Polska i Liga Narodów. Dokąd zmierzamy? [OPINIA]

Lepiej przegrać raz a wysoko, niż kilka razy nisko. To stara piłkarska maksyma, którą po meczu Polska – Belgia nasi reprezentanci powinni wziąć sobie do serca. Wielkimi krokami zbliżają się Mistrzostwa Świata w Katarze, dlatego każde spotkanie to cenna lekcja. Pytanie tylko, czy dla naszej kadry Liga Narodów to tylko „piłkarski brudnopis”?

REKLAMA

Jesteśmy po wysokiej porażce z Belgią i przed wymagającym meczem z Holandią. Osobiście traktuje Ligę Narodów jako format polegający na rozgrywaniu bardziej prestiżowych meczów towarzyskich. Pamiętajmy jednak, że to teoretycznie najprostsza droga do medalu piłkarskiej imprezy, czego wiele osób zdaje się nie dostrzegać. Dla Polaków celem jest oczywiście utrzymanie w Dywizji A, by zachować możliwość testowania nowych rozwiązań w rywalizacji z najsilniejszymi drużynami Europy. Paradoks polega na tym, że dla faworytów do wygrania grupy są to mało istotne rozgrywki. Kevin De Bruyne w wypowiedzi przy okazji meczu z Holandią otwarcie przyznał, że czuje irytację wynikającą z gry w turnieju. Pojawia się więc pytanie: czy Belgowie są w ogóle chętni na wygranie grupy i kolejne boje w Final 4?

W sukurs De Bruyne poszedł także Virgil Van Dijk, który po tylu rozegranych meczach w tym sezonie również niezbyt pali się do gry w najnowszym tworze UEFA

Liga Narodów jak parzący ziemniak

Teoretycznie w sporcie liczy się rywalizacja i współzawodnictwo, zaś dla każdego sportowca celem powinno być zwycięstwo. Wypowiedź De Bruyne pokazuje jednak, że teoria nie koniecznie musi iść w parze z praktyką. Piłkarze mają obecnie napięte grafiki, które dodatkowo naprężyły opóźnienia związane z pandemią koronawirusa. Nie może więc dziwić fakt, że zmagania w Lidze Narodów nie zajmują wysokiego miejsca w hierarchii największych gwiazd. A tych w ekipie Czerwonych Diabłów nie brakuje.

Reprezentanci kraju słynącego z frytek i czekolady raptem kilka miesięcy temu mieli okazję mierzyć się w fazie play-off poprzedniej edycji. Ostatecznie zakończyli zmagania tuż za podium, choć w półfinale do 62. minuty prowadzili z Francją 2-0. Sam wynik nie świadczy oczywiście o olewackim stosunku do zmagań w LN. W końcu przegrać z aktualnymi Mistrzami Świata to nie wstyd. Jednak niedawny występ przeciwko Holandii i wypowiedź rudowłosego pomocnika sugeruje brak chęci poprawienia wyniku sprzed roku. Nasza porażka 6-1 przy założeniu, że Belgowie nie do końca poważnie traktują grę w Lidze Narodów, zostaje postawiona w wyjątkowo słabym świetle. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że w najwyższej dywizji istnieje podział na dwie grupy. Dla silnych reprezentacji Liga Narodów jest jak niechciany, futbolowy bękart. Słabsze drużyny traktują je bardziej poważnie, ale nie mają argumentów, by bić się o medale. My jesteśmy w tej drugiej grupie i póki co nic nie zapowiada zmiany tego stanu rzeczy.

Nasz cel

Skupmy się jednak na naszej rodzimej reprezentacji. Co ciekawe cel biało-czerwonych jest niezmienny od… 4 latach, kiedy to wystartowała Liga Narodów. Trwa właśnie 3. edycja i póki co nie widać, byśmy na poważnie brali walkę o coś więcej niż utrzymanie w najwyższej dywizji. Nie narzekam, bo patrząc na potencjał naszej kadry trudno myśleć o większym sukcesie. Jednak patrząc realistycznie łatwiej wyjść z grupy w Lidze Narodów, niż dojść do najlepszej czwórki mundialu lub Euro. Prestiż rozgrywek oczywiście mniejszy, choć w Polsce tego rodzaju sukces wpędziłby kibiców w euforię. Z przymrużeniem oka można rzec, że dla Lewandowskiego i Szczęsnego Liga Narodów może być jedyną okazją do sięgnięcia po medal w całej karierze reprezentacyjnej. Jednak patrząc na nasz aktualny sposób gry, prawdopodobnie nie ma zbyt dużych szans na zmianę typowego cyklu naszych występów. Dalej będziemy eksperymentować, bić się o utrzymanie a na końcu odtrąbimy sukces, jakim będzie zajęcie 3. lokaty w grupie.

Nie licząc wyjątków w eliminacjach, w ważnych meczach, w których rywalizujemy o punkty, gra reprezentacji Polski przeciwko mocnym rywalom wygląda podobnie. Gramy słabo, brakuje nam pomysłu na rozegranie ataku pozycyjnego i zdarzają nam się proste błędy, które często mają bezpośredni wpływ na porażki. Nie odkryję Ameryki, kiedy napiszę, że diagnoza takiego stanu rzeczy jest prosta – nasza kadra nie jest tak silna jak byśmy tego chcieli, więc nie możemy się dziwić, że przegrywamy z lepszymi od nas. Po prostu. Po ostatniej, wysokiej porażce jakbyśmy przestali mydlić sobie oczy gdybaniem „a gdyby wtedy…”, bo różnica bramkowa była wysoka. Błędów było za dużo, pomysłów co zrobić z piłką za mało. Nie mieliśmy złudzeń, że to my gramy gorzej w piłkę. Może więc wreszcie zmienimy swoje nastawienie?

Statystyki z meczu Belgia – Polska są przytłaczające… /źródło: uefa.com

Co ma w planach selekcjoner?

Czesław Michniewicz to nie czarodziej – z kapelusza goli nie wyczaruje. Póki co rozegrał jedno spotkanie z topowym rywalem i jego podopieczni dostali manto. Porażka różnicą pięciu goli chluby nie przynosi, lecz nie ma co wieszać psów na selekcjonerze po pierwszej przegranej. Naszło mnie jednak pewne spostrzeżenie. Do tej pory za każdym razem, kiedy przychodziło nam grać z renomowanym przeciwnikiem, wszystko działo się według podobnego schematu. I wbrew temu co można usłyszeć w różnych mediach nie uważam, by trener Michniewicz na stadionie w Brukseli chciał go przełamać. Tak naprawdę wyszliśmy do tego pojedynku z podobnym nastawieniem co zwykle. W dużym skrócie: „murowanko”, przesuwanie i liczenie na kontratak. Nie rozumiem części ekspertów, którzy doszukiwali się tu „odważnego” wyjścia ze strefy komfortu i próby zmiany organizacji gry. Dla mnie to nie był żaden eksperyment, tylko typowy mecz reprezentacji Polski przeciwko silniejszemu rywalowi. Taki, których w poprzednich edycjach Ligi Narodów widzieliśmy kilka. Nie da się skutecznie zaskoczyć klasowego rywala, kiedy od kilku (albo i nawet kilkunastu?) lat wyznaje się tą samą filozofię gry.

Mówi się, że w każdym wypadku przyjęta taktyka jest dobra do straty pierwszej bramki. W przypadku naszej kadry szanse na zwycięstwo z mocniejszym rywalem gwałtownie się redukują, kiedy tracimy choćby jednego gola. Podobnie było z Belgią, choć to Polska pierwsza wyszła na prowadzenie. Trudno o korzystny rezultat, jeśli większą część meczu spędza się bez piłki na własnej połowie. Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że Czesław Michniewicz wyszedł na Belgów bardziej ofensywnie. Wyszedł defensywie, ale wykonawców zamienił na piłkarzy z papierami do gry ofensywnej. I to cała różnica. Większość czasu spędziliśmy w ustawieniu 4-5-1. W pierwszej połowie było widać pomysł na ataki skrzydłami, ale po zmianie stron praktycznie w ogóle nie wykorzystywaliśmy bocznych sektorów. Do tego dochodziły niepotrzebne straty i masa prostych błędów, niestety też technicznych.

Po pół godziny gry z Belgią syn Czesława Michniewicza nie był specjalnie zdziwiony przebiegiem gry

Główne mankamenty w grze przeciwko Belgii

Uwaga, niepopularna opinia: kluczowe dla losów meczu w Brukseli było zejście Grzegorza Krychowiaka. „Krycha” był często spóźniony, lecz obecność typowego defensywnego pomocnika była dla nas niezwykle istotna. Potrzebowaliśmy kogoś do łatania dziur powstających po penetrujących, prostopadłych podaniach, które mijały naszą drugą linię. Oczywiście nie ma co 32-latka na siłę bronić, bo kolejny raz w irytujący sposób złapał żółtą kartkę we wczesnej fazie meczu. Mimo to faktem jest, że póki grał było 1:1, a to wynik który w takich spotkaniach raczej bralibyśmy w ciemno.

Przy ustalaniu składu Czesław Michniewicz liczył pewnie, że będziemy ostro walczyli w środku pola. Kiepsko wyglądało to już w pierwszej połowie, ale prawdziwa katastrofa przyszła po zmianie stron. Belgowie mieli przytłaczającą przewagę właśnie w linii pomocy. Bez wątpienia wpływ na taki stan rzeczy miała ogromna liczba naszych niewymuszonych błędów. Jeśli spojrzeć na nazwiska i to co potrafią zaprezentować poszczególni piłkarze w klubach mieliśmy kreatywną pomoc. To co na papierze a co na boisku to jednak dwie różne rzeczy. Żeby efektywnie rozgrywać piłkę najpierw trzeba ją mieć. A my mieliśmy problem zarówno z odbiorem, jak i z ustawianiem się po częstych stratach. Do tego dorzucić można dużą ilość prostych błędów technicznych, których apogeum nie pierwszy raz przychodzi w momencie konfrontacji z mocnym rywalem…

REKLAMA

Nowy plan na Holandię

W meczu z Belgami w fazie ataku, w ustawieniu z Piotrem Zielińskim, Szymonem Żurkowskim i Sebastianem Szymańskim w pomocy, Robert Lewandowski grał dość głęboko. Był to efekt częstego schodzenia Szymańskiego na skrzydło, który wspierał tam Tymoteusza Puchacza. To powodowało problem z dynamiką akcji, których w pierwszym tempie nie miał kto finalizować. Wracamy w tym momencie do punktu wyjścia, czyli palącej kwestii wykorzystania pełni potencjału Lewandowskiego. Przeciwko De Rode Duivels „Lewy” zaliczył trafienie, ale po cofnięciu się do linii środkowej także dotkliwą stratę, która kosztowała nas bramkę. Korekty zdaje się wymagać także ustawienie Piotra Zielińskiego. Popularny „Zielu” mógł się podobać w pierwszej połowie, jednak po zejściu Krychowiaka znów zaczął irytować. Przesunął się wówczas piętro niżej i momentalnie przygasł. Po upływie 60. minuty często wbiegał do linii obrony, gdzie przy próbie rozegrania zajmował miejsce między Bednarkiem i Glikiem. Było to o tyle irytujące, że Zieliński uchodzi za naszego najbardziej kreatywnego i uzdolnionego technicznie gracza. Wykorzystywanie go do zagrywania długich piłek było swego rodzaju marnotrawstwem i mocno ograniczało nasze (i tak niskie) możliwości gry w zdominowanym przez Belgów środku.

Chciałbym, aby szkoleniowiec biało-czerwonych przygotował jakąś alternatywę do tego, co oglądaliśmy kilkadziesiąt godzin temu. Nie ma sensu kolejny raz grać tak samo, nieznacznie modyfikując to, co nie sprawdza się od lat. Wbrew pozorom nie chcę się wcielać w rolę selekcjonera. Zdaję sobie sprawę z tego, że łatwiej jest wytykać błędy i narzekać, niż ciężko pracować z zespołem. Wierzę w Michniewicza i ufam, że potrafi wyciągać wnioski. A wprawionemu szkoleniowcowi te powinny nasuwać się same.

Podsumowanie

Trener Michniewicz uchodzi u nas za specjalistę od przygotowywania się pod konkretnego przeciwnika. Potrafi znaleźć i wykorzystać słabe punkty rywala. I to powinno być naszą siłą na mistrzostwach, które zbliżają się wielkimi krokami. Warto jednak wyciągać wnioski z cennych lekcji a za taką uważam potyczkę z Belgią. Mamy szczęście, bo gdyby nie bagatelizowana przez wszystkich Liga Narodów, taki łomot mogliśmy dostać w fazie grupowej w meczu z Argentyną. Nie wątpię, że jesteśmy nieco lepsi niż wskazuje wynik środowego meczu. Wciąż jednak jesteśmy za słabi, by przeżyć w Katarze podobną przygodę co na Euro 2016. Dlatego mam nadzieję, że Liga Narodów posłuży za prawdziwy poligon doświadczalny i w dzisiejszym meczu w Rotterdamie zobaczymy świeży pomysł na rozgrywanie trudnych spotkań o wysoką stawkę.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,597FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ