Odejście Fernando Santosa z funkcji selekcjonera reprezentacji Polski, to idealny temat dla mediów. Tym, którzy przespali minione 24 godziny, albo po prostu są uczuleni na naciągane dramy, przybliżymy w skrócie o co właściwie tyle krzyku.
Jakieś bliżej niezweryfikowane arabskie źródło podało, że Portugalczyk olewa kadrę Polski i właściwie zdecydował się już na pracę w lidze saudyjskiej. Nasi dziennikarze nijak nie mogąc zweryfikować tematu, postanowili powoływać się na arabskiego twitterowicza i puścić plotkę w świat. Oczywiście pojawiło się miejsce, by dodać kilka pikantnych plotek od siebie, opisując nerwowe relacje trenera z jego przełożonymi. Bezsensownej oliwy do ognia dodał także rzecznik prasowy PZPN – Jakub Kwiatkowski, który przyznał, że związek nie może skontaktować się z selekcjonerem. Temat przynajmniej chwilowo zamknął Cezary Kulesza, oznajmujący, że Santos przesłał mu SMS, w którym potwierdził, że ma ważny kontrakt i pozostaje na swoim stanowisku.
Ogromna fuszerka ze strony polskiego związku
Szczerze? To jest cholerna dziecinada. Fernando Santos podpisał kontrakt, który może zerwać, ale musi wówczas zapłacić (podobno) potężną karę. Zdecyduje się na taki krok? Wolny jest Marek Papszun. Najczarniejszy scenariusz wcale nie jest jakimś dramatem. Cezary Kulesza nie ma wpływu na to, co zrobi Portugalczyk. Według doniesień medialnych, zabezpieczył się jednak wysoką kwotą rekompensaty. I tyle. Przecież nie będzie błagał Santosa, by ten pracował z kadrą, skoro nagle zmieni zdanie i skusi się jakaś lepsza oferta. Chce odejść? Niech płaci i krzyż na drogę. Futbol to biznes, żadna nowość.
Bezsensem jest, że 40-milionowy kraj dostaje sraczki, bo jakiś anonim z Arabii rzuca jedno zdanie na Twittera. Szokiem jest jakieś nagłe wizerunkowe zatwardzenie PZPN-u, który nie potrafi skleić jednego prostego oświadczenia. Santos ma ważny kontrakt, zna karę za jego zerwanie. Cześć i czołem. Publiczne przyznawanie, że nie odbiera telefonów? Zamiast uspokoić gównoburzę, jeszcze bardziej ją rozkręciło.
Skoro Cezary Kulesza tak długo szukał odpowiedniego selekcjonera, to wierzymy, że znalazł takiego, który zgodził się na jego warunki. Jeśli nie dotrzymuje warunków współpracy, pracodawca ma prawo pokazać pracownikowi, że nie jest zadowolony z warunków współpracy. To Kulesza powinien rozdawać karty. Jeśli jednak polski futbol jest w stanie rozgrywać jakieś arabskie konto na Twitterze, to chyba coś tutaj nie gra. Media chętnie podkręcają temat, ale oddajmy PZPN-owi, że wystawia się na proste ciosy, opuszczając gardę zdrowego rozsądku.