Mentalność – największy problem polskiej kadry od lat

Na przerwę schodzisz z wynikiem 2:0. Nie rozgrywasz może koncertowego spotkania, ale rywal jest na tyle słaby, że gładko potrafisz rozmontować jego defensywę. Wydaje się, że nic tu się już nie może stać i zapowiada się na pewne, komfortowe, spokojne i wysokie zwycięstwo. Na początku drugiej połowy tracisz bramkę i nagle przebieg meczu zmienia się o 180 stopni. Mołdawia po przerwie sprawiała wrażenie zespołu po prostu lepszego i zdołała odwrócić losy spotkania. Problem reprezentacji Polski siedział jednak w głowie. Mentalność to niestety od lat największy problem reprezentacji Polski.

REKLAMA

Obraz przed tragedią

Oglądając pierwszą połowę mogliśmy głowić się nad tym, jakim cudem Czesi tylko zremisowali z Mołdawią w Kiszyniowie. Mimo, że nie graliśmy najlepszego futbolu, jaki jesteśmy w stanie to kreowanie sytuacji przychodziło bardzo łatwo. Co więcej, nie musieliśmy nawet wybitnie się starać. Większość akcji przeprowadzaliśmy przez środek, gdzie dobrze współpracowali Robert Lewandowski i Arkadiusz Milik, a wraz z nimi ataki przyspieszali Piotr Zieliński i Sebastian Szymański. Polacy wjeżdżali w defensywę Mołdawii, jak w masło i nie potrzebowali do tego nawet „rozbujania” rywala. Rzadko zmienialiśmy ciężar gry z jednej strony na drugą czekając aż w pojawią się luki w zasiekach ustawionych przez Mołdawię. Nie graliśmy cierpliwie. Ale nie musieliśmy, bo i tak potrafiliśmy znaleźć przestrzeń pomiędzy liniami przeciwnika.

Fernando Santos ustawił zespół dość ofensywnie. Ze środkowych pomocników pozycję trzymał tylko Damian Szymański, a skrajni środkowi obrońcy – Jakub Kiwior i Tomasz Kędziora – często tworzyli przewagę w bocznych sektorach boiska. W pierwszej połowie to jednak nie było żadnym problemem, ponieważ gospodarze nie oddali żadnego strzału i nie mieli nawet zalążków kontrataków. Wszystko było pod kontrolą Polaków.

Obraz nędzy i rozpaczy

Taki styl gry stał się jednak pewnym problemem w drugiej połowie. Selekcjoner Mołdawii w przerwie dokonał dwóch zmian, ale tlen podał im trzy minuty po przerwie Piotr Zieliński, który pomylił się w przyjęciu piłki, a Nicolaescu zdobył gola kontaktowego. Oczywiście, piłka nożna to gra błędów i zdarzają się one nawet najlepszym, dlatego znacznie bardziej martwiące od pomyłki Zielińskiego była reakcja całego zespołu. Na murawie zaczął rządzić chaos, a reprezentacja Polski nie potrafiła go opanować. Mołdawia zaczęła grać odważniej, wyżej podchodzić pressingiem, a podopieczni Fernando Santosa… się przestraszyli. Tak, przestraszyli się piłkarzy, których przed zgrupowaniem nawet nie znali. Przestali wierzyć w swoje umiejętności. Każdy już grał tak, aby nic nie zepsuć. Nikt nie miał zamiaru wziąć odpowiedzialności na swoje barki.

Jako zespół też nie byliśmy przygotowani na uspokojenie gry. Gdy na boisku rządzi chaos, a w przeciwników wstępują nowe pokłady energii najlepiej utrzymać się przy piłce (zwłaszcza mając taką przewagę w umiejętnościach technicznych, jak Polska nad Mołdawią) i ostudzić emocje. Wertykalna gra naszej reprezentacji, o której pisaliśmy w powyższym akapicie temu nie pomagała. Zaczęliśmy częściej stosować dalekie podania, a z dwoma ofensywnie nastawionymi pomocnikami brakowało osób do zebrania drugich piłek i zabezpieczenia przed szybkimi atakami Mołdawii. Fernando Santos zareagował przejściem na czwórkę obrońców, kiedy jeszcze jego zespół prowadził jedną bramkę, co miało w jakiś sposób mocniej zabezpieczyć tyły. Rzeczywiście na krótki czas uspokoiliśmy grę. Jakub Kamiński i Sebastian Szymański znaleźli się nawet w sytuacji dwóch na bramkarza, aby zamknąć mecz, co się nie udało, a Mołdawia szybko swoją determinacją sprawiła, że różnica klas nie była widoczna.

Największy problem – mentalność

Trudno nie odnieść wrażenia, że nasza kadra przegrała mecz z Mołdawią w głowach. Jan Bednarek w pomeczowym wywiadzie dla TVP Sport mówił, iż myśleli, że drugą połowę mogą już dograć na stojąco, aczkolwiek to nie pierwszy raz, gdy kadra nagle dostaje zbiorowego paraliżu. Słowa, które w grudniu, w trakcie Mistrzostw Świata powiedział Mateusz Święcicki na kanale Youtube’owym „Meczyki” powracają jak bumerang podczas kolejnego już zgrupowania : – Wkurza mnie, że polski piłkarz potrafić grać dobrze w lidze zagranicznej, przyjąć piłkę pod presją rywali i zagrać dokładnie, a w kadrze jest jakiś paraliż. Ta drużyna gra futbol oparty na permanentnym strachu – mówił dziennikarz Eleven Sports.

Na podobną rzecz uwagę zwracał Fernando Santos w wywiadzie dla Canal+. – Wyczułem też jedną rzecz – że zawodnicy mają w sobie taką… jakby to ująć? Było dla mnie oczywiste, że podczas meczu piłkarze nie czuli wystarczającej pewności. Chodzi tu do pewnego stopnia o myślenie o sobie. Skupiam się najpierw na tym, co sam powinienem zrobić i bardziej martwię się o moje zadania niż o to, czego drużyna ode mnie potrzebuje. To jest coś, co musieliśmy szybko zmienić. Zawodnicy muszą bardziej koncentrować się na tym, czego oczekuje od nich drużyna niż oni sami. Jeżeli będę jedynie bronił na boisku samego siebie, żeby gazety pisały o mnie dobrze. Zawsze o tym mówiem. Jeżeli mamy wyjść na boisko z myslą: „jak muszę zagrać by gazety pisały o mnie tak albo tak” to nie pomagam mojej drużynie. Martwię się tylko o siebie – diagnozował problem naszej reprezentacji Portugalczyk.

Mecz z Mołdawią pokazał, że w tym aspekcie niestety nic się nie zmieniło. Możemy rozmawiać o ustawieniu, personaliach, taktyce czy decyzjach selekcjonera, ale jeśli zespół nadal będzie tak kruchy mentalnie to po wielu meczach taka dyskusja nie ma sensu. Tyle dobrze, że selekcjoner ma świadomość tego problemu. Gorzej – iż jego rozwiązanie wydaje się praktycznie niemożliwe.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,651FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ