Euforia po awansie. Jak silna jest reprezentacja Polski?

Tylko dziewięć reprezentacji w Europie awansowało na wszystkie cztery ostatnie wielkie turnieje. Anglia, Hiszpania, Niemcy, Francja, Portugalia, Szwajcaria, Chorwacja, Belgia i Polska. Niewątpliwie znaleźliśmy się w wąskim gronie najbardziej regularnych drużyn Starego Kontynentu. Z jednej strony można powiedzieć, że reprezentacja Polski należy do czołowych europejskich zespołów. Jednak z drugiej, tylko raz wyszliśmy z grupy, a najlepszym wynikiem w tym okresie wciąż pozostaje ćwierćfinał. Taki sam rezultat osiągnęły m. in. reprezentacje Islandii, Szwecji, Rosji czy Ukrainy. Do półfinału dotarły Walia czy Dania, a w finale zagrała Chorwacja. Jeżeli rozszerzymy rozpatrywany okres do całego XXI wieku czy ostatnie 40 lat wypadamy jeszcze gorzej.

REKLAMA

Ze skrajności w skrajność

Tak to już jest, że – zwłaszcza po meczach reprezentacji – lubimy popadać ze skrajności w skrajność. Po towarzyskim spotkaniu ze Szkocją, wielu kibiców przekreśliło już polską kadrę w barażu ze Szwecją i zaczęło – po jednym sparingu – kwestionować Czesława Michniewicza. Z kolei po wtorkowym zwycięstwie selekcjoner stał się w mediach bohaterem narodowym, a noty piłkarzy oscylowały głównie w granicach 8-9. Tak jakbyśmy zagrali wczoraj koncert i pokonali faworyzowanego rywala. A wygraliśmy przecież tylko ze Szwecją, którą u siebie pokonać potrafiły także Grecja czy Gruzja. Zbigniew Boniek miał sporo racji mówiąc w „Mocy futbolu” na Kanale Sportowym, że to reprezentacja Polski jest faworytem.

Wiadomo, nie przez przypadek w piłkarskim słowniku istnieje powiedzenie, że jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz. Jednak w przypadku spotkania ze Szwedami bardziej pasuje: jesteś tak dobry jak twoje ostatnie 15 minut. Bo ostatni kwadrans nasza kadra zagrała niemal perfekcyjnie. Nie cofnęła się pod własną bramkę i nie postawiła autobusu. Wręcz przeciwnie. Polacy nie pozwalali Szwedom na swobodne rozegranie piłki, często podchodząc wysoko i przejmując piłkę już na ich połowie. Niestety wcześniejsze pięć kwadransów aż tak dobre w naszym wykonaniu nie było. Długo wyglądało to jak mecz do pierwszej bramki.

Reprezentacja Polski miała sporo szczęścia

Do bramki na 2:0 był to zamknięty mecz, oba zespoły tworzyły mało sytuacji i bardziej wyczekiwały na błąd rywala. Dla postronnego kibica z pewnością nie było to widowisko, które na długo zapamięta. Do momentu drugiego gola reprezentacja Polski oddała tylko 5 strzałów i – nie wliczając rzutu karnego – stworzyła sobie sytuacje warte 0,36 xG. Pod kątem gry ofensywnej to nie był dobry występ w naszym wykonaniu. Wygrana ta była głównie zasługą dobrze zorganizowanej obrony, zaangażowania i planu taktycznego selekcjonera. To nie było zwycięstwo odniesione w pięknym stylu. To było zwycięstwo typowe dla zespołu Michniewicza.

Oczywiście zagraliśmy dobry mecz, ale nie wybitny. Co najwyżej dobry. I mieliśmy sporo szczęścia. Bramki strzelaliśmy po błędach rywali – bezmyślny faul Karlstroma na Krychowiaku w polu karnym oraz błąd Danielsona wykorzystany przez Zielińskiego. Do tego Szwedzi mieli kilka groźnych sytuacji – dwie zmarnowane przez Forsberga (pierwsza przy 0:0, druga przy prowadzeniu Polaków 1:0) oraz jedna Lindelofa po rzucie rożnym (też przy 1:0). Kto wie, jak potoczyłby się ten mecz, gdyby którąś z tych sytuacji nasi rywale zamienili na bramkę.

Owszem, to Polska miała więcej okazji i w przekroju całego meczu wygrała zasłużenie. Mogliśmy skończyć z trzema czy czterema golami, ale bardzo dobrze w bramce Szwedów spisywał się Robin Olsen (choć trzeba też dodać, że zawalił on przy trafieniu Zielińskiego). Większość tych sytuacji stworzyliśmy jednak już przy prowadzeniu 2:0, kiedy rywal się odsłonił i ruszył do przodu. Do momentu pierwszej bramki mecz był bardzo wyrównany, a przy wyniku 1:0, to reprezentacja Trzech Koron wykazywała większą inicjatywę.

Reprezentacja Polski miała najłatwiejszą drogę na mundial

Mimo wszystko nie ma sensu teraz zastanawiać się nad stylem. Cytując klasyka: finałów się nie gra, finały się wygrywa. Mecz ze Szwecją właśnie takim finałem był i trzeba było to zwycięstwo przepchnąć nieważne w jakim stylu. Aczkolwiek patrząc szerzej warto spojrzeć, jak niewiele musiała zrobić reprezentacja Polski, aby dostać się do Kataru. W drodze na mundial pokonaliśmy jedynie Albanię (65. miejsce w rankingu FIFA), Andorę (155. miejsce), San Marino (210. miejsce) oraz na własnym boisku Szwecję (17. miejsce), która na wyjazdach gra przeciętnie. Szczerze powiedziawszy, w Europie nikt nie miał łatwiejszej ścieżki na mistrzostwa od nas.

Trzy mundiale w XXI wieku miały dla naszej kadry dokładnie taki sam, znany już wszystkim przebieg – mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor. Żeby znowu nie wracać do kraju po fazie grupowej, warto już teraz zastanowić się, co możemy poprawić w naszej grze. Jeden wygrany mecz nie zmienił przecież oblicza reprezentacji. Zwycięstwo ze Szwecją nie rozwiązało – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – licznych problemów, które były widoczne w meczu ze Szkocją. Dalej nie potrafimy rozgrywać akcji od tyłu, dalej nie radzimy sobie z wysokim pressingiem i dalej atak pozycyjny nie jest naszą najmocniejszą stroną. W skrócie: nadal jesteśmy tą samą drużyną, której tydzień temu Szkoci pokazali jak wygląda nowoczesny futbol.

Selekcjoner świadomy ograniczeń

Na szczęście dla nas, aby coś osiągnąć na mundialu wcale nie trzeba wybitnie grać w piłkę. Dzisiejszy futbol reprezentacyjny bazuje głównie na tym, co uda ci się wypracować z zespołem na zgrupowaniach w bardzo krótkim czasie. W ostatnich latach wielkie turnieje wygrywały przeważnie zespoły pragmatyczne, dobrze zorganizowane w defensywie, tracące niewiele goli czy bazujące na stałych fragmentach gry. Mając jako selekcjonera Michniewicza możemy być pewni, że Polska właśnie taką drużyną będzie. Z resztą widzieliśmy już to we wczorajszym starciu. Polacy nie grali efektownie, ani atrakcyjnie. Za to potrafili jak mało kto uprzykrzyć rywalom życie i wykorzystać ich błędy.

Mecz ze Szwecją po raz kolejny pokazał, że Michniewicz jak żaden polski trener potrafi przygotować zespół pod konkretnego rywala. Wczorajsza wygrana to ewidentnie nie był przypadek. Wcześniej w młodzieżówce pokonywał on Danię, Portugalię, Belgię czy Włochów, a w obecnym sezonie w Legii wyeliminował w dwumeczu Bodo/Glimt oraz Slavię Praga, a w fazie grupowej Ligi Europy pokonał Spartak Moskwa i Leicester.

REKLAMA

Nie ma wątpliwości, że na trzy spotkania fazy grupowej mistrzostw świata polscy piłkarze będą odpowiednio przygotowani. O rywalach będą wiedzieć niemal wszystko, tak jak to było w reprezentacji młodzieżowej. Michniewicz jest świadomy ograniczeń naszej reprezentacji. Z pewnością nie będzie porywał się z motyką na słońce i próbował nauczyć naszych piłkarzy na nowo grać w piłkę. Niemniej jednak samo rozpracowanie rywala to nie wszystko. Aby osiągnąć coś na mundialu trzeba też choć trochę umieć grać w piłkę.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,602FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ