Liga zawieszona od dwóch miesięcy, potężne inwestycje, skoszarowanie zawodników. Wszystko po to, aby dobrze przygotować się na mundial. Nic z tego. Po pierwszym dniu Mistrzostw Świata na ustach wszystkich kibiców będzie Katar i to jak słabo zagrali. Reprezentacja Felixa Sancheza Basa nie wyszła z szatni na pierwszy mecz. Można wszystko zaplanować, dostosować pod mundial, ale na niektóre rzeczy po prostu nie można mieć wpływu.
Katar spalił się mentalnie
Ciężko uwierzyć, że reprezentacja Kataru jest aż tak słaba na jaką dziś wyglądała. Kiedy spojrzymy na ich wyniki w ostatnich latach (w 2019 roku zostali przecież mistrzem Azji!), kiedy posłuchamy ekspertów od piłki azjatyckiej, kiedy przypomnimy sobie ujęcia w trakcie meczu na selekcjonera Felixa Sancheza Basa, który sprawiał wrażenie gościa, który nie dowierza w to, co widzi – wszystko to sugeruje, że Katar pokazał ledwie malutki ułamek swojego potencjału w inauguracyjnym meczu z Ekwadorem.
Dlaczego gospodarze zagrali więc tak słabo? Stawiamy na problem mentalny. Piłkarze Kataru nie udźwignęli presji tego spotkania. Dla każdego z nich był to najważniejszy mecz w życiu. Oczywiście, w przypadku większości zawodników spotkania mundialowe urastają do tej rangi, jednak dla Kataru, czyli gospodarza imprezy, była to szansa życia. Dla tych graczy, grających na co dzień poza Europą, była to jedyna okazja, aby pokazać się szerszej publiczności.
Bolesne zderzenie
Pierwsze poważne zderzenie z piłką inna niż azjatycka wyszło jednak kompromitująco. Katarczycy, szkoleni w specjalnie stworzonej akademii „Aspire”, wyglądali na piłkarzy o kilka klas gorszych od swoich przeciwników. Być może takie zamknięcie w swojej „klatce” sprawiło, że nie byli gotowi na rywalizację z zespołem preferującym inny futbol. Ekwador był ekipą o wiele lepszą fizycznie. Zanim zredukowali bieg po strzeleniu drugiej bramki, bardzo często rzucali dalekie podania w stronę dwójki środkowych napastników, którzy nie mieli problemów, aby wygrać pojedynki ze stoperami reprezentacji Kataru. W środku pola mieliśmy ten sam obrazek. Wybiegani, silni, o tempo szybsi Ekwadorczycy kontra wystraszeni gospodarze.
Po otrzymaniu dwóch ciosów Katar leżał już na deskach i nie mógł się podnieść. Nie potrafił. Gospodarze popełniali proste błędy techniczne, łapali żółte kartki, grali bez przekonania. Nie było w nich nadziei na odwrócenie wyniku. W głowach ten mecz już przegrali. Wielka scena ich sparaliżowała. Wymowne było to, gdy próbowali konstruować ataki, ale Ekwador tylko mądrze przesuwał – i to wystarczało. Prawie każda próba podjęcia ryzyka przez piłkarzy Sancheza kończyła się fiaskiem.
Piłka reprezentacyjna z dawnych czasów
To spotkanie na swój sposób mogło nasunąć na myśl czasy już dawno minione. Erę, kiedy nie było jeszcze wszechobecnej transmisji telewizyjnej i zaawansowanej technologii, więc futbol w poszczególnych krajach rozwijał się na zasadzie podpatrywania rywali. Wtedy to, jadąc na mistrzostwa świata, dopiero przekonywałeś się, jak silna jest dana reprezentacja i jakim sposobem gra. Oczywiście, Katar mógł przeanalizować przeciwnika i opracować plan, by wykorzystać jego słabe punkty i zniwelować atuty. Selekcjoner na pewno to zrobił i przekazał piłkarzom wskazówki. Problem w tym, że zawodnicy wyglądali, jakby pierwszy raz zderzyli się z taką intensywnością grania, siłą fizyczną i agresją. Z czymś, czego jeszcze nie doświadczyli na poziomie klubowym, a nawet grając sparingi z reprezentacjami z innego kontynentu. Ekwadorowi wystarczyło zagrać tak około pół godziny i było już pozamiatane.
Skoro jesteśmy w tematach historycznych – chcielibyśmy jeszcze nawiązać do Anglii. Wyspiarze przez lata uważali, że oni – jako założyciele futbolu – są najlepsi na świecie i nie muszą nic nikomu udowadniać. Że najlepsza piłka jest u nich i oni się najlepiej na niej znają. Olewali początkowe imprezy MŚ, a kiedy w 1950 roku się pojawili – nie przebrnęli nawet przez fazę grupową. Anglia zamknęła się na innowacje i postęp świata, bo tak chciała, a to automatycznie oznacza zostanie w tyle względem konkurencji. Katar też dusi się we własnym sosie, ale raczej z braku wyboru. Piłkarze nie chcą wyjeżdżać z kraju, bo w tamtejszej lidze są gwiazdami, a szejkowie płacą im krocie. Być może mają plan na szkolenie i wychowują piłkarzy niezłych technicznie, ale przez brak styczności z wielką piłką nie są na nią gotowi. Nie są przygotowani mentalnie i fizycznie do rywalizacji na najwyższym poziomie. Mecz z Ekwadorem najlepiej to pokazał.