Są takie nazwiska, które zawsze będą intrygowały kibiców. Jednym z nich jest Zlatan Ibrahimović, dla którego na nowo rozpoczyna się rozdział dawno skończonej książki pt. „Reprezentacja Szwecji”. Po blisko 5 latach rozłąki Ibra ponownie zdecydował się na grę w narodowych barwach. Na pierwszy rzut oka powinna być to dla szwedzkiej drużyny fenomenalna informacja, prawda? Doświadczony snajper, prawdziwa legenda futbolu. Sukces gwarantowany?
No właśnie… nie do końca. Pomimo tego, że prywatnie uwielbiam butnego napastnika, tak wbrew pozorom jego powrót do kadry wcale nie musi zadziałać na kolegów korzystnie. Paradoksalnie największy sukces w ostatnich 20 latach drużyna ze Skandynawii osiągnęła już po abdykacji swojego „cesarza”. Zlatan jest fenomenalnym piłkarzem, który zawsze będzie miał swoje miejsce w historii, ale jest też zawodnikiem, który nie chce podporządkowywać się pod innych. To nie jest typ, który zgodzi się na funkcjonowanie w cieniu kolegów. Wchodząc do jakiekolwiek drużyny z miejsca staje się jej największą gwiazdą. Szwecja przestanie być Szwecją, a stanie się niejako drużyną Zlatana. Wszystko będzie kręciło się wokół jednego człowieka.
Jakie są jednak plusy powrotu?
Ibrakadabra to gwiazda znana każdemu dzieciakowi w Szwecji. Jego obecność w zespole sprawiała, że drużyna podświadomie zawsze grała „pod niego”, chowając wiele swoich atutów. Jasne, możliwe, że „nowa” kadra Szwecji nauczy się grać ze Zlatanem. Ten zostanie idealnie wkomponowany w istniejący już zespół, o zastrzyku mentalnym nie wspominając. Na ten moment czekało wielu jego rodaków, którzy wierzą, że połączenie młodych wilków pokroju Isaka czy Kulusevskiego i starego wyjadacza w osobie Zlatana może przynieść sukces.
Co to oznacza dla reprezentacji Polski? Jedną wielką niewiadomą. Kadra Szwecji może równie dobrze stać się teraz cztery razy bardziej groźna, jak i wytrącić sobie własne zalety. Osobiście niezwykle ekscytuję się wizją powrotu piłkarskiego „króla” na salony reprezentacyjne. Nikt z nas nie przewidzi, czy Zlatan w kadrze okaże się wielkim sukcesem, czy odgrzewanym kotletem, ale jednego można być pewnym. Z Ibrą nigdy nie będziemy się nudzić.
Foto : beinsports