Karierę Mateusza Klicha (mimo że jeszcze niezakończonej) określiłbym mianem solidnej. Nie było w niej miejsca na głupie i nieprzemyślane ruchy. Nawet jeżeli Klichowi nie było gdzieś po drodze z regularną grą, to przed transferem mógł trzeźwo zakładać, że będzie inaczej. Teraz gdy najprawdopodobniej przechodzi na ostatnie lata swojej kariery do MLS uważam, że ponownie wybrał właściwie.
Mateusz Klich pokazał, że Polak potrafi
Obecny 32-latek w pewnym momencie był w Polsce uważany, a przynajmniej takie odniosłem wrażenie, za przeciętniaka, który nie poradził sobie w Wolfsburgu i większość kariery spędzi spokojnie w Holandii, gdzie czuł się dobrze, ale medialnie nie robił wrażenia.
Mateusz od zawsze miał potencjał i jako małolat w Cracovii pokazywał, że polska liga jest dla niego zbyt ciasna. Nie bez powodu niemiecka marka się na niego skusiła. Nie bez powodu zobaczył coś w nim argentyński trener Marcelo Bielsa, wyciskając z Polaka wszystko, co najlepsze.
Mateusz, który w pewnym momencie kariery konsekwentnie odmawiał powrotu do Polski (saga transferowa z Lechem Poznań miała miejsce chyba co okienko transferowe), na „stare lata” uzbierał 82 występy w najlepszej lidze świata — angielskiej Premier League oraz 41. występów z orzełkiem na piersi w dorosłej reprezentacji Polski.
Postawa Klicha jest dla mnie odpowiednikiem mott „nigdy się nie poddawaj” i „nigdy nie jest za późno”. Wprowadził Leeds United do wymarzonej PL, stając się jednocześnie legendą klubu. Konsekwentnie dochodził do celu, znajdując się na ustach wszystkich dziennikarzy w Polsce, gdzie jeszcze nie tak dawno mało kto w niego wierzył, gdy ten grał dla FC Twente czy FC Kaiserslautern.
Mateusz Klich i amerykański sen
Numer 43 już zawsze będzie z nim kojarzony w West Yorkshire w Anglii. Teraz przechodzi z nim do amerykański D.C. United, gdzie pod okiem Wayne’a Rooneya będzie poznawał MLS i soccer. „Clichy” to bardzo pozytywny i otwarty gość — prywatnie jeden z moich ulubieńców wśród polskich piłkarzy — który nie miewa raczej problemów z aklimatyzacją i zmianą otoczenia.
Stany Zjednoczone wydają się idealnym miejscem dla jego osobowości, charakteru i zainteresowań (chociażby NBA, bo Mateusz kibicuje Chicago Bulls). Jeszcze przed oficjalnym transferem Marcin Gortat zabrał go na mecz Washington Wizards (była drużyna „polskiego młota”) z Chicago Bulls.
Mateusz urodził się w Tarnowie, w Polsce mieszkał w Krakowie za czasów reprezentowania Cracovii. Potem w Niemczech, Holandii oraz Anglii. Zachód piłkarsko nie zawsze mu sprzyjał, ale były to zwyczajnie po ludzku dobre miejsca do życia na co dzień. Klimat za oceanem to jednak coś innego, gdzie myślę, że Mateusz idealnie się wkomponuje.
Przeskok z Premier League do MLS powinien być zwyczajnie łatwy. Skoro po 30-stce polski pomocnik poradził sobie z wydajnością i tempem gry na Wyspach, to nie wierzę, że nie da rady przestawić się na często powolną piłkę w spokojnej stolicy USA, czyli w Waszyngtonie.