We wtorkowy poranek Jose Mourinho został zwolniony z AS Romy. Kilka godzin później poznaliśmy następcę Portugalczyka i został nim – Daniele De Rossi. Czas jednak podsumować kadencję portugalskiego szkoleniowca na Stadio Olimpico. Nie da się jej jednoznacznie oceniać. Dlaczego?
PLUSY
Powrót mody na Romę
Gdy Jose Mourinho przychodził do Romy w lipcu 2021 roku miał za zadanie przede wszystkim przywrócenie prestiżu klubu. Dodatkowo zapewnić rozwój klubu pod względem nie tylko sportowym, ale i marketingowym. Co by nie mówić, to zadanie wypełnił bardzo dobrze. Kibice na Stadio Olimpico walą drzwiami i oknami. Coraz trudniej znaleźć fana włoskiej piłki, który nie będzie przynajmniej zerkał na poczynania „Giallorossich”. Portugalski szkoleniowiec sprawił, że Roma wygrała pierwsze trofeum od 14 lat. Wygrana Liga Konferencji sprawiła, że Jose Mourinho stał się w mieście niemal nieśmiertelny. Jednym z największych sukcesów 60-letniego szkoleniowca było stworzenie wyjątkowej atmosfery wokół klubu. Rzym znów zaczął żyć „żółtym i czerwonym kolorem”. “Giallorossi” mogli się pochwalić ponad trzydziestoma sold-outami. Wróciła moda na Romę. Klub zaczął się stawać coraz większym i bardziej znaczącym.
Gra w europejskich pucharach
W pierwszym sezonie pracy Mourinho Roma zdobyła wcześniej wspomnianą Ligę Konferencji. Portugalczyk sprawił, że kibice tego klubu cieszyli się niemal tak samo jakby wygrywali Ligę Mistrzów. Swoimi różnymi teoriami sprawił, że kibice traktowali każde mecze bardzo poważnie i nauczyli cieszyć się z jakiegokolwiek sukcesu.
Praca Mourinho uwiarygodniła się w zeszłorocznej Lidze Europy, kiedy to rzymianie dzięki szczelnej obronie potrafili wyeliminować Real Sociedad, Feyenoord Rotterdam oraz Bayer Leverkusen i awansować do finału tych rozgrywek. Wówczas sporo osób uwierzyło, że w europejskich pucharach Mourinho odzyskał dawny kunszt.
Po tych europejskich przygodach Mourinho w Rzymie zaczął się czuć coraz pewniej. Uwidoczniło się to przede wszystkim w wielu wypowiedziach medialnych, a także licznych pretensjach do sędziów. Mało który kibic go nie popierał. Kiedy drużyna znalazła się w kryzysie, fani zgromadzeni na Stadio Olimpico wznosili śpiewy na cześć Mourinho. 60-latek w swoim stylu robił show na boisku, kolejny raz pokazując, że przydomek „The Special One” nie wziął się znikąd.
Rozwój i stawianie na młodych zawodników
Mowa tutaj przede wszystkim o dwóch piłkarzach: Nicola Zalewski i Edoardo Bove. Ci dwaj urośli przy Jose Mourinho na piłkarzy, którzy na boisku mogą za Romę umierać. Nawet, gdy im nie zawsze szło, portugalski szkoleniowiec robił wszystko by ich z powrotem zbudować. Poza tym całkiem niedawno był orędownikiem ściągnięcia na półroczne wypożyczenie Deana Huijsena. Holender bardzo dobrze zaprezentował się w debiucie z Atalantą, a w meczu z Lazio wyszedł w podstawowym składzie. Teraz jego przyszłość może nie być zbyt kolorowa, skoro za jego ściągnięciem właśnie optował portugalski szkoleniowiec. Mourinho gdy tylko mógł i chciał wykorzystywał potencjał młodych zawodników. Nie było tego zbyt wiele, lecz chęci nie można mu odmówić. Szukał potencjału, a to, że nie zawsze go potrafił znaleźć to już inna para kaloszy.
Ściągnięcie Paulo Dybali i Romelu Lukaku
Tacy piłkarze przychodzą dla trenera. Po wygraniu Ligi Konferencji szeregi „Giallorossich” zasilił Paulo Dybala. Po przegranym finale Ligi Europy – Romelu Lukaku. Argentyńczyk i Belg chyba swoje najlepsze lata mają już za sobą. Jednak w Romie dawali dużo. Dybala nawet grający co drugie spotkanie jest najlepszym piłkarzem Romy. Z kolei belgijski snajper nie strzela już tyle ile w przeszłości we Włoszech, lecz zadania powierzone mu przez Mourinho wykonywał bardzo dobrze. To co miał strzelić to wykorzystał i dzięki niemu siła ofensywna „Giallorossich” odżyła. Jednak po sezonie obu zawodników może już na Stadio Olimpico nie być. Dybalę z pewnością będą kusiły inne drużyny. Natomiast Romelu Lukaku pewnie wróci z wypożyczenia do Chelsea, ponieważ Romy nie będzie stać na kupienie Belga.
MINUSY
Słabe punktowanie w lidze
Roma zgromadziła w tym sezonie 29 punktów w 20 kolejkach, co stanowi jej drugi najgorszy wynik w XXI wieku. Słabszy rezultat uzyskał 22 lata temu Fabio Capello. Średnia punktowa portugalskiego szkoleniowca w Serie A wyniosła 1,61 na mecz. Jak donosi serwis statystyczny Opta Paolo, w erze przyznawania trzech punktów za zwycięstwo, żaden trener Romy, który prowadził zespół w przynajmniej 50 spotkaniach, nie osiągnął gorszego wyniku. Podczas bieżącej kampanii ligowej średnia punktów na mecz w Serie A spadła z 1,65 do 1,45. Zdecydowanie takie wyniki mogą być zawstydzające dla trenera, który ma w swojej drużynie takich zawodników jak wcześniej wspomniani Paulo Dybala, Romelu Lukaku czy Lorenzo Pellegrini. Coś ewidentnie przestało się zgadzać.
Roma w dwóch sezonach ligowych zajęła dwa razy szóste miejsca. W tym sezonie nie zapowiadało się na poprawienie tego wyniku. A przecież głównym celem tego klubu od kilku sezonów jest powrót do rozgrywek Champions League. Ostatni raz AS Roma zajęła miejsce na podium w sezonie 2017/2018, kiedy to zajęła trzecie miejsce. Mourinho zaniedbał rozgrywki ligowe i to jest jego największy kamyczek do ogródka, przez który głównie został zwolniony.
Poza tym często mówi się, że Jose Mourinho potrafi wznieść zespół mentalnie w kluczowych starciach. W tym sezonie nie było tego widać. Zespół przegrywał dosłownie z każdą ekipą walczącą o najwyższe cele. Porażki z Bologną, Juventusem, Interem czy Juventusem czy Milanem tylko to potwierdzają. Jego poprzednikowi – Paulo Fonsece często się zarzuca brak punktowania w meczach z największymi. Tymczasem poprzednik Mourinho notował rezultaty z potentatami na poziomie 0,83 pkt na mecz. Portugalski szkoleniowiec zyskał 0,77 pkt na mecz. Coś ewidentnie nie grało. Roma w tych potyczkach wyglądała momentami jak zespół bez mapy. Jak średniak ligowy, który chce przegrać jak najmniejszą liczbą goli. Zespołowi z takimi aspiracjami nie wypada tak grać.
Brak rozwoju drużyny (fatum trzeciego sezonu)
Wcześniej wspomniani zawodnicy zaliczyli progres. Jednak miał on miejsce w pierwszych sezonach Jose Mourinho. Im dalej w las, tym bardziej widać, że każdy piłkarz zalicza dołek formy przy portugalskim szkoleniowcu. Najbardziej to widać po grze Lorenzo Pellegriniego. Jeszcze całkiem niedawno był liderem „Giallorossich”, a teraz nie zawsze wychodzi w pierwszym składzie. Jest niepewny w swoich wyborach, będąc cieniem samego siebie. Z pewnością Mourinho bronią ciągłe kontuzje takich piłkarzy jak Paulo Dybala, Chris Smalling, Renato Sanches czy Tammy Abraham. Jednak nie można wszystkiego zwalać na urazy. W pewnym momencie Jose w swoim stylu zaczął coraz więcej narzekać, niż szukać rozwiązań. Przypominało to jego mityczny już trzeci słabszy sezon. Po raz kolejny widać, że ta teoria się sprawdza, a Portugalczyk nie potrafi pokonać swoich demonów.
Uzależnienie od Paulo Dybali
Jak już wspominałem sprowadzenia Paulo Dybali nie można zbytnio oceniać w sposób negatywny. Jednak w pewnym momencie sezonu można było odnieść wrażenie, że drużyna przestała się rozwijać i być uzależniona od poczynań Dybali. A jak wiadomo u Argentyńczyka różnie ze zdrowiem.
Bez Dybali brakowało liderów, pomysłu na tworzenie sytuacji bramkowych i szeroko pojętych rozwiązań drużynowych. W bieżącym sezonie 30-latek brał udział przy 11 bramkach Romy, co stanowi 34% całego dorobku bramkowego zespołu. To bardzo dużo, jeśli spojrzymy na to, że w siedmiu spotkaniach w tym sezonie był całkowicie niedostępny.
Jest to piłkarz niezwykle kreatywny. Roma bez niego traci połowę swojej jakości. Drużyna przestaje tworzyć sobie dogodne sytuacje, a napastnicy nie dostają piłek. Gdy Argentyńczyk jest na boisku to tak naprawdę każda akcja musi przejść przez jego nogi. Wydaje się jednak, że w życiu nie ma ludzi niezastąpionych. Skoro Dybala nie zawsze jest w stanie pomóc to Mourinho powinien szukać innego rozwiązania. Portugalczyk nie potrafił tego zrobić.
Klęski w derbach Rzymu
Każdemu kibicowi Romy zależy na pokonywaniu Lazio przy każdej możliwej okazji. Większość miasta żyje ekipą „Giallorossich”, a więc nie ma się co dziwić, że jest to tak istotna sprawa. Derby Rzymu uchodzą za jedne z najgorętszych w Europie. Maurizio Sarri zaczynał pracę w Lazio w podobnym okresie co Jose Mourinho. Włoski szkoleniowiec został szkoleniowcem „Biancocelestich” 9 czerwca 2021 roku. Dalej jest w klubie w przeciwieństwie do Mourinho.
Portugalczyk przegrał cztery z sześciu derbowych starć, wygrywając tylko jedno. Dla kibiców Romy taki stan rzeczy jest niedopuszczalny. Poza tym Lazio na przestrzeni tych dwóch sezonów zdołało zgarnąć wicemistrzostwo kraju, wyszło z grupy w Lidze Mistrzów, obecnie gra także w półfinale Pucharu Włoch i wyprostowało trudną sytuację w lidze. Dodatkowo w zeszłym sezonie zgromadziło dziesięć punktów więcej od Romy. Tego 60-latkowi sympatycy „Giallorossich” raczej nigdy nie zapomną. Takiemu doświadczonemu szkoleniowcowi nie przystoi przegrywać w tak ważnych derbach dla klubu, w którym się pracuje.
Przyszłość obu stron
Mourinho w kolejnym klubie został zwolniony w trakcie sezonu. Widać, że dalej ma chęć i pomysł do pracy w Europie. Jednak jest to wszystko dość czytelne. Można odnieść wrażenie, że portugalski szkoleniowiec nie ma do zaoferowania nic nowego na Starym Kontynencie. Na jego miejscu poszukałbym pracy gdzieś w krajach, w których nie ma takiej presji wyniku. Może skusi się na oferty z Arabii Saudyjskiej. Pewnie też chciałby spróbować swoich sił w futbolu reprezentacyjnym. Czas pokaże. Znając psychikę „The Spcial One” będzie chciał pokazać sobie i przede wszystkim całemu światu, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
60-latek zostawia zespół z bardzo dużym potencjałem zarówno piłkarskim jak i marketingowym. Zbudował Romę niczym mieszkanie. Wprowadził się do niego, lecz w pewnym momencie pokłócił się ze swoją rodziną i trzeba było się z niego oddalić. Daniele De Rossi ma za zadanie na nowo pobudzić i wskrzesić w piłkarzach wiarę w ten zespół, a przede wszystkich w samych siebie. Wydaje się Włoch do tego idealnym człowiekiem. Nie wiadomo tylko jak z niego warsztatem trenerskim. Ten jest bardzo wątpliwy i może sprawić, że Roma w przyszłym sezonie nie wystąpi w żadnych europejskich rozgrywkach. Tego w Rzymie nikt raczej nie chce. Jedno jest pewne – przed kibicami „Giallorossich” kolejny bardzo ciekawy rozdział.