Jude Bellingham swoją formą maskuje problemy Realu Madryt

Jude Bellingham swoją wybitną formą na początku tego sezonu wprawia w osłupienie wielu kibiców jak i ekspertów. Anglik jest niesamowity i za sam początek rozgrywek można mówić o nim, jako o najlepszym piłkarzu na świecie. Jego dyspozycja bezpośrednio wpływa na wyniki Realu Madryt, które, pomijając wpadkę w Derbach Madrytu, są niemal perfekcyjne. Jednocześnie jednak temat Bellinghama jest na tyle głośny, że skutecznie tuszuje problemy Los Blancos.

REKLAMA

Kwestia napastników

Na początek coś, na co Bellingham ma bezpośredni wpływ swoimi występami na boisku. Carlo Ancelotti po przyjściu Anglika zdecydował się zmienić formację zespołu i dostosować pod niego całą drużynę. Były zawodnik Borussii jest kluczowym elementem w układance włoskiego szkoleniowca i to wokół niego skupiona jest cała gra. Ustawienie, które daje swobodę Bellinghamowi, jest również tym, które uwypukla problem z napastnikami.

Sam Anglik ma na swoim koncie 13 goli, przy xG wynoszącym zaledwie 6,4 (oznacza to, że zdobył ponad 6 goli więcej „niż powinien”). Można powiedzieć, że wszystko mu wpada i przytoczyć słowa Ruuda vana Nistelrooya o tym, że gole są jak ketchup. Nierozważne byłoby więc zakładanie, że Bellingham utrzyma takie tempo przez cały sezon. Oczywiście może tak się stać, ale wtedy dyskusja o kolejnej Złotej Piłce byłaby w zasadzie zamknięta. Dyspozycja Bellinghama pod bramką rywali jest tak dobra, że narzekania na napastników są zbywane przez wzgląd na wyniki zespołu.

Jest o czym rozmawiać

Real Madryt latem nie podjął się sprowadzenia dodatkowego napastnika po odejściu Karima Benzemy. Joselu przyszedł wcześniej i w teorii miał być zmiennikiem wspomnianego Francuza. Hiszpan mimo zwiększenia roli prezentuje się, póki co, zadowalająco – 5 goli (przy 6,4 xG), co daje trafienie co 133 minuty. Jest napastnikiem o charakterystyce delikatnie niepasującej pod aktualną grę Realu, ale mimo to potrafił się dostosować. Trzeba pamiętać, że Joselu jest tylko wypożyczony, i miał być uzupełnieniem kadry, a nie zawodnikiem, na którym opierałaby się ofensywa Królewskich.

Problemem jest to, że jako napastnicy najczęściej występują dwaj Brazylijczycy. Vinicius mimo kontuzji ma więcej rozegranych minut niż Joselu, a Rodrygo swoją formą na początku sezonu zwyczajnie nie zasługuje na rozpoczynanie kolejnych spotkań w jedenastce. Z kolejnymi meczami widzimy coraz mocniejsze dostosowywanie ról na boisku. Vini w zasadzie wraca na pozycję lewego skrzydłowego grającego blisko bocznej linii boiska. Rozciąga grę i daje drużynie możliwość grania prostopadłych piłek przy wysoko ustawionej defensywie rywala. Jednocześnie to nadal ten sam Vinicius – rozgrywający w głowie własne mecze, przegrywający na boisku walkę z własnym ego. Dwa poprzednie sezony na takie coś pozwalała mu forma Benzemy. Obecnie jest to dyspozycja Bellinghama. Nadal jednak trudno postrzegać Viniego jako bezsprzecznego lidera ofensywy (3 gole i 2 asysty na przestrzeni 706 minut).

Na całej sytuacji najbardziej skorzystać miał Rodrygo

Młodszy z dwójki Brazylijczyków mógł liczyć na dużą liczbę minut na boisku, a dodatkowo przy kontuzji Viniciusa grywał na w teorii swojej ulubionej pozycji. Rodrygo jednak koncertowo zmarnował nadarzającą się okazję. Nie pomogła pozycja na boisku ani zaufanie Ancelottiego. 1012 rozegranych minut i tylko 2 gole, przy 5,9 xG (biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki). Rodrygo dochodzi do sytuacji, ale spala się pod bramką rywala. Jego jedynym celem jest trafienie w biały prostokąt, co skutkuje strzałami prosto w bramkarza, albo w trzecie piętro nad bramką, kiedy już podejmie większe ryzyko.

Rodrygo irytuje i z pewnością nie można nazwać go napastnikiem. W ogóle trudno przypisać go do jakiejś pozycji. Sprawia zawodnika wręcz apozycyjnego, który wszędzie może zagrać dobrze, ale jednocześnie nigdzie nie będzie najlepszy. Mówiono, że najlepiej spisuje się na 10? Przyszedł Bellingham i nikt już nie mówi, że powinien tam grać Rodrygo. Napastnik? Nie daje liczb. Lewy skrzydłowy? Nie dał rady zastąpić Viniciusa. Prawy skrzydłowy? Z braku laku tak, bo zwyczajnie nie ma tam konkurencji. Rodrygo ma ogromny potencjał, ale obecnie nie daje drużynie tego, czego się od niego oczekuje.

Kwestia bocznych obrońców

Temat boków defensywy pojawiał się w rozmowach o Realu Madryt od bardzo dawna. Każdy zwracał uwagę, że są to pozycje wymagające wzmocnień. Przy formacji z pomocnikami ustawionymi w diamencie boczni obrońcy zyskują na znaczeniu. To ich celem powinno być rozciąganie gry na bokach i włączanie się do ofensywy na skrzydłach. Przy personaliach dostępnych w Realu Madryt nie jest to jednak możliwe i tworzy jedynie kolejne problemy. W tym przypadku forma Jude’a Bellinghama pośrednio wpłynęła na to, że temat ten nie jest obecnie aż tak często podnoszony.

Prawa obrona żyje przeszłością

Dani Carvajal od początku sezonu prezentuje się naprawdę dobrze. Głosy mówiące o jego powolnym upadku znacząco przycichły. Oglądając El Clasico moją uwagę zwróciło jednak to, jak Hiszpan jest wykorzystywany. Carvajal otrzymywał niemal wolną rękę co do pozycjonowania się na boisku. Raz wchodził do środka pomocy, raz w rolę skrzydłowego, innym razem jak miał ochotę, to nawet pojawił się w miejscu napastnika. Był wszędzie, ale… często zostawiał dziury za swoimi plecami. Wiązało się to z tym, że jego pozycję musiał zabezpieczać Fede Valverde. Momentami Urugwajczyk był uwiązany jedynie do tego, aby uzupełniać miejsca, w których powinien być prawy defensor.

I to pokazuje problem z Danim Carvajalem. Hiszpan ma dobry przegląd pola i nadal potrafi posłać bardzo dobre podanie. Fizycznie nie wygląda już jednak tak dobrze i potrzebuje obok siebie zawodnika, który będzie wykonywał za niego czarną robotę. Dla dobrego wykorzystania Carvajala potrzeba piłkarza przypisanego do zabezpieczania jego pleców. A nie do końca jestem przekonany, że warto to robić. Brakuje jednak alternatyw na jego pozycję. Bo o ile bardzo szanuję Lucasa Vazqueza za oddanie Realowi Madryt, tak ma on sporo braków, które wychodzą na wierzch przy rywalach nie tylko z górnej półki.

REKLAMA

Jak bumerang wraca temat lewej obrony

W drugiej części poprzedniego sezonu grywał tam Eduardo Camavinga, ponieważ Ferland Mendy był kontuzjowany, a innych opcji nie było, bo David Alaba nie chciał tam grać. Francuz ma permanentny problem z urazami i nie warto już wierzyć, że to się zmieni, co pokazuje także początek tego sezonu. Sprowadzono Frana Garcię, który chyba jednak nie do końca przekonuje Carlo Ancelottiego. Hiszpan początkowo regularnie grywał w podstawowej jedenastce, ale ostatnio został lekko odstawiony. Jego problemem była momentami niedokładność w obronie. Ma zdrowie do biegania od linii do linii, ale jest w tym sporo chaosu, a mało precyzji. Mendy to natomiast opcja nastawiona mocno na defensywę. Nie daje tak dużo w fazie ofensywnej, jak można by tego oczekiwać.

Opcją jest też wspomniany Camavinga. Młody Francuz był przestawiany na tę pozycję nieco z przymusu i zbierał sporo pozytywnych komentarzy. Po El Clasico również pojawiły się pochwały w jego kierunku. Uważam jednak, że nie powinien on być jednak rozpatrywany na tę pozycję. Każdy lewonożny zawodnik o jego fizyczności dałby radę na lewej obronie, co nie oznacza, że powinna to być jego wyjściowa pozycja. Pochwały po Klasyku wzięły się głównie z tego, że Camavinga zwyczajnie bardzo dobrze radzi sobie jako zmiennik. Jest to uniwersalny zawodnik, potrafiący grać w różnych strefach boiska, co jest niewątpliwie jego atutem. To, że być może dla niektórych jest obecnie najlepszym wyborem na lewą obronę, nie świadczy o tym, że jest urodzonym lewym defensorem, ale raczej o tym, że pozostałe opcje w Realu Madryt nie dojeżdżają aktualnie swoim poziomem. Camavinga ma ogromny piłkarski potencjał, który powinien być wykorzystywany w środku pola.

Jak długo Jude Bellingham da radę nieść Real na swoich plecach?

Na ten moment może wydawać się, że pisanie o problemach Realu Madryt jest nie na miejscu. 13 rozegranych spotkań, 12 zwycięstw, 1 remis, 1 porażka. Patrząc tylko i wyłącznie na te liczby można dojść do wniosku, że w Realu Madryt wszystko działa perfekcyjnie. Tym bardziej że głównym tematem jest Bellingham, wynoszony na miejsce najlepszego zawodnika na świecie. Prawdziwa weryfikacja Realu Madryt przyjdzie jednak dopiero wtedy, kiedy zabraknie liczb Anglika. Wystarczy odjąć jego gole z meczu z Barceloną, aby Real Madryt znajdował się nie na prowadzeniu w LaLiga, a na czwartym miejscu, za Gironą i Atletico Madryt. Łatwo zachłysnąć się obecnymi wynikami i nie zwracać uwagi na to, co może wymagać natychmiastowej poprawy.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,606FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ