Burnley wciąż niepewne utrzymania

13 lutego 2021 – Burnley z łatwością pokonuje Crystal Palace 3:0. Na tle drużyny Roya Hodgsona, będącej wyżej w tabeli, nie wygląda na ekipę walczącą o utrzymanie. Po tej wygranej The Clarets nad strefą spadkową mają osiem punktów przewagi i awansują na 15. miejsce. Mimo, że do końca sezonu pozostaje jeszcze sporo meczów, wydaje się, że ekipa z Turf Moor jest w miarę pewna pozostania w lidze na kolejny sezon. Po słabym starcie kampanii, w drugą część sezonu piłkarze Seana Dyche’a weszli całkiem nieźle. Wygrana z Orłami wyglądała na potwierdzenie tego, że Dyche po raz kolejny wraz z Burnley utrzyma się w Premier League

13 marca 2021 – dokładnie miesiąc później The Clarets pokonują na Goodison Park Everton 2:1. Na 10 kolejek przed końcem Burnley zajmuje 15. pozycję w tabeli i ma sześć punktów przewagi nad osiemnastym Fulham. Po pokonaniu na wyjeździe drużyny walczącej o europejskie puchary, tym razem wydaje się, że Sean Dyche i jego ekipa przyklepali już utrzymanie w lidze. Do magicznej bariery 40 punktów brakuje im siedmiu. Mając przed sobą w dwóch następnych kolejkach mecze z będącymi w kiepskiej formie Southampton i Newcastle, The Clarets teoretycznie można wypisać z walki o utrzymanie.

REKLAMA

11 kwietnia 2021 – kolejny miesiąc później Burnley przegrywa na własnym stadionie z Newcastle 1:2. Pomimo, że nad osiemnastym Fulham, które ma jeden mecz rozegrany więcej, mają siedem punktów przewagi oraz jeden nad Newcastle i Brighton, to ekipa The Clarets coraz mocniej zaczyna wplątywać się w walkę o utrzymanie. Ich forma nie może napawać kibiców optymizmem. Dwa opisane wyżej starcia to jedyne zwycięstwa Burnley w ostatnich 12 kolejkach.

Stary, angielski styl

Główną siłą Burnley od momentu awansu do Premier League była solidna gra w defensywie. Nie od dzisiaj wiadomo, że Sean Dyche jest menadżerem w starym angielskim stylu i nad efektowność przekłada efektywność. Jego zespół bazuje na grze długimi podaniami. Trener Burnley chce, aby jego drużyna grała prostymi środkami i unikała niepotrzebnego ryzyka. W wyniku tego The Clarets często zaczęto porównywać do Stoke City Tony’ego Pulisa. Zespołu, przeciwko któremu nie gra się przyjemnie. Którego wyjazd na ich stadion Pep Guardiola porównał kiedyś do wizyty u dentysty.

Jednak wbrew obiegowej opinii Burnley nie jest zespołem murującym bramkę i czekającym tylko na kontry. W obecnym sezonie The Clarets w klasyfikacji wykonanych pressingów w atakowanej tercji zajmują 11. miejsce. Wyżej m.in. od Tottenhamu, Evertonu czy West Hamu. Gracze Seana Dyche’a często od początku wychodzą z planem zakładania wysokiego pressingu już w momencie rozegrania piłki przez przeciwnika od bramkarza. Najlepszym przykładem tego jest wspominane wyżej starcie z Evertonem czy Arsenalem, kiedy to The Clarets w taki sposób zdobyli dwie bramki.

Obrona wymaga poprawy

Takie podejście ma jednak również swoje wady. Aby wysoki pressing był dobrze skoordynowany, potrzebna jest wysoko ustawiona linia obrony. W takim przypadku środkowi obrońcy powinni być szybcy, aby wygrywać pojedynki biegowe z atakującymi rywalami. Obaj stoperzy Burnley – Ben Mee i James Tarkowski – nie grzeszą jednak szybkością i znacznie lepiej radzą sobie z rywalami w pojedynkach siłowych czy powietrznych niż biegowych. W przypadku, gdy pierwsza linia pressingu The Clarets zostanie ominięta, wówczas pojawiają się duże problemy. Ekipa Dyche’a traciła tak bramki m. in. przeciwko Tottenhamowi (0:4) czy tydzień temu w meczu z Southampton, kiedy to Danny Ings wykorzystał wysoko ustawioną linię obrony oraz brak szybkości środkowych defensorów The Clarets.

W poprzednich sezonach zespół Dyche’a znany był ze szczelnej i dobrze zorganizowanej obrony. Na początku obecnego, gdy z kontuzjami zmagali się Ben Mee i James Tarkowski, defensywa nieco kulała. Po powrocie wspomnianej dwójki gra obronna Burnley znacznie się poprawiła, a wraz z nią wyniki całego zespołu. Burnley z dolnej ósemki tabeli, wraz z Fulham straciło najmniej bramek (42). Niemniej jednak, w poprzednich 13 meczach tylko dwa razy zachowali czyste konto. Przeciwko grającemu przez godzinę w osłabieniu West Bromowi oraz we wspomnianym już wcześniej meczu z Crystal Palace. Ponadto The Clarets na przestrzeni całego sezonu dopuszczają do trzeciej największej ilości uderzeń i czwartej najwyższej ilości strzałów celnych.

Burnley się utrzyma?

Obecna sytuacja The Clarets oraz ich ostatnia dyspozycja sugeruje nam, aby nie wyłączać ich tak szybko z walki o utrzymanie. Niemniej jednak ciężko sobie wyobrazić, aby podopieczni Seana Dyche’a w przyszłym sezonie grali w Championship. Obecnie Burnley ma 33 punkty i przed sobą kluczowe starcia m.in. z Fulham oraz Sheffield w ostatniej kolejce. Tak naprawdę dwa zwycięstwa bądź jedno i kilka remisów zapewni ekipie z Turf Moor utrzymanie. Choć na dzień dzisiejszy The Clarets nie mogą być pewni pozostania w elicie, to wątpię też, aby drżeli oni o nie do samego końca sezonu.

Dlaczego? Ostatnie mecze, pomimo, że przegrane, nie były w wykonaniu Burnley wcale takie złe. Z Southampton i Newcastle bardzo dobrze weszli w mecz, ale w dwukrotnie nie potrafili tego prowadzenia utrzymać. Ponadto dobrze zagrali z Evertonem (2:1) czy Leicester (1:1) oraz potrafili urwać punkty Arsenalowi (1:1), a więc z zespołami walczącymi o miejsca w europejskich pucharach. Ponadto gra ofensywna Burnley wygląda coraz lepiej. W obliczu kontuzji Ashleya Barnesa, Sean Dyche postawił z przodu na duet Matej Vydra – Chris Wood. Czech z Nowozelandczykiem wychodzili razem w ostatnich pięciu meczach. Obaj w tym czasie strzelili sześć z siedmiu bramek oraz asystowali przy trzech z nich. Sean Dyche wreszcie może być bardziej zadowolony z gry swojego zespołu w ataku niż w obronie. Mimo, że nie jest to raczej dla niego priorytetem, gdyż w pierwszej kolejności stawia on na zabezpieczenie własnej bramki, to z pewnością nie będzie narzekał, jeżeli duet napastników zapewni mu utrzymanie.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,691FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ