Po ponad trzech latach pracy na Villa Park Dean Smith został zwolniony. Piąta kolejna porażka i tylko 10 punktów uzbieranych w 11 spotkaniach przesądziły o losie angielskiego szkoleniowca. Mimo, że w ciągu trzech lat awansował on z The Villans do Premier League i utrzymał ich tam przez dwa sezony, zarząd klubu chciał czegoś więcej. Po udanym poprzednim sezonie, zakończonym na 11. miejscu, oczekiwania wobec trenera znacząco wzrosły. Aston Villa miała nie być klubem, który co roku będzie walczył o pozostanie w elicie. Właściciele oczekiwali co najmniej miejsca w środku tabeli, a w dłuższej perspektywie powalczenia o europejskie puchary. Po 11 kolejkach The Villans zajmują 16. miejsce z zaledwie dwoma „oczkami” przewagi nad strefą spadkową. Po słabym początku sezonu cierpliwość Wesa Edensa i Nassefa Sawirisa się skończyła.
Aston Villa czarnym koniem?
Na pierwszy rzut oka decyzja ta nie może specjalnie dziwić. W końcu wielu ekspertów w ekipie z Villa Park upatrywała czarnego konia obecnej kampanii. Aston Villa na transfery wydała około 100 mln euro. Co prawda, z zespołu odszedł Jack Grealish, kluczowy i bezapelacyjnie najlepszy zawodnik w poprzednim sezonie, jednak działacze postarali się, aby jego brak był mniej widoczny niż w minionych rozgrywkach. W buty obecnego gracza Manchesteru City wejść mieli Danny Ings, Emiliano Buendia i Leon Bailey. Co ważne, wszyscy z nich w swoich poprzednich klubach również odgrywali kluczowe role. Buendia był głównym kreatorem gry pędzącego do Premier League Norwich. Ings w Southampton odpowiadał za ciężar zdobywania goli. Z kolei Bailey w ubiegłej kampanii dla Bayeru Leverkusen zdobył 15 goli i zaliczył 11 asyst. Ponadto Aston Villę wzmocnili również doświadczony i ograny na poziomie Premier League Ashley Young oraz środkowy obrońca Axel Tuanzebe.
Na papierze wyglądało to obiecująco. W zamian za jednego piłkarza, przychodziło trzech, którzy z marszu powinni wejść do podstawowej jedenastki i dwóch będących solidnym uzupełnieniem kadry. Mimo to, rzeczywistość często okazuje się o wiele bardziej skomplikowana. Do tej pory Ings, Bailey i Buendia spędzili razem na boisku tylko 37 minut. To głównie efekt problemów zdrowotnych dwóch pierwszych oraz konieczności odbycia kwarantanny po przyjeździe ze zgrupowania reprezentacji Argentyny tego ostatniego. Przez to cała trójka od startu sezonu nie jest w najwyższej formie, co w znacznym stopniu odbija się na wynikach całego zespołu.
Zastąpić Grealisha
Jako, że wszyscy trzej piłkarze, którzy mieli zrekompensować stratę Grealisha, zawodzili, naturalnym stał się fakt, że Aston Villa nie punktowała, tak jak przed sezonem przewidywano. Z resztą poprzednie rozgrywki pokazały, jak ważną postacią dla ekipy Deana Smitha był ich kapitan. W pierwszej części sezonu, kiedy Grealish był zdrowy ciągnął całą drużynę w kierunku europejskich pucharów. Po 24 kolejkach Aston Villa do siódmego miejsca, gwarantującego Ligę Konferencji traciła tylko 2 punkty. Jednak, kiedy Anglik odniósł kontuzję, cała gra ofensywna The Villans się posypała. Podopieczni Deana Smitha skończyli sezon ze stratą siedmiu „oczek” do europejskich pucharów.
Aby lepiej zrozumieć, jaki wpływ na wyniki Aston Villi miał Grealish wystarczy spojrzeć w statystyki. Gdy w poprzednich rozgrywkach 26-latek znajdował się na boisku The Villans zdobywali średnio 1,7 punktu i strzelali 1,65 gola na mecz. Bez niego średnia ta spada do zaledwie 1 punktu i 1 gola na spotkanie. W ubiegłym sezonie zespół z Villa Park był po prostu uzależniony od Grealisha. Jak się okazało w przypadku Aston Villi wyjęcie jednego kluczowego elementu w całej układance okazało się znacznie bardziej bolesne niż mogło się wszystkim wydawać. Grealish na boisku był sercem, płucami i mózgiem całej drużyny. Straty jednego zawodnika czasem po prostu nie da się zastąpić jeden do jednego. I tak było w tym przypadku.
Dlatego też, gdy Grealish odchodził z Villa Park kluczowym zadaniem Smitha było sprawienie, aby odpowiedzialność za wyniki wzięła większa liczba piłkarzy. Tak się jednak nie stało. W zasadzie jedynymi, do których nie można mieć w tym sezonie więksych pretensji to John McGinn i Matty Cash. Reszta albo obniżyła loty w stosunku do poprzedniego sezonu, albo wciąż nie może się zaaklimatyzować w nowym otoczeniu.
Szukanie odpowiedniego ustawienia
Znalezienie złotego środka na zastąpienie swojej największej gwiazdy w ubiegłym sezonie w tak krótkim czasie okazało się dla Deana Smitha zbyt trudne. Jednak nie można powiedzieć, że nie próbował on tego zrobić. W obliczu słabych wyników i problemów z kontuzjami skrzydłowych, były menadżer The Villans zdecydował się zmienić formację na 3-5-2. Początkowo wyglądało to całkiem nieźle. Najpierw była porażka 0:3 z Chelsea, po której The Villans zasłużyli na znacznie mniejszy wymiar kary, a później dwa zwycięstwa – 3:0 z Evertonem i 1:0 z Manchesterem United. Smith wreszcie znalazł ustawienie, w którym mógł umieścić dwójkę napastników, a przy tym uwypuklił ofensywne zalety Casha i Targetta.
Pozytywne nastroje na Villa Park nie trwały jednak długo. Zwycięstwo na Old Trafford było ostatnim meczem, w którym zespół Smitha zapunktował. Ustawienie z trójką stoperów przestało działać, dlatego na drugą połowę przeciwko Arsenalowi 50-letni szkoleniowiec znów wrócił do formacji 4-2-3-1. Jednak to również nie przyniosło poprawy. W ustawieniu z czwórką defensorów The Villans przegrali dwa ostatnie mecze z West Hamem (1:4) i Southampton (0:1).
Czy Aston Villa się nie pospieszyła?
Patrząc przez pryzmat ostatnich wyników decyzja o zwolnieniu Deana Smitha nie może specjalnie dziwić. W 2021 roku Aston Villa – wraz z Southampton – przegrała najwięcej meczów (18) i straciła trzecią największą liczbę goli (52) ze wszystkich drużyn Premier League. Ponadto w obecnym sezonie więcej bramek (20) straciły jedynie Norwich (26) i Newcastle (24). Porównując obecną drużynę z tą z początku poprzedniego sezonu, gołym okiem widać regres. Rok temu wszyscy zachwycaliśmy się ekipą z Villa Park. A teraz? Drużyna gra topornie, bez pomysłu, bazując głównie na stałych fragmentach gry. Aston Villa z mocnej drużyny środka tabeli stała się jednym z kandydatów do spadku.
Jednak z drugiej strony można się zastanawiać, czy Dean Smith dostał wystarczająco dużo czasu. Musiał poradzić sobie z odejściem Grealisha, a zawodnicy, którzy przyszli z różnych względów nie mogli dojść do optymalnej formy. Anglik miał pomysły, kombinował, zmieniał ustawienie i być może w końcu by zaskoczyło. Ale teraz już się tego nie dowiemy. Działacze Aston Villi zdecydowali się kontynuować projekt z nowym menadżerem u steru. Ale niekoniecznie musi się okazać on lepszy od poprzedniego.