Tłumaczenie wczorajszej porażki Bayernu Monachium jest niezwykle karkołomnym zadaniem. Oczywiście, futbol jest pięknym sportem, w którym Dawid nierzadko potrafi pokonać Goliata, ale Saarbrücken to zespół, który ma ledwie 2 punkty przewagi nad strefą spadkową w 3. lidze! Jak w ogóle można ich porównywać do takiego giganta jak Bayern Monachium? Thomas Tuchel postawił na mieszankę gwiazd i rezerwowych, którzy powinni gwarantować wysoki poziom. Wróć! Powinni przebudzeni o trzeciej w nocy, po dwóch dniach imprezowania wyjść na murawę i po prostu pokonać trzecioligowca. Mimo to, jego podopieczni dokonali prawdziwego cudu, przegrywając z rywalem, który przez ostatni miesiąc nie był w stanie wygrać ligowego spotkania…
Spójrzmy na dyspozycję Bawarczyków z ostatnich dni
- Pierwsza połowa z Galatasarayem – 42% posiadania piłki, 0.44 xG (przy 2.28 xG rywala);
- Pierwsza połowa z Darmstadt – 47% posiadania piłki 1.11 xG (przy 0.68 xG rywala);
- Pierwsza połowa z Saarbrücken – 73% posiadania piłki, 1 celny strzał.
Tydzień temu piłkarze Tuchela zagrali przeciętną pierwszą połowę z Galatasarayem, byli zdominowani przez tureckiego rywala, któremu brakowało skuteczności — ale wygrali, więc nikt nie podnosił alarmu. Zanotowali słabą pierwszą połowę z Darmstadt i zanotowali mniejsze posiadanie piłki niż beniaminek Bundesligi — ale wygrali 8:0, więc nikt nie narzekał. Zawalili pierwszą połowę z Saarbrücken? Jesteśmy wręcz pewni, że w głowach piłkarzy panowało przeświadczenie, że znowu się uda. Przecież to wielki Bayern Monachium — strzelą jednego gola — rywal się posypie i mecz zmieni się w trening strzelecki!
Problem w tym, że taka wiara tym razem okazała się złudna. Mistrzowie Niemiec zachowywali się, jakby zakładali tylko jeden scenariusz i psychicznie nie byli gotowi na inne. Przeciwnik wcześniej czy później popełnia błąd, a potem kolejne trafienia są już tylko formalnością? Nie tym razem. Saarbrücken, który przegrywał, ale uniknął utraty kolejnego gola, a potem zdołał wyrównać, wytworzył presję, z którą monachijczycy po prostu sobie nie radzili. Nazwiska gwiazd Bayernu się zgadzały, ich pewność siebie kulała. Koronkowe „klepanie” i wyczekiwanie na błąd rywala okazało się jedynie stratą czasu. Bayern przegrał z samym sobą, nie będąc w stanie postawić efektywności ponad efektownością. Zabrakło także kogoś, kto po prostu zrobi różnicę. Wejdzie w drybling, poszuka uderzenia z dystansu, da impuls do ataku. Zamiast tego, widzieliśmy dziesiątki bezsensownych podań na alibi.
Winę za kompromitację z Saarbrücken ponoszą piłkarze… ale nie tylko
Leroy Sané, Mathys Tel, Thomas Müller czy Alphonso Davies — Tuchel absolutnie nie zlekceważył rywala, wystawiając skład, który powinien gwarantować zwycięstwo różnicą kilku bramek. Dziwne, że niemieckie media uderzają w trenera z powodu skorzystania z usług Fransa Krätziga czy Bouny Sarra. Kiedy dawać szansę takim piłkarzom, jak nie w Pucharze Niemiec z trzecioligowym rywalem? Właśnie w tym momencie brakuje jednak szerszego składu, przez co Tuchel w sobotnim meczu ligowym z Borussią Dortmund i tak postawi na część zawodników, która zawaliła starcie przeciwko Saarbrücken. Poczciwy Bouna Sarr, który już dawno miał opuścić Monachium — i tak okaże się potrzebny, bowiem szpital w defensywie Bayernu generuje potrzebę alternatywnych rozwiązań. Znamienne, że Jerome Boateng — którego niedawno odrzucono, a który w normalnej sytuacji nie miałby szans na angaż, nadal jest uważany jako realna opcja do wzmocnienia zespołu. To nie jest rozsądne zarządzanie składem, a czysta desperacja.
Czy polityka transferowa zawiodła? Owszem, bowiem Tuchelowi brakuje szerszego składu. Z drugiej strony, nie w ilości — a jakości zawodników tkwi problem. Dobrym przykładem może być Alphonso Davies. Kanadyjczyk ma być letnim celem transferowym Realu Madryt. Od dawna uchodzi za jednego z najlepszym na świecie na swojej pozycji. Co takiego wnosi jednak do gry Bayernu? Ostatnie trafienie – 11 marca. Ostatnia asysta – 27 sierpnia. Czy ktokolwiek stawia sprawę jasno — piłkarz o królewskich aspiracjach nie dał rady trzecioligowcom (nota 6 – najgorsza z możliwych!), a jego statystyki są wręcz żenujące? Nie. Nikt nie nakłada na niego presji oczekiwań. Dodajmy — Daviesa nie było w gronie zawodników, którzy po meczu podeszli do kibiców Bayernu podziękować za doping.
Bouna Sarr miał „jaja” przyjąć ich krytykę na klatę, nastolatek Tel tłumaczył się z porażki i obiecywał poprawę — gwiazdor z Kanady po prostu olał temat. W normalnych okolicznościach powinna spaść na niego gigantyczna krytyka, a jednak nikt nie chce zaczynać „wojny”.
Bayern jest silny gdy dominuje i słaby, gdy ma problemy
Ligowi rywale nie potrafią grać z Bayernem, co powtarzamy od dawna. Cofają się zbyt głęboko i po straconym golu „pękają”, albo zachowują się zbyt odważnie, rozluźniając szyki defensywne. Tuchel doskonale panuje nad sytuacją, gdy gra jego piłkarzy się układa, ale gdy pojawia się nerwówka — nie wie, jak wpłynąć na gwiazdy. Z Galatasarayem Bayernowi się upiekło, podobnie było z Darmstadt. Tym razem zadziałała teoria „do trzech razy sztuka” i trzecie złe wejście Bayernu w mecz, skończyło się klęską. Niemiecki szkoleniowiec może liczyć na to, że w kolejnych kryzysowych momentach ktoś weźmie na siebie odpowiedzialność — tym kimś oczywiście ma być Harry Kane.
Tuchel przekonał się, że na kilku zawodników nie może liczyć. Owszem, może nawet będą błyszczeć, gdy gra Bayernu będzie się kleiła, ale w trudnych chwilach zapadną się pod ziemię. Trener musi teraz znaleźć balans między uniknięciem kryzysu w szatni a przypomnieniem zawodnikom, że w Monachium nie ma miejsca na półśrodki. Sygnały z meczów przeciwko Galatasarayowi i Darmstadt można było przemilczeć, porażki Saarbrücken nie da się tak łatwo wymazać z pamięci kibiców.