W spotkaniu 14. kolejki polskiej Ekstraklasy Śląsk Wrocław zremisował z drużyną Jagiellonii Białystok. Piłkarze gospodarzy mogą po końcowym gwizdku sędziego pluć sobie w brodę, bo pomimo że przez większość meczu byli stroną dominującą, to ostatecznie nie udało im się wywalczyć zwycięstwa.
Pierwsze minuty spotkania upłynęły w bardzo żwawym tempie
Ekipa z Wrocławia ruszyła od początku do ataków, chcąc zepchnąć rywali do głębokiej defensywy. Cel ten udało się zrealizować, jednak tylko połowicznie. Białostoczanie w pierwszej połowie całkowicie cofnęli się na własną połowę, skupiając się tylko na nielicznych kontrach. I właśnie po jednej z nich goście wyszli na niespodziewane prowadzenie. Pomimo, że Jagiellonia miała o wiele mniej sytuacji od Śląska, to właśnie ona jako pierwsza zdobyła bramkę.
Gdy wydawało się, że zespoły zejdą na przerwę przy prowadzeniu gości, Śląsk w końcu dopiął swego. Po zamieszaniu w polu karnym piłkę przejął Piotr Samiec-Talar, podał do Petra Schwarza, a ten doprowadził do remisu.
Jednak wracając do drugiej części gry, to wyglądała ona identycznie jak pierwsza połówka
Piłkarze Śląska wyraźnie przeważali, dłużej utrzymywali się przy piłce, tworzyli więcej sytuacji, których jednak nie umieli wykorzystać. Zmieniło się to dopiero w 58. minucie. Wrocławianie świetnie wykonali rzut wolny sprzed pola karnego Jagiellonii, a piłkę do bramki skierował Samiec-Talar, który notabene zagrał bardzo udane zawody.
Prowadzenie Śląska utrzymało się jedynie przez osiem minut. W 66. minucie białostoczanie wyprowadzili kontratak, który ponownie doprowadził do remisu. Jak się później okazało było to ostatnie trafienie w całym spotkaniu. Biorąc pod uwagę cały przebieg meczu, to Śląsk był zdecydowanie lepszą ekipą. Dominował nad rywalem, stworzył o wiele więcej sytuacji, jednak przez słabe wykończenie i brak skupienia w defensywie, musi zadowolić się jedynie remisem, który nieznacznie zmienia ich miejsce w tabeli. Z kolei Jagiellonia może cieszyć się, że po tak słabym meczu w ich wykonaniu wraca do Białegostoku z przynajmniej jednym punktem. Zawodnicy trenera Stolarczyka oprócz dwóch kontrataków, które zakończyły się bramką, zagrali naprawdę kiepskie zawody, nie umiejąc długimi momentami wyjść nawet z własnej połowy.