Pastwisko w Gliwicach. Lech tylko z remisem przed rewanżem z Djurgardens

Do grającego coraz lepiej Piasta Gliwice, przyjechał mistrz Polski niesiony zwycięstwem nad szwedzkim Djurgardens w Lidze Konferencji. John van den Brom dokonał siedmiu zmian w składzie względem pucharowego meczu z czwartku, co jest zrozumiałe, bo ćwierćfinał jak najbardziej jest w zasięgu Poznaniaków. Na ławce usiedli tacy piłkarz jak Jesper Karlstrom oraz Afonso Sousa. Lech chciał ten mecz wygrać jak najmniejszym nakładem sił, byle tylko dopisać trzy punkty i mieć występ jak najszybciej za sobą. Jednak z Piastem zwłaszcza w Gliwicach nie gra się łatwo i o tym również drużyna mistrza Polski dzisiaj się przekonała.

REKLAMA

Groźny Piast i niepewny Lech

W pierwszej połowie za dużo się nie wydarzyło. Oba zespoły oddały po jednym celnym strzale, a dla gości stuprocentową okazję zmarnował Filip Marchwiński, pokazując po raz kolejny, że jeden gol w jakimkolwiek spotkaniu nie zmieni diametralnie jego skuteczności i sposobu grania. Jednak kibice Lecha wciąż wierzą i wierzyć będą w Filipa. Ja wierzę! Był to ciężki do oglądania mecz z różnych względów, lecz o tym później. Im dłużej pojedynek trwał, tym bardziej było widać jakie męczarnie na boisku przechodzą piłkarze „Kolejorza”. Ten mecz był dla nich na swój sposób trudniejszy niż spotkanie z Djurgardens w europejskich pucharach. Zły stan murawy, topornie grający rywal i zmiany w składzie, które nie do końca zadziałały tak, jak miały zadziałać. Nie kleiło się dzisiaj w grze Poznaniaków zbyt dużo, lecz nikt przed meczem nie mówił, że będzie łatwo.

Zamienił stryjek siekierkę na kijek

Druga połowa to kopia pierwszej. Nic się nie kleiło w obu drużynach, aż wreszcie po niepotrzebnym faulu Joao Amarala otworzył się wynik spotkania. Najpierw rzutu karnego nie wykorzystał Patryk Dziczek, a następnie po zamieszaniu w polu karnym piłkę do siatki dobił Michał Chrapek.

Holender na boisko wprowadził Portugalczyka kosztem Filipa Marchwińskiego. Ten pierwszy miał ożywić grę Lecha. Nie zrobił tego, a dodatkowo sprokurował rzut karny. Ten drugi zmarnował wcześniej wspominaną stuprocentową sytuację w pierwszej połowie i nie pokazał w pierwszej połowie dosłownie nic.

O samym meczu nie można zbyt wiele napisać. Lech próbował i jednocześnie grał tak, jakby nie chciał próbować, bo po prostu się chwilami nie dało, a boisko nie zachęcało do włączenia wyższego biegu i przyciśnięcia rywala. Jednak w 90+3 minucie w końcu się udało i gola wyrównującego po strzale z woleja strzelił Nika Kvekveskiri. Kolejorz meczu nie przegrał, a to już wyczyn, patrząc na przebieg spotkania i okoliczności z nim związane. W całym meczu reasumując, nie działo się zbyt wiele. Dlaczego się nie działo zbyt wiele? Odpowiedź jest bardzo prosta. Przez murawę, a dokładniej rzecz ujmując, przez jej katastrofalny stan. Mecz w ogóle nie przypominał meczu, a prędzej jakiś półprodukt piłkarski.

Fatalne boisko

Boisko, na którym rozgrywany był ten pojedynek, wyglądało na boisko szkolne albo nawet jeszcze gorzej. Brakowało tylko tam koni, które by wybiegły i zrobiły, co trzeba. Ktoś oceniał stan murawy przed meczem i ją dopuścił do gry? Jakim prawem według tej osoby spełniała wszystkie warunki, aby ją dopuścić do użytku i grać na niej mecz? Tego nie wie nikt. Jak można oczekiwać na takim czymś, profesjonalnego grania w piłkę? Wymagamy dobrego poziomu, a na takiej murawie po prostu się nie da grać w piłkę. A najgorsze jest to, że teraz wielu kibiców ponarzeka, przyjdzie lepsza pogoda, murawa się poprawi i wszyscy zapomną o całej sprawie, a za rok wrócimy do punktu wyjścia. I tak to się dzieje w tej naszej polskiej lidze.

Piast – Lech 1:1 (Chrapek 64 – Kvekveskiri 90+3)

Aut. Mateusz Topolski

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,570FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ