Po udanej obronie własnych ziem w pierwszej kolejce CEV Champions League Jurajscy Rycerze mogli ruszyć w kontrze na podbój cudzych. Udali się na włości belgijskich mistrzów, w celu zgarnięcia drogocennej pełnej puli. Ich przeciwnik Knack Roeselare, chociaż regularnie pojawia się w najważniejszych rozgrywkach Europy, to kończy swoje przygody na fazie grupowej. Większe sukcesy belgijski klub odnosi w turniejach niższej kategorii. Nie tak dawno, bo w sezonie 2022/23 dotarł do finału Pucharu CEV, w którym musiał uznać wyższość Valsa Group Modena. A chronologicznie troszkę dawniej po dany puchar sięgnął w edycji 2001/02 (po drodze eliminując polską niefunkcjonującą już Galaxię Starter AZS Bank Częstochowa).
Obroną do sukcesu
Już na starcie można było pochwalić defensywę Aluronu, której udawało się heroicznie wyciągać nawet piłki wyglądające na beznadziejnie. Goście też w miarę szybko objęli prowadzenie. Jednak przy stanie 4:7, gdzie w tym samym czasie doszło do długiego sprawdzania challengu, coś w drużynie Michała Winiarskiego na chwilę się rozregulowało. Duży w tym udział miał Basil Dermaux, będący najjaśniejszą postacią belgijskiego Knacka. Atakujący najpierw zanotował punktujący blok, a następnie katował odbierających przeciwników, dodając do tego jednego asa.
Jednak kiedy już zespołowi z Zawiercia udało się zrzucić z zagrywki belgijskiego atakującego, to ich postępy w grze się zoptymalizowały. Ba, one uległy znacznemu polepszeniu. Bardzo dotkliwie ranili swoich rywali coraz to silniejszymi atakami (około dwukrotnie skuteczniejszymi od tych przeciwników). Dorzucali również do puli zdobycze serwisowe. Miguel Tavarez, Kwolek, Butryn oraz Gladyr zaprezentowali publiczności po asie (ostatni wymieniony w ten sposób zakończył seta).
Więcej męki
Drugi set miał dość podobny przebieg względem pierwszego. Tak samo Aluron z początku trzymał punktową odległość od rywala, by ponownie pozwolić na wyrównanie stanu partii. Od stanu po 12:12 i następnie zepsutej zagrywce Lennerta Van Elsena (12:13) do serwowania stanął Karol Butryn. I to on okazał się kluczowym elementem kolejnego odzyskania przewagi. Znowu dorzucił asa, a do tego jego bomby uniemożliwiały kreowanie groźnych akcji ekipy z Roeselare. Żółto-zieloni odskoczyli na w miarę bezpieczne trzy oczka.
Tak wszystko toczyło się w miarę niekolizyjnie do 18:22, gdzie jeszcze nic nie zapowiadało większych ciężarów przy zamknięciu seta. Do tego zawodnicy belgijskiej strony szczodrze oddawali punkty, po zagrywkach często trafiających w siatkę, bądź lecących na aut. A i obronę można było pochwalić, zwłaszcza Luke’a Perry’ego. Australijczyk potrafił odbierać najtwardsze petardy, jakby były wyłącznie poranną pocztą. Ale od wcześniej wspomnianego 18:22 lekko sprawy się pochrzaniły. Rywale zaczęli Aluron doganiać i byli bardzo blisko doprowadzenia do walki na przewagi. Do niej nie doszło, lecz był to poważny sygnał ostrzegawczy.
Bez gorzkiego smaku
Jurajscy Rycerze musieli być w pełni skoncentrowani w kolejnej rundzie, gdyż Knack ostatnim co miał na myśli, było odpuszczanie. Chociaż miewali parokrotnie dwupunktowe przewagi, to nie miały one większego znaczenia, biorąc pod uwagę rozwój rozgrywki. I przy 17:17 to właśnie belgijski zespół zgarnął inicjatywę podwyższania, odskakując po punkciku. Aczkolwiek straciła ją przy stanie po 20:20, kiedy zawodnicy Knacka musieli oddać źle przyjętą piłkę, co poskutkowało kontratakiem.
Nerwówki obu stroną dodała długość weryfikowania sytuacji przy 21:22 widniejącym na tablicy. Ważyło się oczywiście to, czy zespołowi z Zawiercia uda się bardziej odskoczyć. Dywagowano nad tym czy piłka po serwisie Mateusza Bieńka najpierw trafiła w boisko. Finalnie sędziowie postanowili powtórzyć akcję, po której i tak Aluron prowadzenie podwyższył. A na koniec nie pozwolił również odebrać sobie seta.
Knack Roeselare – Aluron CMC Warta Zawiercie 0:3 (17:25, 23:25, 23:25)