W ubiegłym sezonie MLS tylko 12 zawodników strzeliło więcej goli niż Kacper Przybyłko. Polski napastnik nie zaliczył idealnego sezonu, a i tak miał identyczny bilans co tacy gracze jak Gonzalo Higuain czy Josef Martinez. Zimą po Polaka zgłosiła się ekipa Chicago Fire, która płacąc ponad milion euro ściągała do siebie jednego z najskuteczniejszych piłkarzy w rozgrywkach. Dziś, Przybyłko musi zmierzyć się z potężną falą krytyki i opiniami jednego z najgorszych napastników ligi.
Bilans Kacpra – 3 gole w 15 występach sam w sobie jest już sporym rozczarowaniem
Co gorsze, Polak oprócz 3 trafień dołożył również… 6 zmarnowanych „setek”. Szumnie zapowiadana współpraca z Xherdanem Shaqirim póki co jest totalną klapą – Szwajcar nie zalicza asyst, Polak nie strzela bramek.
Kibice Chicago Fire nie szczędzą Przybyłce słów krytyki. Ich zdaniem napastnik przegrywa większość pojedynków powietrznych, nie wystawia się do piłek, tak naprawdę bardziej przeszkadza kolegom, niż realnie włącza się do kreowania akcji. Opinie sugerujące odsunięcie go od składu pojawiają się od wielu tygodni i z każdym gorszym meczem jedynie narastają.
Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na dwa „czynniki łagodzące”
Po pierwsze, Kacper Przybyłko w Philadelphii Union występował często jako jeden z dwóch napastników. Nawet jeśli był „na szpicy”, to i tak mógł liczyć na wsparcie pozostałych ofensywnych graczy. W Chicago Fire musi współpracować z Shaqirim, ale jego zadania są obszerniejsze. Nie trzeba wnikliwej analizy, by zauważyć, że po prostu nie radzi sobie z taką rolą.
Chicago Fire jest również zdecydowanie słabszym zespołem niż Philadelphia Union. Przybyłko był dotychczas świetnym strzelcem, ale w wielu spotkaniach musiał tylko i wyłącznie finalizować akcje. W nowym klubie w pewnym momencie miał nawet wracać się do linii pomocy. To nie jest piłkarz, który będzie zachwycał swoją wszechstronnością. W Philadelphii idealnie wpasował się w system gry, wszyscy znali jego wady i potrafili wyciągać korzyści z atutów. Jako napastnik Chicago – Przybyłko przeżywa trudne chwile i wydaje się, że to coś więcej niż chwilowy kryzys.