Kolejna wpadka Leicester na finiszu

Przez 242 dni byli w pierwszej czwórce. Łącznie było to 30 kolejek. Więcej niż jakakolwiek inna drużyna Premier League. Mimo, to Leicester w końcówce sezonu znów zawiodło. Tak jak w poprzedniej kampanii lisy nie wytrzymały ciśnienia na finiszu i w ostatniej chwili wypadły z TOP4, przez co na grę w Lidze Mistrzów znów będą musieli poczekać co najmniej rok. Historia z zeszłej kampanii zatoczyła koło i znów zakpiła z zespołu Rodgersa. Przez większą część zarówno poprzedniego, jak i zakończonego niedawno sezonu wydawało się, że Lisy miejsce w pierwszej czwórce mają niemal pewne. Mimo, to znów się nie udało.

Tak naprawdę miejsce w pierwszej czwórce Leicester mogło sobie zapewnić już w poprzedniej kolejce, pokonując Chelsea. Ekipa Rodgersa nie udźwignęła jednak presji. Zawodnicy wyglądali jakby myślami byli gdzie indziej i kompletnie nie potrafili przeciwstawić się The Blues. Ekipa Thomasa Tuchela wygrała zasłużenie i jako, że Liverpool dzień później pokonał Burnley (3:0), Lisy po raz pierwszy od dłuższego czasu wypadły poza pierwszą czwórkę. Co więcej, w ostatniej kolejce mieli oni teoretycznie najtrudniejsze zadanie z trójki walczącej o TOP4. Wówczas wydawało się, że jest już po herbacie.

REKLAMA

Prezent od Chelsea

Jednak w niedzielę Chelsea niespodziewanie wyciągnęło rękę do ekipy Brendana Rodgersa. The Blues przegrali z Aston Villą 2:1, dzięki czemu Leicester, aby awansować do TOP4 musiało wygrać z Tottenhamem. Patrząc na ostatnią nierówną formę Spurs, zadanie to wcale nie wydawało się nadzwyczaj trudne. Do 76. minuty wszystko układało się znakomicie. Lisy prowadziły 2:1 i wszystko miały w swoich rękach. Jednak w ostatnim kwadransie podopieczni Rodgersa stracili trzy gole i przegrali ostatecznie 2:4. Piłkarze Leicester nie wykorzystali daru od losu, przez co wtorkowe oraz środowe wieczory ponownie spędzą jedynie przed telewizorem.

Niemniej jednak braku awansu do przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów nie można jedynie sprowadzać do porażek w dwóch ostatnich kolejkach. Lisy w poprzednich pięciu ligowych meczach wygrały tylko raz – z Manchesterem United (2:1) grającym w rezerwowym składzie. Ponadto przegrały z Newcastle (2:4) oraz zremisowały z grającym praktycznie cały mecz w dziesiątkę Southampton (1:1). Co więcej, od marcowej przerwy na kadrę, w dziewięciu spotkaniach Premier League, Leicester zgarnęło tylko 10 punktów. W zasadzie jedyny mecz, za który możemy ich w tym okresie pochwalić to wygrana 3:0 z West Bromem. Miejsce w pierwszej czwórce można było sobie zapewnić znacznie wcześniej. Nie trzeba było o nie walczyć – w dodatku nieskutecznie – do ostatniej kolejki.

Powtórka z zeszłego sezonu

Zresztą podobnie było w poprzedniej kampanii. Wówczas Lisy w pierwszej części sezonu jako jedyne w miarę dotrzymywały tempa gnającemu po mistrzostwo Liverpoolowi. Podopieczni Rodgersa wyhamowali dopiero po Nowym Roku. W drugiej połowie rozgrywek nie grali tak jak na ekipę aspirującą do TOP4 przystało. Do zatrzymania rozgrywek wygrali tylko trzy mecze, z czego dwa jeszcze w styczniu. Po lockdownie również nie potrafili odnaleźć formy. Z dziewięciu spotkań, jakie pozostały do końca sezonu wygrali tylko dwa, przez co ostatecznie zostali wyrzuceni z TOP4 przez Chelsea i Manchester United. Lisy miejsca w pierwszej czwórce nie straciły wówczas przez słabą końcówkę, a fatalną wręcz całą drugą część sezonu.

W zakończonej niedawno kampanii, różnica pomiędzy pierwszą, a drugą połową rozgrywek w wykonaniu Leicester nie była aż tak duża jak w tej wcześniejszej. Do wspominanej już marcowej przerwy reprezentacyjnej zespół z King Power Stadium punktował całkiem nieźle, ale notował również wpadki. Niemniej jednak Lisy nie grały po prostu tak jak na drużynę aspirującą do gry w Lidze Mistrzów przystało. Od dłuższego czasu cały zespół na plecach dźwigał Kelechi Iheanacho. Nigeryjczyk, który dostał szansę w wyniku kontuzji Jamesa Maddisona i Harveya Barnesa, w 16 ostatnich meczach sezonu brał udział przy 17 (14 goli i 3 asysty) z 28 bramek Lisów. Forma Iheanacho tuszowała nieco słabszą dyspozycję Leicester w ofensywie. W końcówce sezonu kompletnie bez formy był Jamie Vardy, a Maddison nie mógł odnaleźć się po kontuzji. Gdyby nie nagły wyskok Nigeryjczyka zespół Rodgersa mógłby znacznie wcześniej wypaść z TOP4.

Leicester nie radzi sobie z presją?

Lisy dobrą pierwszą połową sezonu znów narobiły kibicom oczekiwań i ponownie w końcowym momencie nie sprostały zadaniu. Zespół Rodgersa w lidze po raz kolejny nie poradził sobie z presją i w mediach już zaczęła się dyskusja o braku odpowiedniej mentalności w drużynach, które Irlandczyk z północy prowadził w przeszłości. W sezonie 2013/14 prowadząc Liverpool na finiszu wypuścił z rąk tytuł mistrzowski, a teraz jako trener Leicester dwa lata z rzędu wypada z pierwszej czwórki. Mimo to ciężko kwestionować pracę Rodgersa na King Power Stadium. Pod jego wodzą Leicester stało się drużyną realnie konkurującą z zespołami mającymi nieporównywalnie większe budżety.

Ponadto minionego sezonu Lisy nie zakończą z pustymi rękoma. Rodgers i jego podopieczni sięgnęli po FA Cup, co jest udokumentowaniem znakomitej pracy, jaką wykonuje 48-latek na King Power Stadium. Wielu sympatyków Lisów, w tym Gary Lineker, po zwycięstwie nad Chelsea w finale, twierdzili, że jeżeli mieliby wybierać triumf w FA Cup czy miejsce w pierwszej czwórce, zdecydowanie wolą zwycięstwo w Pucharze. I wydaje się, że dla piłkarzy wstawienie czegoś do gabloty też ma większą wartość. Oczywiście, jedno nie wykluczało drugiego. Można było upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, dlatego też nie można usprawiedliwiać wypadnięcia z TOP4, triumfem w FA Cup.

Mimo wszystko zdobycie Pucharu Anglii potwierdziło tylko, że w ostatnich sezonach Leicester przebiło szklany sufit i rozbiło wielką szóstkę. Lisy drugi rok z rzędu kończą rozgrywki w pierwszej piątce. Jednak, aby znaczyć coś więcej w Europie, muszą nauczyć się dźwigać rolę faworyta. Triumf w FA Cup to niewątpliwie wielki sukces dla takiego klubu, jak Leicester. Jednak, aby zaczęto ich traktować chociażby jako jeden z klubów będących półkę niżej od tych najlepszych, muszą pokazać się na europejskiej scenie. Inaczej ciężko będzie przebić się do świadomości niedzielnego kibica.

Zdjęcie: Twitter Leicester

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,690FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ