlepszego snajpera reprezentacji, czyli Roberta Lewandowskiego, który pewnie wykorzystałby przynajmniej jedną z tych sytuacji powinniśmy bez problemu odprawić z kwitkiem reprezentację Mołdawii.

Reprezentacja wiecznej budowy

– Nie jestem cudotwórcą. Bez treningu nie da się pewnych rzeczy zrobić… – zaczął jedną ze swoich wypowiedzi na konferencji prasowej Michał Probierz. Takie słowa naturalnie wywołały frustracje u wielu kibiców, którą można zrozumieć. Niemniej jednak, za taki stan rzeczy trzeba obarczać winą osoby decyzyjne w PZPN-ie. W organizacji, w której wszystko – już nie tylko organizacyjnie, ale od kilku miesięcy także sportowo – stoi na głowie. O ile wcześniejszy chaos wokół reprezentacji można było zasłaniać napiętym terminarzem, w którym ciągle musieliśmy realizować jakieś cele oraz dezercją Paulo Sousy, tak teraz wymówek nie ma. Dostaliśmy absurdalnie łatwą grupę w eliminacjach do EURO 2024, więc zakończony mundial był najlepszym momentem, aby rozpocząć nowe otwarcie.

Cezary Kulesza zatrudnił jednak selekcjonera, który przez trzy zgrupowania nie dał szansy debiutu ani jednemu piłkarzowi, nie angażował się – wbrew zapowiedziom – w szkolenie i nie interesowały go kadry młodzieżowe. Przyszedł na dobrze płatną emeryturę. Prezes PZPN zorientował się, kiedy eliminacje zaczęły się walić.

Reakcja była więc mocna – reprezentacja znów dostała nowego selekcjonera

W efekcie na przedostatni mecz w cyklu eliminacyjnym w pierwszej jedenastce wychodzą Patryk Peda i Patryk Dziczek, a wynik ma ratować wchodzący z ławki Filip Marchwiński. Dla całej trójki to dopiero drugi mecz w seniorskiej kadrze i pierwsze zgrupowanie. To scenariusz, który przed startem eliminacji mogliśmy zakładać, ale pod warunkiem, że awans na EURO będziemy mieć już zapewniony. Tymczasem Michał Probierz zaczął eksperymentować (poniękąd oczywiście został do tego zmuszony, w końcu przez ostatnie miesiące tyle zawodników w kadrze zawodziło, że trzeba szukać nowych twarzy) w momencie, gdy reprezentacja miała już nóż na gardle. W normalnych okolicznościach raczej nie wprowadzalibyśmy nowych zawodników do kadry w tak newralgicznym momencie.

– Rozumiem rozczarowanie, ale nie tutaj i nie tym meczem przegrywamy eliminacje – to kolejne słowa, które padły na pomeczowej konfernecji prasowej z ust Michała Probierza. Opinia publiczna zgodnie odebrała to jako szpilkę w jego poprzednika, ale równie dobrze Probierz mógł odnosić się do znacznie dłuższego okresu, w trakcie którego koncertowo zmarnowaliśmy czas na budowę reprezentacji. Bo ten jeden punkt w dwóch meczach z Mołdawią to efekt wielomiesięcznych „starań” całej reprezentacji Polski.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,605FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ