Pierwszy mecz mistrzostw Europy zdecydowanie pokazał wszystko nasze słabe strony. Jak mawia klasyk, czekał nas – „Mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor”. Podopieczni Marcina Lijewskiego musieli dać siebie 120%, by myśleć o pokonaniu Słowenii. Rywal słabszy od Norwegii, ale czy tak wiele?
Pierwsze 15 minut, a potem…
Początek spotkania bardzo obiecujący i przebiegający w całkiem inny tempie niż mecz z Norwegami co było oczywiście wiadome. Szymon Sićko i Michał Olejniczak ładowali świetne bramki z linii 9 metra. ale pojedyncze błędy pozwoliły Słowenii uciec na 4 punkty w 23 minucie tego spotkania. Wynik 15:11 był zły i jeszcze przed przerwą musieliśmy powalczyć o odrobienie strat. Dwa razy podwójne nieudane zagranie do obrotowego i przewaga się powiększała. Stać nas było na naprawdę dobry wynik, ale… Końcówka pierwszej połowy należała już tylko do Słoweńców. W ostatniej akcji meczu gola równo z syreną zdobył jeszcze Tilen Kodrin i niestety było 20-14 dla naszych rywali. Kolejny raz musieliśmy czekać na drugą część meczu, licząc po prostu na cud…
Trudno powiedzieć coś więcej…
O drugiej połowie mogliśmy już mówić w kategorii kryminału. Początek drugiej połowy nie przyniósł niczego dobrego dla „Biało — Czerwonych”. Po 15. minutach Marcin Lijewski poprosił o time-out przy wyniku 27 -19. Pierwsze minuty tego spotkania dawały nam nadzieję na dobry wynik, ale im bliżej końca, tym gorzej. Słoweńcy mogli dać odpocząć swoim najlepszym zawodnikom i skupiać się już na meczu z Norwegią. Na trzy minuty przed końcem spotkania było 31 – 25 dla Słoweńców i trochę udało się zmniejszyć straty na sam koniec. Są takie momenty, gdy słowa nie oddają przygnębienia i smutku. To jeden z nich. Nie tak miało być…