Liverpool przegrał, ale awansował i pokazał dojrzałość

Samo odpalenie aplikacji z wynikami na żywo kreuje nam narrację, że Liverpool przegrał z Interem grającym w dziesiątkę. Niemniej jednak, oglądając to spotkanie trudno było nie odnieść wrażenia, że zespołowi Jurgena Kloppa wczoraj nic nie mogło się stać. Mimo, że piłka za nic w świecie nie chciała wpaść do siatki to żadnej nerwówki pod koniec nie było. Liverpool dziś przegrał, ale sposób, w jaki rozegrał ten dwumecz cechuje naprawdę duża dojrzałość.

REKLAMA

Liverpool od początku chciał przejąć kontrolę nad meczem

Podczas rozgrywania od bramki Interu podchodzili wysokim pressingiem. Trójka z linii ataku odpowiedzialna za trzech stoperów Interu, boczni obrońcy za wahadłowych i trzech na trzech w środku pola. Szczególną uwagę zespół Jurgena Kloppa przywiązywał do pilnowania Marcelo Brozovicia, piłkarza kluczowego przy konstrukcji ataku Nerazzurich. Gdy Chorwat schodził bardzo głęboko po piłkę to na plecach czuł oddech Thiago lub Curtisa Jonesa. Nawet kiedy Brozovic znalazł sobie przestrzeń i Inter był w stanie przetransportować piłkę w strefę ataku to nie przekładało się to na sytuacje.

Inter, który cały czas musiał gonić wynik z pierwszego spotkania w Mediolanie przez 90 minut oddał zaledwie 6 strzałów. Tylko dwa z nich padły z obrębu pola karnego. Wskaźnik xG (goli oczekiwanych) wycenił ich sytuacje bramkowe na około ćwierć gola. Liverpool świetnie zneutralizował rywala, który bardzo rzadko podchodził pod ich pole karne. Można umniejszać temu wyczynowi przywołując statystykę, że Inter nie był w stanie strzelić gola w 4 z 5 ostatnich spotkań, jednak mimo lekkiej zadyszki to klasowy zespół, strzelający najwięcej goli w Serie A i walczący o scudetto.

Stracona szansa Interu

Liverpool z każdą kolejną minutą zyskiwał coraz większą pewność siebie i w konsekwencji – kontrolę nad meczem. Po zmianie stron świetnie zarządzali piłką omijając pressing rywala i zmuszając ich do biegania z jednej strony na drugą. Wydawało się, że w takim stylu, nastawionym na frustrowanie rywali, mogą dojechać do końca. W pewnym momencie jednak w maszynie Jurgena Kloppa nastąpiła lekka awaria, a przeciwnicy skrzętnie to wykorzystali. Podeszli wyższym pressingiem i po jednym z odbiorów Lautaro Martinez zdobył fantastyczną bramkę. Kiedy Liverpool został wystawiony na próbę, a Inter nabrał wiatru w żagle wszystko do góry nogami wywrócił Alexis Sanchez. Chilijczyk otrzymał drugą żółtą kartkę i udał się przedwcześnie do szatni.

Liverpool znów wrócił do swojego grania. Zespół Simone Inzaghiego grając w dziesiątkę nie był w stanie zepchnąć rywala do defensywy. To The Reds mieli coraz więcej sytuacji, ale dziś wyjątkowo piłka nie chciał wpaść do siatki. Salah dwukrotnie obijał słupek, Matip z główki trafił w poprzeczkę, a strzał Luisa Diaza z około 5 metrów w spektakularny i ofiarny sposób zablokował Arturo Vidal. Dlatego pewna postawa defensywy w tym meczu była kluczowa.

Inter nie był w stanie wykorzystać czułego punktu Liverpoolu

Od dawna wiemy, że Liverpool Jurgena Kloppa najłatwiej zaskoczyć próbując wykorzystać ich bardzo wysoko ustawioną linię obrony i rzucając piłki na wolne pole. Inter nie potrafił tego wykorzystać. Można odnieść wrażenie, że zabrakło im dynamiki z przodu. Lautaro i Alexis Sanchez (czy w pierwszym spotkaniu Dzeko) przegrywali pojedynki biegowe ze środkowymi obrońcami The Reds. Najczęściej Inter stwarzał zagrożenie poprzez zagrania w boczne strefy do wahadłowych, jednak z uwagi na ich obowiązki defensywne rzadko był w stanie wykorzystać luki, które powstawały przez ofensywne wypady bocznych obrońców Liverpoolu.

Wydaje się, ze to był kluczowy czynnik, przez który Inter nie mógł poradzić sobie z Liverpoolem, ponieważ sposób, w jaki bronili (przy grze 11 na 11) w tym dwumeczu był skuteczny. Simone Inzaghi ustawił zespół w średnim pressingu, pozwalał rozgrywać Liverpoolowi, ale ograniczył im przestrzeń za linią obrony. Ograniczył pole manewru ofensywnej trójce The Reds. Inter był mocno „rozciągnięty” w defensywie, co powodowało powstawanie luk pomiędzy linią obrony, a pomocy. Jurgen Klopp zauważając ten trend w pierwszym spotkaniu wprowadził na boisko Roberto Firmino, który potrafił to wykorzystać i Liverpool stał się groźniejszy. Wczoraj Brazylijczyk był niedostępny i w jego rolę miał wejść Diogo Jota, ale Portugalczyk nie potrafił zrobić różnicy, kiedy otrzymywał piłkę w tej strefie.

Gdyby ofensywa Liverpoolu zagrała wczoraj na swoim poziomie (bo Mane i Salah też nie byli w optymalnej dyspozycji) to The Reds mogli zamknąć ten dwumecz na kilkadziesiąt minut przed ostatnim gwizdkiem sędziego. Ale Jurgen Klopp stworzył zespół niesamowicie wszechstronny i wykręcenie jednej śrubki nie sprawia, że całe koło zębate przestaje się kręcić. Wykoleić Liverpool jest bardzo trudno.

Obserwuj autora na Twitterze i Facebooku

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,641FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ